Tak miało być
Świat

Tak miało być

 Przed tygodniem wspominaliśmy, że jedynym realnym pytaniem przed zakończeniem zasadniczej fazy pucharowych zmagań jest kwestia zwycięstwa w drugiej grupie południowej, choć korespondencyjną rywalizację ekip z Malmö oraz Linköping trudno było nazwać sprawiedliwą ze względu na terminarz.

 Ten ostatni w sposób jednoznaczny premiował bowiem drużynę prowadzoną przez szalejącego przy ławce rezerwowych Joela Kjetselberga, bo to właśnie jego Rosengård w ostatni weekend rywalizacji podejmował na własnym stadionie trzecioligowca z Göteborga. Najbardziej utytułowany szwedzki klub z prezentu oczywiście skwapliwie skorzystał, a zawodniczki ze Skanii nogę z gazu zdjęły dopiero na początku drugiej połowy, tuż po strzeleniu trzynastego tego popołudnia gola. Gdyby była konieczność, pewnie bez większego wysiłku dobiłyby i do dwudziestki, ale na ich szczęście aż tak nie trzeba było swojej absolutnej supremacji na murawie akcentować. Paradoksalnie, bezbramkowy remis w równolegle rozgrywanym starciu w Åtvidabergu może okazać się dla fanów z Östergötland swego rodzaju wybawieniem, bo gdyby Ella Lundin i Cathinka Tandberg ostatecznie trafiały do siatki Vittsjö zamiast ostrzeliwać jej obramowanie, to dyskusjom i w pewnym sensie zrozumiałym żalom w obozie LFC mogłoby nie być końca. A tak, to przynajmniej w teorii wszystko nam się zgadza, bo dalej idzie klub, który po prostu wywalczył w grupie najwięcej punktów. Idea fair play zatem nie ucierpiała, w przeciwieństwie jednakże do poziomu emocji i pucharowej dramaturgii.

bajen

 

 Tej ostatniej zabrakło także w pozostałych grupach, gdzie promocję do półfinału przyklepały kolejno Piteå (3-0 z Brommą), Hammarby (5-2 z Örebro) oraz Häcken (7-2 z Kristianstad). Dość nieoczekiwanie, całkiem ciekawe i pełne zwrotów akcji okazały się natomiast rozegrane na neutralnym Grimsta Idrottsplats derby Sztokholmu, ale śledzenie i odbiór rywalizacji zawodniczek Djurgården i AIK psuł nieco fakt, że de facto była to gierka w stu procentach towarzyska, w której wygrać czy przegrać nie dało się absolutnie nic. I tak pół-żartem można nawet stwierdzić, że zwycięzców i pokonanych rzeczywiście tego dnia nie było, bo po ostatnim gwizdku na tablicy wyników widniał polubowny remis 2-2 i właśnie takim akcentem dla obu tych ekip zakończyła się przygoda z tegoroczną edycją Pucharu Szwecji. Wciąż trwa ona jednak dla kwartetu faworytów, którzy to jeszcze w tym miesiącu rozstrzygną między sobą, kto dostąpi zaszczytu wystąpienia w zaplanowanym na 1. maja finale. Najciekawszy na papierze scenariusz to chyba kolejny akord odwiecznej batalii Północy z Południem (Piteå vs Rosengård), a także okazja do rewanżu za dwa epickie, ubiegłoroczne boje o najwyższą stawkę (Häcken vs Hammarby). Jeszcze przed losowaniem szanse na właśnie taki układ wynoszą aż pięćdziesiąt procent, choć bez względu na ostateczny kształt półfinałowej drabinki, sportowych emocji na tym etapie zmagań zabraknąć nam już nie powinno. Szkoda jednak, że prawdziwe granie zaczyna się tak naprawdę dopiero teraz i obejmuje w zasadzie trzy mecze. Ale skoro nijak nie jesteśmy władni tego zmienić, to cieszmy się tym, co mamy, wszak już za moment znów zrobi się w naszej piłce klubowej naprawdę ciekawie.

Marcowe granie to także okazja do tego, aby przyjrzeć się potencjalnym gwiazdom oraz odkryciom nadchodzącej rundy wiosennej i na szczycie pierwszej z list niewątpliwie powinno znaleźć się nazwisko pozyskanej zimą przez Rosengård Japonki Momoko Tanikawy. Pochodząca z prefektury Aichi osiemnastolatka w każdym z trzech spotkań ekipy ze Skanii byłaby kandydatką numer jeden do odebrania nagrody MVP i wydaje się, że to właśnie jej postawa może okazać się kluczem w drodze po ewentualny czternasty tytuł mistrzyń Szwecji dla FCR. Indywidualnie błyszczała także Hlin Eiriksdottir z Kristianstad, ale o ile do jej popisów zdążyliśmy się już w jakimś stopniu przyzwyczaić, o tyle jej klubowa i reprezentacyjna koleżanka Katla Tryggvadottir (rocznik -05) dopiero się szerszej publiczności przedstawia i robi to w iście imponującym stylu. Zdecydowanie powyżej oczekiwań spisywał się ofensywny tercet Växjö, a Larkin Russell, Elin Nilsson i nieformalna liderka tej formacji Dessislava Dupuy (Bułgarka z amerykańskim rodowodem) dają nadzieje, że oto w Småland może istnieć życie po Evelyn Ijeh, która swoją drogą coraz odważniej poczyna sobie w Mediolanie. Wracając na krajowe podwórko, malutki, lecz w pełni zasłużony plusik stawiamy także przy nazwisku Olivii Ländin Sjöblom z Djurgården, która niespodziewanie trochę nawet dla samej siebie, stała się na ten moment napastniczką numer jeden w talii trenera Fernandeza. W tej radosnej wyliczance nie pojawiły się póki co zawodniczki reprezentujące na co dzień elitarny tandem Hammarby – Häcken, ale stało się tak tylko i wyłącznie dlatego, że właśnie im przypada w udziale wyróżnienie zespołowe. Choć oczywiście indywidualne popisy norweskiej grupy do zadań specjalnych w składzie Julie Blakstad, Anna Jøsendal, czy wreszcie niemal perfekcyjna w derbach przeciwko AIK Vilde Hasund, uwadze czujnych obserwatorów zdecydowanie nie umknęły.


Tabele grup Pucharu Szwecji:

Jared Burzynski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!