Blog Mireckiego 31: Sezon ligowy w rozgrywkach piłkarskich kobiet ledwie ruszył, a już doświadczył praktycznie wszystkimi smaczkami, które miał tylko do zaoferowania. W dzisiejszym artykule odejdę nieco od tematu drużyny Czarnych Sosnowiec właśnie na poczet nurtujących mnie od kilku dni aspektów związanych z naszą rodzimą Ekstraligą. Oczywiście jeszcze raz gratuluję naszym dziewczynom za kapitalne zaprezentowanie swojego warsztatu na terenie Wrocławskiego GEM Hotelu w rywalizacji z AZS-em, a jeśli tylko nadejdzie odpowiedni do tego moment, to jak już wspomniałem, z całą pewnością zajmę się obszerniejszym opisem tego wydarzenia, tymczasem dziś parę słów nie o Czarnych w lidze, lecz o czarnych stronach tej ligi. Arsen, aceton, kadm, chrom, kobalt, wanad i ołów – to nie nazwy chemiczne z ulotki przestrzegającej nas przed paleniem papierosów, lecz na ogół występujące składniki granulatu, z którego wykonane są sztuczne nawierzchnie, i wydaje się, że to już odstrasza, gdyby nie to, że to naprawdę najmniejsze piwo związane z zagrożeniem, jakie niesie zabieg gry na tego typu boiskach. Żeby uzmysłowić bardziej niebezpieczeństwo dla stawów i kości jakie niesie gra na sztucznych nawierzchniach posłużę się przykładem z wiosny tego roku, gdzie to w Ligue1 po kontuzji odniesionej na sztucznej nawierzchni przez Sofiane’a Boufal’a, związek zaapelował do władz ligi o zakaz gry na tego typu murawach, co we Francji stało się niemal przełomem. Być może wielu z was to nie zaskoczy, gdyż tajemnicą poliszynela jest gro zagrożeń jakie niesie syntetyczne podłoże, jednak wciąż trzeba to zjawisko piętnować, a już zdecydowanie również zakazać procederu gry na tego typu murawach na poziomie Ekstraligi kobiet.
Profesor Jan Chmura otwarcie stwierdził nawet, że trening i gra na tego typu nawierzchniach, to swego rodzaju cofanie się w rozwoju, organizm bowiem wykorzystuje podczas wysiłku zupełnie inne komórki mięśniowe, aniżeli podczas ćwiczeń na naturalnych, trawiastych dywanach. Od lat największymi z kolei obrońcami gier i treningów na sztucznych nawierzchniach są włodarze stołecznej Legii, którzy albo wypowiadają się w tej kwestii pochlebnie, bądź zmiatają temat pod dywan, powstaje zatem pytanie skąd w tak profesjonalnym klubie takie stanowisko? A no wyobraźmy sobie, jakie koszta musiałby ponieść klub z Łazienkowskiej w celu wygospodarowania od miasta w takim miejscu kilku hektarów pod budowę muraw z trawiastą nawierzchnią (w dodatku droższą w utrzymaniu), nieopłacalność inwestycji powoduje zatem robienie ludziom waty z mózgu i zakłamywanie rzeczywistości. Wciąż zatem nie rozumiem kalkulowania i oszczędzania na ludzkim zdrowiu, a tym bardziej nie akceptuje (choć powodów nie znam) dlaczego właśnie zespół AZS-u Wrocław, z którym rywalizowały nasze dziewczyny ubiegłej niedzieli, nadal występuje na sztucznej nawierzchni, narażając zdrowie swoich dziewczyn oraz zdrowie zawodniczek rywali. Wg mnie, przynajmniej na tym poziomie rozgrywek powinno się tego zakazać.
Jeśli już jesteśmy w temacie klubu z Wrocławia, to aby lekko skontrować i wziąć pod obronę sympatyczny zespół Akademiczek to chciałbym odnieść się również do kwestii walkowera, otrzymanego w wyniku zaniedbania w spotkaniu z AZS UJ Kraków. Oczywistym jest fakt, że niedopatrzenia należy brać pod obstrzał, jednakże od lat irytuje mnie adekwatność kary wobec czynu, i to jak dobrze wiemy nie tyczy się jedynie PZPN-u, ale i związków wyższej rangi, przecież każdy z nas pamięta nieszczęsny kazus Bartosza Bereszyńskiego, co czyni od dwóch lat niemal sztandarowy przykład tego typu błędu logistycznego. Ja jednak sprzeciwiam się karaniu wszystkich przy jednoczesnym tak obfitym nagradzaniu innych, w wyniku tylko jednego niedopatrzenia. Podkreślam: Jednego niedopatrzenia! Odbieranie wybieganych przez dziewczyny po wspaniałym meczu trzech punktów na rzecz przeciwnika, który praktycznie nie istniał na boisku, tylko z powodu jednego błędu to nieporozumienie. Gdyby tylko AZS UJ Kraków wygrał te spotkanie sytuacja byłaby banalna, jednak w wypadku zwycięstwa ekipy, która popełniła finalnie błąd w papierach powinno się rozstrzygnąć obustronny walkower. Jednakże tak, aby nikt nie był pokrzywdzony (Kraków przecież rozgrywał mecz, przeciwko jednej z dziewczyn, która teoretycznie nie powinna być na boisku, co jakby to była np. Kosovare Asslani?) powinno się zasądzić remis 0-0 i rozdać obu drużynom po jednym punkcie.
Trzecią i zarazem ostatnią irytującą mnie kwestią jest duma, która rozpiera prezesa związku, wszechmocnego i sprawiedliwego Pana Andrzeja Padewskiego, który niedawno wynegocjował w trudzie i znoju niezwykle atrakcyjne gratyfikacje pieniężne za poszczególne miejsca i sukcesy w Ekstralidze kobiet! 60 tysięcy złotych za 365 dni treningów i walki w 27 spotkaniach dla średnio 22 osobowej drużyny piłkarskiej, sztabu i osób decyzyjnych w klubie (liczmy ok. 50 osób) daje rewelacyjną nagrodę 3 złote 20 groszy za każdy dzień sezonu starań piłkarki, czy trenera i to zakończonego mistrzostwem Polski. Jak to mówił Rahim w filmie „Jesteś Bogiem”: „tyle co na bilet…” Zważywszy na fakt, że mówimy tutaj o Panu Padewskim i wielce prawdopodobnym mistrzostwie dla Medyczek z Konina, dziewczyny będą mogły po sezonie obejść się smakiem. Patrząc na kwoty za drugie i trzecie miejsce, można już z kolei mieć zastrzeżenia czy te nagrody starczą, by na koniec sezonu klub zafundował każdej z dziewczyn w podzięce po jednym lodzie „Kaktus”.
Reasumując, w oczekiwaniu na materiał filmowy ze spotkania Czarnych we Wrocławiu chciałem przedstawić wam moje stanowisko na kilka kwestii, które wyszły w ostatnich dniach w żeńskiej rzeczywistości ligowej. Co najbardziej mnie w tym wszystkim napawa radością, w żadnym z tych irytujących aspektów w roli głównej nie występowały same piłkarki, które w moim przekonaniu są najlepszymi aktorkami tego przedstawienia, no i niech tak zostanie! Co do kwestii powołań na najbliższe zgrupowanie reprezentacji to mam tylko zastrzeżenie. Rad jestem oczywiście ze zmiany trenera Wojciecha Basiuka, który wypalił się w roli szkoleniowca, co najdobitniej uwidoczniła kompromitacja w Danii, świeżość była potrzebna, jednak nie aż taka rewolucja… brak Eweliny Kamczyk oraz Nikol Kaletki to swego rodzaju ruch po bandzie, dla wielu z nas kompletnie niezrozumiały, ale być może chodziło o to by wprowadzić swego rodzaju parytet? Skoro w reprezentacji męskiej w pomocy występuje Kapustka, to w żeńskiej musiała miejsce znaleźć Sałata…
Maciek Gołębski
3 Comments