Paryż podbity, a lider w Hisingen!
Świat UEFA Women's Champions League UEFA Womens Champions League

Paryż podbity, a lider w Hisingen!

bild1
Häcken nie przestaje przywozić cennych skalpów z pucharowych wojaży. Po zwycięstwie w Enschede przyszedł czas na Paryż! (Fot. Bildbyrån)

Na wstępie trzeba ustalić jedną kwestię: zwycięstwo przedstawicielek Damallsvenskan na francuskiej ziemi w fazie grupowej europejskich pucharów to bezsprzecznie duża rzecz. Bo nawet jeśli Paris FC nie jest przeciwnikiem klasy Olympique Lyon, to jednak cały czas mówimy tu o zespole, który tej jesieni odprawił w eliminacjach dwóch półfinalistów poprzedniej edycji Ligi Mistrzyń, a na krajowym podwórku pogromczynie znalazł jedynie we wspomnianych już hegemonkach z Lyonu. Tak, podopieczne Maka Adama Linda udały się dziś na naprawdę niełatwy teren i pomimo absencji tak kluczowych piłkarek jak Hanna Wijk, Clarissa Larisey, czy Elin Rubensson wróciły z tej wyprawy opromienione jednym z najcenniejszych skalpów szwedzkiej piłki klubowej w ostatnich latach. I co by nie miało się od tego momentu wydarzyć, za Enschede i za Paryż zawodniczkom z Hisingen już teraz należy się po prostu ogromny szacunek.

A jego skala tylko i wyłącznie rośnie, gdy w głowie po kolei pojawiają się nam obrazki z dzisiejszego meczu. Pamiętacie może, jak we wrześniu Häcken w czterech kolejnych meczach przeciwko niżej notowanym rywalkom zagrał konsekwentnie na zero z przodu? Jeden z moich dobrych znajomych zażartował wówczas, że nie ma absolutnie powodów do obaw, bo pożądana skuteczność wróci właśnie na Ligę Mistrzyń i kilka tygodni później te wypowiedziane trochę z przekory słowa okazały się wyjątkowo prorocze. Bo jeśli trzeba byłoby wskazać jedną cechę, która charakteryzowała wicemistrzynie Szwecji podczas wyjazdowych starć w Holandii i Francji, to najpewniej byłaby nią niesamowita precyzja w wykorzystywaniu stwarzanych przez siebie sytuacji. Jasne, niemal w komplecie były one konsekwencją składnych, zespołowych akcji, ale tym razem zgadzały się nie tylko pomysł i wykonanie, ale także wykończenie. A tego kluczowego skądinąd składnika naszym pucharowiczkom brakowało w przeszłości wielokrotnie. Häcken raz jeszcze udowodnił jednak, że w przypadku tego klubu efektywność jak najbardziej może iść w parze w efektownością i jakoś nie mamy ani krzty wątpliwości, że końcowy rezultat z Paryża uszczęśliwił dziś nie tylko sympatyków Damallsvenskan, ale i wielu neutralnych miłośników futbolu. Bo takie historie zawsze wzruszają, a gdy pisze je zespół, na który zwyczajnie przyjemnie się patrzy, to radość momentalnie staje się podwójna.

Wspominałem już o zmieniających się niczym pokaz slajdów cudownych, paryskich obrazkach, więc myślę, że jak najbardziej na miejscu będzie przywołanie w tym tekście kilku z nich. Tym bardziej, że żyjemy w czasach, w których stosunkowo łatwo jest odwinąć sobie cały mecz akcja po akcji, jeśli tylko ktoś poczuje taką potrzebę. Zdecydowanie bardziej znamienna niż suche liczby na tablicy wyników była dla mnie chociażby stonowana, a jednocześnie na swój sposób ekspresyjna radość Anny Sandberg po golu na 2-0. Lewa wahadłowa z Hisingen najpierw stoczyła niesamowitą walkę z czasem o powrót na boisko, eliminacyjny dwumecz z Twente rozpoczęła od… asysty przy pierwszym golu dla rywalek, za co później bardzo się obwiniała, ale na początkowe niepowodzenia odpowiedziała w najlepszy możliwy sposób i jeszcze w starciu z wicemistrzyniami Holandii dołożyła do finalnego awansu całkiem sporych rozmiarów cegłę. Strzelony dziś gol był więc w jej przypadku zwieńczeniem niesamowitego, emocjonalnego rollercoastera, ale i nagrodą za niezwykły upór i konsekwencję w dążeniu do celu. Swój wielki dzień miała w stolicy Francji również inna dwudziestolatka, autorka trafienia na 1-0 Rosa Kafaji. Pozyskana z AIK napastniczka imponowała jednak nie tylko skutecznością, ale i niezwykle ofiarną postawą w defensywie, co przełożyło się na rekordową liczbę odbiorów oraz przechwytów w centralnej tercji boiska. Pojedynki indywidualne zdarzało się przegrać na przykład Elmie Nelhage, czy Katariinie Kosoli, ale gdy takie coś miało miejsce, to koleżanki z formacji obronnej już czekały z asekuracją, a wspomniane zawodniczki błyskawicznie odpracowywały swoje na przykład wygranym pojedynkiem powietrznym lub rozstrzygniętą na swoją korzyść kluczową przebitką. I choć to starcie miało niewątpliwie bohaterki pierwszoplanowe, to ten wspaniały triumf ma przynajmniej kilkanaście twarzy. Bo trzech punktów przywiezionych z francuskiej metropolii nie byłoby zarówno bez kapitalnych interwencji Jennifer Falk, jak i bez przemyślanych podań Mariki Bergman Lundin. Całe swoje serce włożyła w ten mecz zarówno opadająca w końcówce z sił i jadąca już przede wszystkim na ambicji Anna Anvegård, jak i rezerwowa, szesnastoletnia Felicia Schröder, a nawet posłana w bój w samej końcówce Johanna Fossdalsa z Wysp Owczych, która ani trochę nie bała się ostrych, fizycznych starć przed własnym polem karnym. I jeśli ktoś będzie miał kiedyś wątpliwości, czy futbol aby na pewno – jak głosi znane porzekadło – jest najbardziej drużynową z gier zespołowych, to postawa piłkarek Häcken na gościnnych występach w Holandii i Francji daje tu raczej jednoznaczną odpowiedź. A brzmi ona tak, że przynajmniej przez najbliższy tydzień liderek grupy D szukać należy nie w Paryżu, Londynie lub Madrycie, lecz w Hisingen.

Dzień wcześniej swoje grupowe zmagania rozpoczęły także zawodniczki FC Rosengård, które na dzień dobry uległy na własnym boisku niemieckiemu Frankfurtowi 1-2. Wynik ten jest jednak pewnym zakłamaniem rzeczywistości, gdyż ekipa z środka tabeli Bundesligi dominowała w stolicy Skanii niepodzielnie i wyłącznie na własną prośbę zafundowała sobie ostatecznie niesamowicie nerwową końcówkę. Fakt, kontaktowy gol Olivii Schough padł dopiero w czwartej minucie doliczonego czasu gry, ale niespełna kwadrans wcześniej futbolówka odbiła się od poprzeczki bramki gościń po kąśliwym strzale z dystansu Hanny Andersson, a Stina Johannes mogła mówić o sporym szczęściu, że sytuacja ta nie zakończyła się ostatecznie golem samobójczym. Nieco wcześniej sygnał do ataku dała trzynastokrotnym mistrzyniom Szwecji Ria Öling, rozgrywając prostą, acz efektowną, dwójkową akcję z tradycyjnie już trzymającą solidny poziom Mai Kadowaki. Z całkiem pozytywnej strony zaprezentowała się także rezerwowa Bea Sprung, a jej pojawienie się na boisku wniosło do gry Rosengård szczyptę tak bardzo potrzebnej temu zespołowi fantazji. Kilka niewątpliwych plusów nie może jednak ani trochę zaciemnić smutnego w przeważającej części obrazu, który na przestrzeni całego roku kalendarzowego rysuje się nam w stolicy Skanii. Bo nawet jeśli uznamy, że Frankfurt był w tej akurat rywalizacji minimalnym faworytem, to jednak od drużyny tak doświadczonej, ogranej na wielu frontach i zawsze aspirującej do gry o najwyższe cele powinniśmy oczekiwać chyba nieco więcej niż przekonującego zwycięstwa nad Spartakiem Subotica. Ekipa z Malmö ponownie rozczarowała jednak swoich sympatyków i jeśli za niespełna tydzień chce uniknąć ósmej z rzędu porażki w fazie grupowej piłkarskiej Ligi Mistrzyń, to w Lizbonie będzie musiała zaprezentować się zdecydowanie korzystniej. Potencjał ku temu niewątpliwie jest, tylko niestety coraz częściej przychodzi nam zastanawiać się, czy poza nim zostało w tym zespole coś więcej. Dla dobra całej szwedzkiej piłki lepiej, aby odpowiedź na tak postawione pytanie okazała się jednak twierdząca.


Komplet wyników:


Tabele grup LM:

Jared Burzynski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.

error: Content is protected !!