Ach, co to był za wieczór! Czasami zdarza nam się kręcić nosem, że poziom tej naszej ligi momentami nie dojeżdża, ale w miniony piątek Damallsvenskan zdecydowanie pokazała światu swoją najpiękniejszą twarz. Trzy mecze, z których każdy dostarczył oglądającym tylu wrażeń, że spokojnie dałoby się obdzielić nimi przynajmniej kilka kolejek. Nasze podsumowanie zacznijmy może od Malmö, gdzie broniący tytułu Rosengård rozegrał swój zdecydowanie najlepszy tej jesieni mecz, ale wystarczyło to zaledwie do tego, aby podzielić się punktami z wciąż niepokonanym od wrześniowych derbów Djurgården. Podopieczne Ievy Cederström rozpoczęły od naprawdę mocnego uderzenia, a szybki gol autorstwa Japonki Mai Kadowaki był jedynie potwierdzeniem, że mistrzynie Szwecji nie zamierzają tego dnia bawić się w półśrodki. Wystarczyły jednak zaledwie trzy minuty dekoncentracji, aby z 1-0 zrobiło się 1-2, gdyż niełapalna w tej fazie sezonu Stinalisa Johansson najpierw sama pokonała Earthę Cumings, a następnie miała swój niemały udział przy trafieniu Tilde Lindwall. Skromnej zaliczki zawodniczki Dumy Sztokholmu broniły naprawdę mądrze i choć co i raz dopisywało im szczęście (bo jak inaczej nazwać pięć (!) strzałów Rosengård w obramowanie bramki), to jednak poza zupełnie ostatnią fazą meczu nie mogliśmy mówić tu o żadnej rozpaczliwej defensywie. Jeden punkt gospodyniom udało się jednak uratować, gdyż w czwartej minucie czasu doliczonego dośrodkowaną przez Sofie Bredgaard futbolówkę do własnej bramki pechowo skierowała Sanna Kullberg.
Emocji w trybie last minute nie brakowało także na Bravida Arenie, gdzie również wszystko rozpoczęło się zgodnie z planem. Napór miejscowych, presja nałożona na defensywę Vittsjö przez Katariinę Kosolę i Rosa Kafaji już w dziewiątej minucie przełamała wreszcie strzelecką niemoc. Jeśli jednak myślicie, że od tego momentu Häcken całkowicie zdominował boiskowe wydarzenia, to zdecydowanie się mylicie. To znaczy, Anna Anvegård oraz Felicia Schröder swoje okazje oczywiście miały i gdyby tylko któraś z nich poszła w ślady koleżanki z ofensywy Os, to mecz udałoby się najpewniej zamknąć, ale nic takiego się nie wydarzyło, a gościnie ze Skanii z każdą minutą jakby zyskiwały wiarę w to, że tego spotkania wcale nie trzeba przegrać, a passa meczów bez porażki wcale nie musi zakończyć się właśnie w Hisingen. Jak zwykle niesamowicie zdeterminowane były Clara Markstedt i Katrina Gorry, sporo ożywienia wniosła z ławki Cajsa Rubensson, która po raz pierwszy w karierze miała sposobność rywalizować na ligowych boiskach ze swoją zdecydowanie bardziej utytułowaną siostrą, ale bohaterką ekipy prowadzonej przez trenerski duet Kristiansson – Mårtensson okazała się postać cokolwiek nieoczywista. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry z narożnika boiska dośrodkowała Sarah Stratigakis, a w szesnastce Häcken najwyżej wyskoczyła… amerykańska bramkarka Vittsjö Elaine Burdett i celnym strzałem głową doprowadziła do rozpaczy kibiców z Hisingen. Z potknięcia Os w pełni skorzystał Linköping, który w pierwszej połowie swojego meczu tak bardzo zdominował rywalki z Piteå, że widniejące na tablicy wyników 3-0 wydawało się być stosunkowo łagodnym wymiarem kary. Momiki, Björk i Selerud robiły w środku pola co chciały, a Cornelia Kapocs wysyłała kolejne sygnały, że w rywalizacji o Złotego Buta ani na moment nie można o niej zapominać. Po powrocie z szatni żadna z drużyn ani trochę nie przypominała jednak siebie sprzed przerwy, a piłkarkom z Norrbotten wystarczyła niespełna minuta (tak, na grafice nie ma błędu!), aby zniwelować stratę z trzech do jednego gola. I w tym momencie naprawdę zaczęło się dziać, gdyż najwyraźniej zaskoczony takim obrotem spraw Linköping mentalnie do gry już nie wrócił, a rozpędzające się gościnie stworzyły sobie tyle okazji, że z Östergötland mogły tak naprawdę wywieźć nie jeden, a trzy punkty. Cajsie Andersson sprzyjała jednak fortuna, bo zarówno piękny strzał Katriny Guillou, jak i sytuacyjna próba Asli Johahanesen zatrzymały się ostatecznie na dolnej krawędzi poprzeczki, dzięki czemu LFC wciąż utrzymał się w grze nawet o mistrzowski tytuł.
Tym bardziej, że problemów rywalek z czołówki tabeli nie wykorzystało Hammarby, które póki co jesienią nie zachwycało, ale pomimo boiskowych ciężarów punktowało nadzwyczaj regularnie. Od ponad miesiąca niezmiennie wspominaliśmy jednak, że prawdziwa próba wartości czeka zawodniczki Bajen dopiero w październiku, a domowe starcie z Kristianstad miało być pierwszym z czterech sprawdzianów zaliczeniowych na drodze do wyczekiwanego od niemal czterech dekad mistrzostwa. Dziś wiemy już, że test ten został przez ekipę z Södermalm oblany, ale jeśli do 75. minuty oddajesz w światło bramki przeciwniczek zaledwie jeden celny strzał, to trudno mieć o taki stan rzeczy pretensje do kogokolwiek z zewnątrz. A prawda jest taka, że Kristianstad wcale nie rozegrał w stolicy jakiegoś wielkiego meczu, ale po prostu solidna postawa tym razem w zupełności wystarczyła do tego, aby z terenu byłych już liderek Damallsvenskan zabrać ze sobą trzy punkty i kapitalne wspomnienia. A radość po tym, jak Sheila van den Bulk przytomnie dobiła futbolówkę po przestrzelonym przez Therese Ivarsson rzucie karnym jednoznacznie pokazuje, że KDFF w tym sezonie bez względu na sytuację w tabeli będzie grać do końca na maksimum swoich możliwości. Fanom Hammarby na pocieszenie pozostała świadomość, że Anna Tamminen właśnie w trakcie sobotniego meczu o osiem minut pobiła absolutny rekord ligi pod względem liczby minut z czystym kontem. Choć przypuszczamy, że w tej chwili nawet fińska golkiperka bez zastanowienia zamieniłaby ów indywidualny laur na punkty, które bezpowrotnie odjechały wesołym busem do północno-wschodniej Skanii.
A co wydarzyło się na innych arenach? Beniaminek z Norrköping planowo przejechał się po Kalmarze, Jennie Egeriis szalała na lewym skrzydle, a My Cato na pomeczowej konferencji śmiało wspomniała coś o szansie w pierwszej reprezentacji. Nadzieję na pozostanie w krajowej elicie przedłużyła Bromma, która między innymi dzięki dubletowi Klary Andrup oraz niezwykle gościnnej postawie defensorek z Närke bezlitośnie wypunktowała na Behrn Arenie Örebro. W niezwykle istotnym w perspektywie walki o utrzymanie meczu zmierzyły się także zespoły z Uppsali oraz Växjö. Dla obu ekip było to starcie absolutnie kluczowe, ale po ostatnim gwizdku sędzi Sofie Borck Janeheim zameldować skuteczne wykonanie zadania mogły tylko podopieczne trenera Olofa Unogårda. Piłkarki ze Småland losy niezwykle istotnej potyczki odwróciły dopiero w drugiej połowie, gdyż do przerwy to gospodynie zdawały się być zdecydowanie bliżej celu po fantastycznym golu Klary Folkesson. Trafienia Nesrin Akgün (po kolejnej tej jesieni fatalnej pomyłce Milli-Maj Majasaari) oraz Lakin Russell z rzutu karnego sprawiły jednak, że poduszka bezpieczeństwa dla Växjö powiększyła się z pięciu do ośmiu punktów i choć nie jest to jeszcze niepodważalna polisa bezpieczeństwa, to jednak perspektywa występów w najwyższej klasie rozgrywkowej również w kolejnym sezonie stała się dziś zdecydowanie bardziej realna.
Komplet wyników:
Klasyfikacje indywidualne:
Klasyfikacje drużynowe:
Przejściowa tabela: