​Dzień, w którym zatrzymała się Szwecja
Publicystyka Świat

​Dzień, w którym zatrzymała się Szwecja

foto. Getty Images

Dokładnie trzynaście lat czekaliśmy na kolejny finał wielkiej imprezy z udziałem szwedzkich piłkarek. To niezwykle dużo czasu, ale oczywiście zdajemy sobie sprawę, że niektórzy czekają jeszcze dłużej i być może nigdy się nie doczekają. Dlatego tym bardziej należy uszanować to, co mamy.

Na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem Carol Anne Chenard wracamy jednak pamięcią nie do roku 2003, a do ostatniego zwycięskiego dla Szwecji finału. Odbył się on 27. maja 1984 przy Kenilworth Road w angielskim Luton, a stawką był tytuł najlepszej drużyny Europy. Cała zabawa przeciągnęła się wówczas aż do rzutów karnych, w których to Szwedki okazały się minimalnie skuteczniejsze od rywalek, zwyciężając ostatecznie 4-3. Czy ten wynik nie brzmi aby całkiem znajomo? Do decydującej jedenastki nie podeszła wprawdzie wtedy Lisa Dahlkvist, ale analogii do roku 2016 i tak jest aż nadto. Autorką trafienia na wagę mistrzostwa Europy była bowiem Pia Sundhage.

Złota ekipa z Luton stała się na wiele lat punktem odniesienia dla kolejnych pokoleń piłkarek, ale – paradoksalnie – przywoływanie owego sukcesu coraz bardziej uzmysłowiało nam, jak wiele czasu minęło od chwili, w której Szwecja po raz ostatni wygrała wielki turniej. Kraj, w którym mniej więcej co dziesiąta kobieta jest lub była zarejestrowaną piłkarką, od blisko trzech dekad bezskutecznie próbuje wdrapać się na zdobyty w 1984 roku szczyt, ale efekty tych działań są nie do końca zadowalające. Co więcej, można odnieść wrażenie, że w każdym kolejnym cyklu zwyciężanie pojedynczych meczów przychodzi z coraz większym trudem, a wyzwania zaczynają rzucać nam (i innym potentatom z dawnych lat) nawet kraje, które jeszcze do niedawna były na piłkarskiej mapie świata białymi plamami. Tak przedstawia się nowa rzeczywistość, w której trzeba nauczyć się skutecznie funkcjonować.

Niezależnie od wyniku wielkiego finału, każda z piłkarek reprezentujących Szwecję na tegorocznych Igrzyskach i tak napisała już własną, przepiękną historię. Stawką dzisiejszego meczu będzie jednak znacznie więcej niż “tylko” złoty medal najważniejszej sportowej imprezy czterolecia. Jego prawdziwą stawką będzie bowiem nieśmiertelność. Zwyciężając finał, drużyna z 2016 roku ma niepowtarzalną szansę stać się symbolem pokolenia, które nie poznało jeszcze smaku takiego sukcesu, gdyż z obiektywnych względów nie może pamiętać wiktorii z 1984. Nawet gdyby miało się później okazać, że dzisiejszy triumf byłby jedynie początkiem całej serii wspaniałych zwycięstw z mistrzostwem świata na czele, i tak to wiktoria na Maracanie będzie już na zawsze definiować tę ekipę, gdyż to właśnie dzięki niej może wyzerować się nie dający nam spokoju, tykający od ponad trzydziestu dwóch lat licznik porażek. O innych pozytywnych aspektach przywiezienia do kraju olimpijskiego złota nawet nie ma sensu wspominać, gdyż chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak wiele korzyści nie tylko dla środowiska piłkarskiego może przynieść fakt, że Lindahl, Seger czy Blackstenius staną się wzorami do naśladowania dla dziesiątek tysięcy dzieci, dla których wspaniała drużyna z Igrzysk będzie pierwszym w pełni świadomym wspomnieniem.

Oglądalność meczów ćwierć- oraz półfinałowych jasno pokazała, jak wielkie jest w Szwecji pragnienie sukcesu. Możemy być więc pewni, że niezależnie od tego, co będzie się działo na innych olimpijskich i nieolimpijskich arenach, dziś o godzinie 22:30 czasu sztokholmskiego cały kraj znów stanie w miejscu. Przez dwie godziny, a być może nieco dłużej, wpatrzeni będziemy wyłącznie w toczącą się po murawie Maracany niepozorną futbolówkę. A co nastąpi później? Jako przedstawiciel pokolenia 2016, mam nadzieję, że coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie było mi dane doświadczyć.
Jared Burzynski 

foto. FIFA

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!