Vinna eller försvinna! 
Świat

Vinna eller försvinna! 

 

foto. Getty Images
foto. Getty Images
​ 

 W Szwecji o takich meczach mówi się vinna eller försvinna. Jeśli wygrasz – grasz dalej, jeśli przegrasz – wracasz do domu. Przed pierwszym gwizdkiem wydawało się, że niemal wszystkie atuty są dziś po stronie rywalek, ale boisko już wiele razy weryfikowało przedmeczowe przewidywania i tak właśnie stało się w tym przypadku. Prowadząca spotkanie trójka sędziowska z Oceanii zadbała wprawdzie, aby emocje na arenie w Brasilii przedłużyły się aż do rzutów karnych, ale ostatecznie awans do strefy medalowej wywalczyła drużyna, która – choć oddała znacznie mniej strzałów – bardziej na niego zasłużyła.

Początek meczu należał do Amerykanek, ale po początkowym szturmie obrończyń tytułu dość szybko udało się oddalić zagrożenie od bramki Lindahl. Podopieczne Jill Ellis wprawdzie znacznie częściej znajdowały się w posiadaniu piłki, ale nie potrafiły przełożyć tej przewagi na stwarzane sytuacje. Zadania nie ułatwiały im oczywiście nasze reprezentantki, które kolejny raz udowodniły, że doskonale czują się w roli drużyny grającej z kontry. Pojedyncze wypady Szwedek przed przerwą nie przyniosły wprawdzie bramkowego efektu, ale zarówno Schelin, jak i rezerwowa Blackstenius (w 19. minucie zastapiła kontuzjowaną Rolfö) dały jasny sygnał, że tego dnia są jak najbardziej gotowe, aby spróbować pomieszać szyki faworytkom. Cały czas poprawnie spisywała się także formacja defensywna, którą z wielkim poświęceniem wspierały nawet cofające się w razie konieczności bardzo głęboko piłkarki pierwszej linii. Taka gra nie była może przesadnie efektowna, ale okazała się za to niezwykle efektywna, gdyż dojście do dogodnej pozycji strzeleckiej przychodziło Amerykankom z wielkim trudem.

Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, Szwedki wciąż ograniczały się przede wszystkim do wyprowadzania groźnych kontrataków i tym razem jeden z nich przyniósł powodzenie. Dahlkvist posłała fenomenalne, kilkudziesięciometrowe podanie w kierunku Blackstenius, a napastniczka Linköping doskonale urwała się amerykańskim defensorkom i mierzonym strzałem w długi róg pokonała Hope Solo. Stracony gol tylko podrażnił mistrzynie świata, które jeszcze bardziej zaciekle rzuciły się do odrabiania strat, ale albo dobrze w szwedzkiej bramce spisywała się Lindahl, albo zawodniczkom z USA brakowało precyzji. Wyrównujący gol ostatecznie padł w 77. minucie, choć nie był on efektem składnej akcji Amerykanek, a indywidualnego błędu Samuelsson, która źle przyjęła piłkę we własnej szesnastce, w efekcie czego futbolówka znalazła się pod nogami Alex Morgan, której nie pozostało nic innego, jak tylko doprowadzić do remisu. Gol dla podopiecznych Jill Ellis padł jednak w niezwykle kontrowersyjnych okolicznościach, gdyż Amerykanki kontynuowały grę w momencie, gdy na murawie leżała kontuzjowana Asllani. Nie był to zresztą ani pierwszy ani ostatni tego dnia przypadek, w którym mistrzynie świata niewiele robiły sobie z zasad fair play.

Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, choć w 116. minucie szwedzka ławka eksplodowała, gdy po strzale Schelin piłka drugi raz tego popołudnia zatrzepotała w amerykańskiej siatce. Radość trwała jednak zaledwie kilka sekund, gdyż sędzia liniowa z Tonga dopatrzyła się w tej sytuacji pozycji spalonej. Na jakiej podstawie? Trudno jednoznacznie stwierdzić, gdyż w momencie podania para amerykańskich stoperek znajdowała się zdecydowanie bliżej linii końcowej niż najlepsza szwedzka snajperka. Sędzie z Oceanii w ogóle nie miały dziś najlepszego dnia, gdyż w 120. minucie nie zauważyły także ewidentnego zagrania ręką Christen Press, która chwilę później posłała futbolówkę w boczną siatkę szwedzkiej bramki. Do siatki w dodatkowym czasie gry trafiła za to Lloyd, ale w walce o pozycję z Ericsson pomagała sobie w niezgodny z przepisami sposób.

Podczas serii rzutów karnych emocje sięgnęły zenitu. Najpierw Lindahl popisała się kapitalną paradą po strzale Morgan, następnie strzał grającej świetny mecz Sembrant odbiła Solo, a w ostatniej serii piłkę nad poprzeczką przeniosła Press. Przed szansą na to, aby wprowadzić Szwecję do strefy medalowej stanęła Lisa Dahlkvist i okazji tej – pomimo prowokacyjnego zachowania amerykańskiej golkiperki – nie zmarnowała. Była piłkarka PSG idealnie wytrzymała próbę nerwów i sprawiła, że cudowny, olimpijski sen szwedzkiej kadry będzie trwać nadal. I niezależnie od tego, co wydarzy się we wtorek, potrwa aż do 19. sierpnia, czyli do ostatniego dnia turnieju.

Jared Burzynski
Swedzka Piłka 


Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!