Gdyby ktoś kazał nam scharakteryzować jednym zdaniem IFK Kalmar z sezonu 2023, to chyba najbardziej uczciwie byłoby podejść do tego w następujący sposób: drużyna, w której prawie nikt nie chciał grać, której nikt nie chce trenować i której absolutnie nikt nie chce oglądać. Bo frekwencja na poziomie kilkudziesięciu osób w słoneczne, niedzielne popołudnie naprawdę mówi więcej niż tysiąc słów. A przecież w zespole gościń na Guldfågeln Arenę zawitały między innymi była mistrzyni Europy (Sheila van den Bulk), czy aktualna mistrzyni olimpijska i najbardziej wartościowa zawodniczka poprzedniej ligowej kampanii (Evelyne Viens). To wszystko nie zachęciło jednak mieszkańców urokliwego, nadbałtyckiego miasta, aby upalny, czerwcowy dzień spędzić z piłką w wydaniu Damallsvenskan i… ani trochę się tym wyborom nie dziwimy. Bo przedstawicielki miejscowego klubu, zresztą przy wydatnej pomocy jego włodarzy, zrobili ostatnimi czasy wiele, aby futbol lokalnej społeczności nie tyle obrzydzić, co zwyczajnie zobojętnić. A jak doskonale wiemy z psychologii, obojętność to emocja zdecydowanie bardziej niebezpieczna niż złość.
Paradoksalnie, dwa ostatnie mecze utwierdziły nas w przekonaniu, że Kalmar nijak nie pasuje do pierwszoligowej piłki zdecydowanie skuteczniej niż wszystkie wcześniejsze sześcio- czy ośmiobramkowe klęski. To znaczy, nie żeby wówczas były w tej materii jakiekolwiek wątpliwości, ale wtedy mogliśmy mówić przede wszystkim o aspektach czysto sportowych, w których to drużyna klub ze Småland do rywalizacji na tym poziomie po prostu nie dojeżdżał. I to da się jeszcze wybaczyć. Podobnie zresztą jak deficyty motoryczne, choć tutaj trudno jednak przejść zupełnie bez reakcji obok faktu, że aspirujące do miana profesjonalistek zawodniczki narzekają na skurcze czy całkowity brak energii w okolicach sześćdziesiątej minuty meczu o średniej intensywności. A mówimy tu o piłkarkach, które za chwilę mają jechać na mundial czy zgrupowania naprawdę solidnych reprezentacji narodowych. Zdecydowanie największym problemem Kalmaru pozostaje jednak sfera mentalna, w której deficyty wydają być się tak olbrzymie, że nawet najwięksi specjaliści najpewniej jedynie rozłożyliby bezradnie ręce. Spore wątpliwości pojawiły się już przy okazji rywalizacji z Piteå, bo jeśli do 75. minuty nie pozwalasz rywalkom na prawie nic, a później nagle i bez ostrzeżenia wypuszczasz z rąk pełną pulę, to jest to bez dwóch zdań sygnał ostrzegawczy. Ale wtedy można było jeszcze tłumaczyć, że Tuva Skoog potrafi od czasu do czasu zaliczyć naprawdę imponujące wejście z ławki, a Emmie Viklund wyszedł strzał życia i wyłącznie dlatego wszystko się posypało. Po meczu z Kristianstad żadnych wymówek już jednak nie zaakceptujemy. Bo prawda jest taka, że to nie zawodniczki ze Skanii wygrały ten mecz, to Kalmar go im wygrał, podając rzeczone zwycięstwo na tacy. Nie ma sensu specjalne pastwienie się nad Anni Miettunen czy Jessiką Cowart. Pierwsza podarowała przeciwniczkom dwa gole, co było logiczną konsekwencją tego, że od początku drugiej połowy niezmiennie sprawiała wrażenie osoby, która najchętniej poszłaby pod prysznic. Druga – potencjalna uczestniczka lipcowego mundialu – tak mocno dawała się kręcić osiemnastoletniej debiutantce Tildzie Sandén, że zawroty głowy mogą towarzyszyć jej mniej więcej do czwartku. Teoretycznie moglibyśmy mieć pretensje, że trener-z-przypadku Aleco Postanidis nie przeprowadzał kolejnych zmian, ale… jesteśmy przecież bogatsi o wiedzę, że gdy na jakąś się już zdecydował, to wprowadzane przez niego piłkarki nie wnosiły do gry kompletnie żadnej wartości. I choć piłka nożna jest sportem drużynowym, to w tym wszystkim najbardziej żal Patricii Fischerovej. Słowacka stoperka w dwóch ostatnich meczach ligowych dała wspaniały popis gry defensywnej, zupełnie jak przed dwoma laty w Senecu przeciwko reprezentacji Szwecji. Na przestrzeni tygodnia skutecznie wyłączyła z gry najpierw Anam Imo, a następnie Evelyne Viens, ale koniec końców nie przełożyło się to na choćby jeden skromny punkcik dla ekipy z Kalmaru. I o ile żegnając się w listopadzie z tym klubem nie uronimy choćby jednej łzy, o tyle takie nazwiska jak Fischerova, Nowotny, Ayers, czy Koivunen zdecydowanie chcemy oglądać w naszej lidze jak najdłużej. Ale dla dobra wszystkich zainteresowanych, niech dzieje się to z innym herbem na koszulce.
W doliczonym czasie gry punkty straciła także Uppsala i nic dziwnego, że w obozie beniaminka powoli zaczyna przypominać się scenariusz roku 2020. Wtedy to, w swoim pierwszym i jak dotąd jedynym pierwszoligowym sezonie, klub z Uppland także pozytywnie zaskakiwał wszystkich do półmetka rozgrywek, a w rundzie jesiennej nie potrafił powiększyć swojego dorobku nawet o punkt, spadając z hukiem do Elitettan. Sytuacja podopiecznych trenera Fagerholma jest o tyle nieciekawa, że każdy miesiąc przynosi coraz większe problemy kadrowe w formacji defensywnej, a w minioną niedzielę lista kontuzjowanych poszerzyła się dodatkowo o Emilię Hjertberg. Pomimo tych niedogodności, ambitny beniaminek na początku drugiej połowy otworzył wynik w starciu z Piteå, kiedy to Samanthę Murphy zaskoczyła niefortunna interwencja Cecilii Edlund. Piłkarkom z Norrbotten należy oddać, że samobójczy gol mocno podrażnił ich ambicję i od tego momentu oglądaliśmy prawdopodobnie najlepszą wersję drużyny trenera Carlssona, ale do odwrócenia losów rywalizacji mistrzynie Szwecji sprzed pięciu lat potrzebowały aż dwóch rzutów karnych, które bezbłędnie egzekwowała tego dnia Anam Imo. Bo z gry, pomimo naprawdę wielu wykreowanych okazji, strzelić nie udało się nic. Zdecydowanie bardziej spokojnie po komplet punktów sięgnęły liderki z Hisingen, a w ich szeregach zdecydowanie na plus wyróżniała się postawa drugiej linii. Marika Bergman Lundin oraz Filippa Curmark raz jeszcze okazały się postaciami absolutnie pierwszoplanowymi i bardzo szkoda, że żadna z nich ani przez chwilę nie znalazła się choćby w dalszym kręgu zainteresowań selekcjonera Gerhardssona. Ale to już temat na całkiem inne opowiadanie. Kroku liderkom dotrzymuje także Hammarby, choć początek spotkania w Vittsjö ani trochę nie zwiastował takiego obrotu sprawy. Zawodniczki z Södermalm udanie odparły jednak początkowy napór gospodyń (z Anną Tamminen między słupkami zadanie to z miejsca staje się łatwiejsze), a później same pokazały rywalkom jak wykorzystywać stwarzane przez siebie bramkowe okazje. W roli nauczycielek, co nie będzie chyba wielkim zaskoczeniem, wystąpiły niezawodne Madelen Janogy oraz Maika Hamano.
Jak zatem widać, zespoły z czołówki w piętnastej kolejce trochę się męczyły, ale z reguły potrafiły ostatecznie rozstrzygnąć losy rywalizacji na swoją korzyść. Z tego schematu wyłamał się jednak Rosengård i to w zasadzie w stu procentach. Piłkarki z Malmö, w przeciwieństwie do chociażby Kristianstad i Hammarby, rozpoczęły swój mecz od niezwykle mocnego uderzenia, stosunkowo szybko uzyskując na Behrn Arenie prowadzenie po jeszcze jednej tego lata akcji dwóch Olivii. W kolejnych minutach obrończynie mistrzowskiego tytułu wciąż miały na stadionie w Närke zdecydowanie więcej z gry, ale nijak nie potrafiły przełożyć tego na kolejne trafienia. I jak się miało okazać, za swoją nieskuteczność przyszło im zapłacić niezwykle wysoką cenę. W końcowej fazie meczu Katariina Kosola zdecydowała się na kolejną szarżę prawym skrzydłem, Louise Lillbäck zgrała sytuacyjnie do Heidi Kollanen, a fińska napastniczka pokonała niemrawo zbierającą się do interwencji Teagan Micah, ratując w ten sposób jeden punkt dla Örebro. Sporo obiecywaliśmy sobie po derbowym poniedziałku, ale nasze oczekiwania spełniły się jedynie w połowie. Piłkarki Djurgården i Brommy postawiły bowiem na futbol wybitnie wakacyjny, w którym każda groźniejsza akcja którejkolwiek ze stron kończy się golem, a całości obrazka dopełniły jeszcze straszące pustkami trybuny Grimsta Idrottsplats. Atmosfery mało znaczącego sparingu nie było natomiast w Norrköping, o co mocno postarały się nie tylko zawodniczki, ale i kibice obu zespołów. Zarówno na murawie, jak i na trybunach lepsze wrażenie pozostawili po sobie miejscowi, ale w oficjalnej tabeli oba zespoły dopisały sobie za to spotkanie po jednym punkcie, z czego w pełni usatysfakcjonowany nie był ostatecznie nikt. Tym bardziej, że w ostatniej minucie doliczonego czasu gry pod obiema bramkami działy się rzeczy wprost niezwykłe. Kto widział, ten wie, kto nie widział, niech natychmiast to niedopatrzenie nadrabia. Zdecydowanie warto!
Komplet wyników:
Klasyfikacje indywidualne:
Klasyfikacje drużynowe:
Przejściowa tabela: