Nie trzeba być wielce odkrywczym aby zauważyć, że na tle większości państw Starego Kontynentu, Polska pod względem piłki kobiecej wypada blado. Jak wspominaliśmy w jednym z wcześniejszych artykułów, 27. miejsce rankingu UEFA wydatnie pokazuje, gdzie w tym momencie jesteśmy. To jednak kwestia do nieco szerszej analizy, gdyż brak sukcesów w postaci braku udziału w Lidze Mistrzyń choćby w zestawieniu z czasami dominacji na naszym podwórku Medyka czy Unii Racibórz można postrzegać dwojako. Choć wtedy miejsce w LM było dla nas na porządku dziennym, byliśmy nadal wiele kroków od profesjonalizacji futbolu Pań w naszym kraju. W takiej samej sytuacji było zapewne multum państw, które jednak na przestrzeni lat zdążyły nas w tym procesie dość gładko przegonić, podczas gdy my zaczęliśmy odstawać od peletonu. Ostatnie 5 sezonów to raptem jeden raz w fazie pucharowej europejskich rozgrywek, co też wpływa naturalnie na zdanie i postrzeganie tematu przez sympatyków. Pojawiają się sceptycyzm, brak wiary w sukces, co oddziałuje na same zespoły, którym pozostaje czasami motywować się dla samych siebie. Zresztą pozytywnych głosów nie słychać także przed przygodą GKS – u Katowice w prestiżowych rozgrywkach. Pada słynne hasło, że po raz kolejny tego „nie dźwigniemy”. Tylko tak naprawdę czy brak polskiego zespołu w Lidze Mistrzyń to na pewno kwestia nieumiejętności uniesienia psychicznego balastu?
Troszkę uwzięliśmy się na Łódź
Słowa z rzecz jasna negatywnym wydźwiękiem, jednak warto wrócić do ostatniego podejścia polskiego zespołu w LM. TME SMS Łódź podejmowały Anderlecht – markę znaną, jednak głównie z dokonań mężczyzn. Na realia kobiece rywal minimalnie na papierze lepszy, lecz spokojnie do ogrania. I rzeczywiście, pierwsza połowa wydatnie pokazywała, że jesteśmy w stanie grać na poziomie europejskich rozgrywek. Do przerwy korzystne 1:0 dla Łodzianek, a po wznowieniu podwyższają one prowadzenie. I nagle wszystko zaczyna się sypać. Pada jedna bramka, niedługo później wyrównanie i momentalnie polska ekipa jest zepchnięta wyłącznie do obrony. Walka trwała do ostatniej chwili – SMS – u o przetrwanie, zaś Anderlechtu o dobicie rywalek. Belgijki wyszły z tej batalii z tarczą, wyprowadzając ostateczny cios w doliczonym czasie. Koniec marzeń, koniec złudzeń. Już wtedy wypowiedzi pomeczowe sugerowały, że po raz kolejny ciężar spotkania przerósł polski zespół. Dowodem na poparcie tej hipotezy wydaje się późniejsza potyczka „o pietruszkę” z Gintrą. Starcie przegranych zeszłoroczne mistrzynie Polski wygrały 1:0. No ale przecież wygodniej było grać swoje, wiedząc, że wynik nie ma większego znaczenia. Brak oczekiwań = brak presji. Wydaje mi się jednak, że z Anderlechtem zawodniczki nie przegrały głównie w głowach, a w nogach.
Oczywiście nigdy nie dowiemy się, co działo się konkretnie w głowach piłkarek, lecz można przypuszczać, kiedy zaczął się pojawiać dyskomfort psychiczny. W samej teorii było niemal idealnie: 2:0, niecałe 40 minut do końca, przewaga zatem całkiem pokaźna na dobrym etapie meczu. Oglądając to widowisko, nietrudno odnosiło się wrażenie, iż mimo niekorzystnego rezultatu na stan aktualny, Belgijki przygotowane są na pełne 90 minut. Nie można tego powiedzieć o Łodziankach, bowiem wyglądało tak, jakby kondycyjnie gotowe były grać godzinę. Później już tylko podążały za rywalkami i zazwyczaj oglądały ich plecy w pojedynkach biegowych. Fizyczne niedomaganie doprowadziło do wypuszczenia korzystnego rezultatu. Gdy na tablicy wyników pojawiło się 2:2, z pewnością rozpoczęła się gonitwa myśli. Nikt przecież nie lubi, gdy sytuacja wymyka mu się z rąk. Gdy do tego dojdzie presja czasu, wymuszająca natychmiastowe działanie i poszukiwanie rozwiązania, sprawa nabiera jeszcze gorszego przebiegu zdarzeń. Także wydaje się, że niemożność w aspekcie ruchowym doprowadziła do niemożności psychicznej. Wydaje się więc, że przygotowanie mentalne do tego meczu faktycznie mogło kuleć. Jak za chwilę jednak się dowiemy, ocenianie przez pryzmat jednego meczu i przypisywanie porażki brakowi „psychy” nie ma większego sensu, a skupić się nadal należy na tym, jak sportowo odstajemy od reszty stawki.
Czym jest „mentalność zwycięzcy” ? Aspekty psychologii sportowej w ujęciu eksperckim
Żeby lepiej samemu zrozumieć wszelkie czynniki psychologii sportu, jak i przybliżyć je obecnie to czytającym, zasięgnęliśmy w nurtujących nas kwestiach opinii eksperta. Mowa tu o psychologu sportu oraz trenerze mentalnym, Kacprze Papierniku.
Na wstępie warto zapytać, skąd u Pana wzięła się myśl, aby pójść akurat w kierunku psychologii sportowej? Co miało wpływ na ostateczną decyzję?
Na tę ścieżkę zawodową wpłynęło kilka czynników. Po pierwsze – pochodzę z rodziny nauczycielskiej, więc został we mnie naturalnie zaszczepiony gen edukowania i pomagania innym. Po drugie – mój tata, nauczyciel wychowania fizycznego, zaraził mnie pasją do sportu jeszcze w czasach szkolnych. Co więcej – był moim wychowawcą w podstawówce i… dość mocno się przykładał do rozwoju mojej sprawności fizycznej (śmiech). W dzieciństwie sam uprawiałem też wiele dyscyplin – począwszy od piłki nożnej, siatkówki i tenisa stołowego, ostatecznie po niszowe dyscypliny, jak bilard i snooker. Tę ostatnią uprawiam czynnie do dziś. Co do samej psychologii, to zacząłem ją zgłębiać w czasach studenckich, podczas kilkumiesięcznego pobytu w Japonii. Dzięki poznaniu kultury wschodu zacząłem dostrzegać, jak kultywowanie określonych wartości i postaw może przyczynić się pozytywnie do zachowania codziennego dobrostanu. Dopiero po zakończeniu studiów zrozumiałem, że świat psychologii i sportu są moją pasją. Dają mi ogromną radość i satysfakcję, a przede wszystkim poczucie pozytywnego wpływu i zmiany świata na lepsze.
Jak wiadomo, czysto stereotypowo Panie uważane są za płeć piękną i jednocześnie słabszą. Jak to przekłada się na Pańskie doświadczenie z podopiecznymi? Dysproporcja płciowa jest widoczna?
Początki mojej pracy ze sportowcami były związane głównie ze wsparciem męskiego świata sportu. Od czasów pandemii – czyli stosunkowo niedawna – porusza się tematy związane z dbałością o zdrowie psychiczne, a wraz z popularyzacją kobiecego sportu, pojawiło się coraz więcej zainteresowania we wsparciu psychofizycznym wśród płci pięknej. Sam współpracuję z kilkoma zawodniczkami i widzę, że tendencja jest wzrostowa. To zjawisko mnie cieszy, gdyż pokazuje, że obie płcie coraz świadomiej podchodzą do swojego rozwoju sportowego i chcą zadbać o to, aby nie tylko osiągać lepsze wyniki, ale i dalej czerpać radość z uprawianej dyscypliny.
Jak z perspektywy samej psychologii możemy postrzegać tak zwaną „mentalność zwycięzcy”? To tylko zestaw poszczególnych cech czy zjawisko bardziej złożone?
Pojęcie „mentalności zwycięzcy” najczęściej jest kojarzone z zawodnikami lub zawodniczkami uprawiającymi sport na poziomie mistrzowskim. Często są określani „ludźmi sukcesu” gdyż wygrali w sporcie praktycznie wszystko – medal Igrzysk Olimpijskich lub Mistrzostw Świata. I gdy przyjrzymy się poszczególnym sylwetkom, to możemy znaleźć cechy wspólne, które przybliżyły ich do osiągnięcia sukcesu w sporcie. Nawet badania przeprowadzone wśród amerykańskich olimpijczyków (Gould, Dieffenbach i Moffett, 2002) wyróżniają 12 umiejętności psychologicznych, które składają się na to zjawisko. Niemniej warto zaznaczyć, że zbudowanie i wykształcenie w sobie tych umiejętności jest długotrwałym procesem, na który składa się mnóstwo czynników. Jednym z nich jest chociażby czynnik środowiskowy w postaci sieci wsparcia rodzinnego, szkolnego czy zawodowego. Sukces sportowca to często wspólny sukces wielu osób, którzy odegrali pewną rolę uczestnictwa w rozwoju zawodnika. To jest trochę tak, jak z metaforą góry lodowej – często widać jedynie skrawek w postaci podium, medalu czy pucharu. A pod nią znajduje się cała droga do tego sukcesu w postaci ciężkiej pracy, niepowodzeń, wielu godzin treningu, pracy ze specjalistami i budowania pozytywnych nawyków.
Dlaczego notorycznie niektóre zespoły nie potrafią osiągnąć zamierzonego celu, mimo teoretycznie potencjału kadrowego, a czemu niektóre niemal zawsze są w stanie zawalczyć o swoje?
Na osiągnięcie sukcesu i założonego celu w sporcie drużynowym również składa się mnóstwo czynników, ale gdybym miał streścić to do jednego stwierdzenia, to kluczowe byłoby słowo „drużyna”. I nie mam na myśli wyłącznie drużyny składającej się z kilku lub kilkunastu zawodników na boisku. Drużyna to organizm, którego elementem jest zespół zawodników, sztab szkoleniowy, właściciele klubu, nawet kibice. Każda część tego „organizmu” pełni określoną rolę, która może pozytywnie lub negatywnie wpłynąć na jego funkcjonowanie. Jeśli wartości, postawy i cele są ze sobą zbieżne, to organizm jest zdrowy i może w pełni wykorzystać swój potencjał. A to się przekłada na sukces wynikowy.
Jak realnie, patrząc na podopiecznych, trudno jest rozdzielić problemy natury codziennej od pracy, jaką w tym przypadku jest piłka? Często słyszy się casus, że „pracy nie zabiera się do domu” i odwrotnie, jednak czy to takie łatwe?
W obecnych czasach, gdzie istnieje coraz więcej zewnętrznych bodźców wpływających na codzienny dobrostan, trudno jest oddzielić sferę zawodową od prywatnej. Właściwie warto zadać sobie pytanie: czy całkowite oddzielenie poszczególnych obszarów życia jest w ogóle możliwe? Jeśli powyższe badania pokazują, że rola poszczególnych środowisk może mieć wpływ na rozwój i sukces sportowca, to wniosek pozostaje jeden – nie da się tego oddzielić. Wszystkie sfery są ze sobą powiązane. Istotne jest, czy i jak sportowiec dba codziennie o zachowanie równowagi życiowej. Z mojego doświadczenia, pracując z dziećmi i młodzieżą, zauważam coraz częściej zjawisko presji spoza świata sportu – w rodzinie, szkole czy lokalnym otoczeniu. Młodzi sportowcy, nie posiadając odpowiedniej wiedzy ani umiejętności psychicznych, mają duże trudności w radzeniu sobie ze skrajnymi emocjami. Dlatego warto wspólnie pracować nad budowaniem samoświadomości oraz poczuciem sprawczości. W przypadku sportu zawodowego istnieją narzędzia pozwalające oddzielić trudności pozasportowe w okresie startowym (m.in. techniki oddechowe, dialog wewnętrzny, koncentracja na zadaniu). Niemniej nawet dla profesjonalnego i doświadczonego sportowca trudno jest utrzymać optymalny stan psychofizyczny, gdy sytuacja osobista lub rodzinna jest dramatyczna. Pamiętajmy, że sportowiec to przede wszystkim człowiek.
Nietrudno domyśleć się, że z samego tytułu bycia częścią żeńskiego świata piłki, Panie są bardziej narażone na wszelką dyskryminację, choćby przez samo kryterium płci. Jak należy skutecznie walczyć z tymi zagrożeniami?
Na szczęście kierunek zmian zaczyna iść na lepsze. Kobieca piłka staje się coraz popularniejsza, czego dowodem jest wzrastająca liczba kibiców. Jak spojrzymy na statystyki z ostatnich kilku lat, to możemy zauważyć, że frekwencja na meczach międzynarodowych sięga już 50-60 tys. kibiców. Rekord należy do meczu 1⁄2 finału Mistrzyń sezonu 2021/22 między FC Barceloną i VFL Wolfsburg, gdzie na stadionie było ponad 91,5 tys. kibiców. Dane oficjalne UEFA pokazują, że na świecie żeńska piłka nożna ma ok. 144 mln fanów, a za 10 lat ta liczba będzie dwukrotnie większa. To wyraźnie pokazuje, jak zmienia się nasze podejście do sportu płci pięknej. Oczywiście dalej mierzymy się z aktami dyskryminacji oraz seksizmu i trochę czasu zajmie, zanim większość społeczeństwa przejdzie z tym do porządku dziennego. Niemniej inicjatywy podejmowane przez polskie legendy sportu (m.in. Monikę Pyrek, Justynę Kowalczyk, Anitę Włodarczyk czy Igę Świątek) zwiększają popularyzację sportu wśród kobiet – nie tylko w piłce nożnej. Jednak siła zmian leży w rękach nas samych – kibiców. Warto dać sobie szansę oraz podejść z otwartą głową i nastawieniem do zmian. Wspierajmy, dopingujmy, ale nie oceniajmy. Aktywność fizyczna jest czymś, co pozytywnie oddziałuje na nasze samopoczucie i codzienny dobrostan. I każdy ma prawo do takiej aktywności – zarówno kobieta jak i mężczyzna.
Mimo wszelkiej bezsensownej krytyki, Panie nadal dzielnie robią to, co kochają i jest ich pasją? Co je faktycznie trzyma przy piłce, co zabrania im odpuścić, skoro świat jest przeciwko nim?
To właśnie ta pasja pozwala im dalej rozwijać się w sporcie. Jeśli człowiek robi to, co kocha i sprawia mu radość, to będzie się na tym koncentrował i realizował, bez względu na to, co myślą o tym inni ludzie. W tym elemencie rozwoju sportowego ważna jest świadomość, na co realnie mamy wpływ i jakie korzyści daje uprawianie sportu – zarówno amatorskiego, jak i zawodowego. Wiele zawodniczek ma też poczucie, że poprzez swoją wytrwałość, ciężką pracę i pojawiające się małymi krokami sukcesy, mogą mieć pozytywny wpływ na swoje otoczenie. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Mamy w swoim gronie świetne zawodniczki – Ewę Pajor, Katarzynę Kiedrzynek czy Paulinę Dudek – które dzięki determinacji i osiągnięciom na arenie międzynarodowej, są wzorem do naśladowania dla wielu młodych pokoleń. Dużą rolę odgrywa też wspomniana przeze mnie sieć wsparcia. Wspierająca i dopingująca rodzina, przyjaciele i drużyna to niezwykle ważny bodziec w utrzymaniu radości z uprawiania sportu. Bez tego wkrada się samotność, zniechęcenie i brak dalszej motywacji do gry.
Co może wpływać na brak sukcesów polskiej piłki kobiecej na arenie międzynarodowej, zestawiając na bok sam poziom? W ostatnim podejściu choćby do kwalifikacji Ligi Mistrzyń mimo prowadzenia TME SMS Łódź roztrwonił przewagę? Skoro było do pewnego momentu wręcz idealnie, co mogło zawieść?
Po pierwsze, nie oceniałbym poziomu polskiej piłki kobiecej na podstawie jednego przegranego meczu. To byłoby nieuczciwe w stosunku do całego kobiecego sportu. Trudno jest też jednoznacznie ocenić, co było przyczyną spadku formy w przegranym meczu z belgijskim Anderlechtem. To już wiedzą same piłkarki oraz sztab szkoleniowy i to do nich należy kierować to pytanie. Po drugie – odnosząc się do pierwszej części pytania o brak sukcesów na arenie międzynarodowej – warto zwrócić uwagę, że polska piłka kobieca, choć istnieje oficjalnie od 40 lat, to dopiero w tym roku wprowadziła strategię rozwoju dyscypliny na najbliższe lata. Dzięki wdrożeniu czterech kluczowych obszarów – profesjonalizacji, partycypacji, edukacji i wzmocnienia wizerunku – jest duża szansa na rozwój piłki kobiecej i wzrost jej znaczenia na arenie międzynarodowej. Wzrost nakładów finansowych również przyczyni się pozytywnie do popularyzacji i aktywności dziewcząt w sporcie. Warto przy pamiętać, że jest to proces, który wymaga czasu, cierpliwości i zaangażowania wielu stron odpowiedzialnych za tę strategię. Wierzę jednak, że dzięki temu programowi już za kilka lat nie tylko piłkarki, ale i całe kluby zaznaczą mocno swoją obecność w Europie i na świecie.
Czy Pana zdaniem każdy klub powinien mieć w swoich szeregach zatrudnionego dla stricte każdej drużyny specjalistę od psychologii sportowej? Wydatnie mogłoby to pomóc w budowaniu silniejszej i pewniejszej mentalnie drużyny?
Jednym z elementów ww. strategii rozwoju jest wprowadzenie szkoleń i materiałów edukacyjnych dla zawodniczek w obszarach wykraczających poza kwestie sportowe, jak m.in. dietetyka czy trening mentalny. Jeśli związek decyduje się otwarcie na profesjonalizację polskiej piłki kobiecej, to trzeba spojrzeć na temat holistycznie. Wprowadzenie do drużyn specjalistów odpowiedzialnych za doskonalenie umiejętności psychofizycznych będzie dużą wartością dodaną dla całego kobiecego sportu. Wiele zawodniczek na poziomie mistrzowskim korzysta na bieżąco ze wsparcia psychologicznego. Mogę tu wymienić chociażby Igę Świątek, Marię Andrejczyk, Anitę Włodarczyk czy w przeszłości Otylię Jędrzejczak oraz Monikę Pyrek. To są żywe przykłady pokazujące, że systematyczna i konsekwentna praca z psychologiem może pomóc w pełnym wykorzystaniu potencjału sportowego przy jednoczesnym zachowaniu codziennego dobrostanu psychicznego.
Na sam koniec, jak możemy jako sympatycy i kibice przyczynić się do polepszenia morali zespołów? Co można zrobić więcej ponad „dumni po zwycięstwie, wierni po porażce”?
To jest pytanie, na które zwykle najtrudniej jest mi odpowiedzieć (śmiech). Niemniej, siła wsparcia tkwi w prostocie – czyli po prostu kibicować w każdy możliwy sposób. Uczestniczyć w wydarzeniach, dopingować i wierzyć w nasze drużyny. Nie bez powodu mówi się, że kibice są tym „12 zawodnikiem” na boisku. Każda przyśpiewka, okrzyki czy oklaski mogą być pozytywnym bodźcem motywującym piłkarki do działania. Tego typu wsparcie nieraz pomogło wykorzystać dodatkowe zasoby sił do zmiany wyniku meczu. A dopóki piłka w grze, wszystko może się zdarzyć.
Podsumowując, obniżenie lotów na arenie międzynarodowej nie jest kwestią mentalności, tylko realnego poziomu. Na ten moment nie kreujemy w celu ekspansji Europy drużyn, a zawodniczki. Potrzeba czasu, aby ta tendencja się zmieniła i dołączyć do grona najlepszych. Choć nie mamy póki co potrzebnych argumentów sportowych, dążymy do celu. Zapewne same piłkarki na przestrzeni lat widzą, jak wiele się zmieniło na lepsze i jak zmieniło się ich traktowanie. Zrobiło się poważniej, chociaż nadal nie do końca poważnie. Nam jako kibicom pozostaje czekać, a w trakcie oczekiwania wierzyć w dalszy sukces i odpuścić sobie podcinanie skrzydeł z powodu niekorzystnych wyników.
Brak krytyki wpływa na mentalność ogólną, a stały doping w obliczu niekorzystnego układu wydarzeń meczowych także działa krótkofalowo. Każda motywacja jest potrzebna. Więc i my walczymy o sukces polskich drużyn. Po prostu trzymajmy za nie kciuki niezależnie od wyniku. Bo rozwój trwa. Peleton nam odjechał, nie da się ukryć. Gonitwa wciąż jednak trwa. Wytykanie braku „mentalności zwycięzcy” tak na dobrą sprawę dokłada swoją cegiełkę do kształtowania tej niepewności, za którą później mamy w zwyczaju rugać nasze podopieczne. Na to, co dzieje się w obszarze klubu nie mamy wpływu. Sami możemy tylko pomóc. Bądźmy cierpliwi, sukcesy nadejdą. Nikt nie wie kiedy, ale nadejdą. A czekać przecież warto, bowiem cierpliwość jest cnotą.
3 Comments