Poznaliśmy wszystkie rozstrzygnięcia w ramach kolejnej kolejki Ligi Mistrzyń. Poznaliśmy także zespoły, które już na pewno zakończą występy na fazie grupowej. Niestety, w gronie tym znajduje się także reprezentantka Polski. Co ciekawe, jedna z drużyn już zapewniła sobie na 100% awansu do fazy pucharowej. Nie zabrakło także niejako sensacji w meczu Barcelony, ale to chyba jest potrzebne, bo daje do zrozumienia, że piłkarki z Katalonii nie są maszynami i zdarzy im się potknąć.
Olympique Lyon – FC Zürich: Nie dziwi fakt, że wedle wszelkich założeń obrończynie tytułu przejęły inicjatywę niemal natychmiastowo. Długo też kibice w ilości ponad 7000 nie musieli czekać na pierwszą bramkę. Padła ona w 14. minucie za sprawą Horan. Choć dominacja w tej połowie była aż nadto widoczna, do przerwy na tablicy wyników widniała skromna zaliczka. W drugiej części zespół francuski był już skuteczniejszy i jak się okazało, zdecydowanie wieczór należał do Melvine Malard. 20 minut po wznowieniu podwyższyła wynik na 2:0, niecały kwadrans później skompletowała dublet. W doliczonym czasie odwdzięczyła się Delphine Cascarino, asystując jej przy bramce, ustalającej rezultat. Na murawie nie pojawiła się w barwach mistrzyń Szwajcarii Oliwia Woś, która żegna się z rozgrywkami Ligi Mistrzyń.
Rosengård – Benfica: Od wyniku tego spotkania zależały losy mistrzyń Szwecji w Lidze Mistrzyń. Porażka oznaczała koniec marzeń o fazie pucharowej. Jednak piłkarsko lepiej wyglądały przyjezdne, które nie potrafiły swej przewagi zamienić na bramki. Odbiło się to czkawką w 30. Minucie, gdy to Olivia Schough wyprowadziła gospodynie na czoło. Radość nie trwała długo, bo do przerwy Szwedki przegrywały już 1:2. Obie bramki dla Benfici zdobyła Cloe Lacasse. Na domiar złego, początek drugiej połowy to kolejny cios ze strony przyjezdnych. Tym razem na listę strzelczyń wpisała się Nicole Raysla. Trafienie to było jednocześnie ostatnim, mimo prób odrobienia strat ze strony Rosengård. Czwarta porażka rzecz jasna jest równoznaczna z brakiem szans na awans.
Arsenal – Juventus: Gościnie, świadome wygranej Lyonu, znajdowały się na trzeciej lokacie w grupie C. Spotkanie z liderkami grupy zatem było niezwykle ważne w kontekście walki o możliwość dalszych występów. Za to ewentualna wygrana Arsenalu dałaby ogromny komfort i niemal całkowicie zdjęła presję z londyńskiej drużyny. Obu więc ekipom zależało na komplecie „oczek”. W tym meczu oglądaliśmy tylko jedną bramkę. Zdobyła ją już w 17. minucie Vivianne Miedema. Od tamtego momentu spotkanie się wyrównało, jednak raziła w oczy obustronna nieskuteczność. Poniekąd gospodynie zawdzięczają rozregulowanym celownikom rywalek wygraną, która trzeba powiedzieć otwarcie osiągnięta została ledwo, można rzec wyszarpano ją.
Bayern Monachium – FC Barcelona: Szok i niedowierzanie. Te dwa słowa najlepiej opisują pierwsze 10 minut wczorajszego hitowego pojedynku. Bowiem kto o zdrowych zmysłach by przypuszczał, że po takim czasie to Bayern będzie prowadził? I to 2:0! Pierwszy cios wymierzony został przez Klarę Buhl, a niedługo później swoją cegiełkę dołożyła Lina Magull. Zabrzmi to absurdalnie, ale w dłuższych fragmentach przyjezdne nie miały do powiedzenia nic. W drugiej połowie sytuacja diametralnie się zmieniła i FC Barcelona ruszyła do pogoni za wynikiem, tworząc kolejne ataki. Faktycznie, w 60 minucie nastąpiła zmiana rezultatu, tyle, że chyba 3:0 nie znalazło się w planach gościń. Gola dołożyła Schüller po asyście Magull. Honorowe trafienie dla hiszpańskiej drużyny zanotowała Geyse, lecz to okazało się maksimum w realiach tegoż pojedynku. Sensacja stała się faktem, a obserwowało ją 24000 osób! Nie zmieniła ona układu w tabeli, bowiem wciąż w dwumeczu wynik jest na korzyść Dumy Katalonii (4:3) .
Vllaznia – PSG: Albański zespół może zapisać na swoje konto malusieńki sukces. Udało im się bowiem oddać pierwsze strzały w światło bramki w tej edycji Ligi Mistrzyń. To były także jedyne próby w czwartkowym pojedynku. Jak można się domyślać, nie znalazły one drogi do siatki. PSG miało „trochę” więcej prób, dokładnie… 34! Oczywiście, nieskuteczność dawała się we znaki wicemistrzyniom Francji, lecz nie wpłynęła na losy meczu w jakiś szokujący sposób. Strzelanie dla Paryżanek rozpoczęła z rzutu karnego Diani, która jeszcze w pierwszej połowie ponownie pokonała Williams – Mosier. Po godzinie gry na tablicy mieliśmy już 3:0 za sprawą Bachmann. Ostatni gol w tym meczu padł łupem rezerwowej, Magnaby Folquet.
Vfl Wolfsburg – AS Roma: Pierwsze minuty tego widowiska wydawały się wyrównane, co mogło początkowo wskazywać na powtórkę rezultatu z ostatniej kolejki, gdzie obie ekipy podzieliły się punktami. Mało tego, gospodynie otrzymały mocny cios, jakim okazała się konieczność zejścia z murawy Jill Roord. Jak się miało okazać, jej zmienniczka wywiązała się z zadania zastąpienia jej wybitnie. To właśnie Sveindis Jonsdottie asystowała w 24. minucie przy golu, otwierającym wynik. Autorką trafienia nie kto inny, jak oczywiście Ewa Pajor. W 40. minucie reprezentantka Islandii sama wpisała się na listę strzelczyń, lecz dwubramkowa przewaga nie utrzymała się nawet do gwizdka, kończącego pierwszą połowę. Bramkę kontaktową dla AS Romy zdobyła Andressa. Strzał piękny, lecz bramkarka gospodyń de facto mogła zachować się lepiej. Początek drugiej połowy to jakikolwiek pozbawienie liderek Serie A złudzeń o korzystnym rezultacie. Najpierw, w 52. minucie Lena Lattwein ukąsiła rywalki, by chwilę później po raz drugi tego wieczoru uczyniła to polska supersnajperka. Nie podcięło to skrzydeł oponentek, które dalej atakowały. Ofensywa przyniosła skutki, gdyż na 2:4 strzeliła Haug, lecz to okazało się ostatnim akcentem tego starcia. Cieszy świetny występ Pajor. Cieszy też fakt, że to właśnie mistrzynie Niemiec jako pierwsze zapewniły sobie miejsce w gronie ćwierćfinalistek.
Real Madryt – Chelsea: Wygrana gościń otworzyłaby im furtkę do pewnego awansu do fazy pucharowej. W trudniejszej sytuacji znajdowały się piłkarki z Madrytu, które poza własną dyspozycją muszą patrzeć na będące przed nimi PSG. Zestawienie z pewnością ciężkie i brak awansu z pewnością jest wpisywany poniekąd w koszty. Trzeba oddać, że gospodynie dzielnie postawiły się rywalkom i nie dało się odczuć wyraźnej różnicy w grze obu ekip. Co więcej, na Alfredo di Stefano Stadium zapanowała wrzawa, kiedy to po koszmarnym będzie bramkarki The Blues, Ann – Katrin Berger, piłkę do pustej bramki skierowała Caroline Weir. Do szatni więc Królewskie schodziły z drobną zaliczką. Jeden błąd drugiej części zadecydował o tym, że po kilkudziesięciu minutach walenia głową w mur Chelsea stanęła przed szansą wyrównania z rzutu karnego. Wprawdzie Guro Reiten trafiła słupek, jednak piłka odbita od niego trafiła w interweniującą Misę, której przyznano gola samobójczego. Pojedyncze okazje, tworzone przez każdą ze stron, nie przyniosły już bramek, co oznacza oczywiście podział punktów. To nie zmienia szczególnie sytuacji gościń, które wciąż są niemal pewne fazy pucharowej. Niestety dla gospodyń, punkt na własnym stadionie zbytnio im nie pomaga.
St. Polten – Slavia Praga: Austriacka drużyna stanęła przed sporą szansą zbliżenia się do AS Romy na jeden punkt. Przeciwniczki nieszczególnie wymagające, gdyż na moment rozpoczęcia meczu nie udało im się ugrać w obecnej edycji LM nawet punktu. Początek także nie zwiastował dla Slavii niczego dobrego, gdyż gospodynie przejęły z miejsca inicjatywę. Tym większe zdziwienie, że to właśnie przyjezdne, oddając pierwszy strzał na bramkę rywalek, od razu zapewniły sobie prowadzenie. Autorką trafienia została Kristyna Ruzickova. Podrażnione nieoczekiwaną stratą gola St. Polten ruszyły do ofensywy, co przyniosło wyrównanie za sprawą Matei Zver w 41. minucie. Celem na drugą część meczu było rzecz jasna zapewnienie sobie zwycięstwa, lecz sztuka okazała się ponad siły faworytek z Austrii. Wynik z pierwszej połowy pozostał taki sam i rozczarowujący remis komplikuje sprawę ewentualnego awansu i walki o miejsce, premiowane grą w ćwierćfinale.
Sytuacja w grupach po 4. kolejce prezentuje się następująco: