[LIGA F]: Pierwsze kłopoty Barcelony, podwójny hat – trick w wykonaniu Levante [WIDEO]
Liga F Ligi Publicystyka Świat

[LIGA F]: Pierwsze kłopoty Barcelony, podwójny hat – trick w wykonaniu Levante [WIDEO]

 Najciekawiej w kolejnej kolejce hiszpańskiej ekstraklasy zapowiadało się spotkanie, w którym rolę główną miały odgrywać dominatorki z Katalonii. Tym razem naprzeciwko nich stanęły zawodniczki Realu Sociedad, które jak się okazało, jako jedyne realnie postawiły się dzielnie liderkom tabeli. O wiele łatwiejsze zadania miały ekipy z Madrytu, będące razem z Levante w peletonie „goniącym” faworytki do zgarnięcia tytułu. Jak im poszło? Zapraszam!

Sevilla – Tenerife: Mecz ten potoczyć się mógł w teorii w każdy możliwy sposób. Poziom, który reprezentują oba zespoły w lidze jest zbliżony, z drobnym wskazaniem na przyjezdne. I faktycznie, początkowo wydawało się, że to one są lepiej przygotowane. Przejęły kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi, co zaowocowało bramkami. Wynik otworzyła w 22. minucie Jassina Blom. W 35. minucie mieliśmy już 2:0 za sprawą trafienia Marrero. Choć wydawało się, że gościnie mają kontrolę nad spotkaniem, gospodynie jeszcze przed przerwą złapały kontakt po golu Martin – Prieto Gutierrez. Druga połowa to w wykonaniu Sevilli pogoń za względnie korzystnym rezultatem, jakim był chociażby remis. Mimo wielu nieudanych prób, cel udało się ostatecznie osiągnąć. Jeśli komuś się wydaje, że bramka Gabarro zamknęła niejako tę batalię, grubo się pomylił. Tenerife wywalczyło rzut karny, a boiska usunięte zostały dwie piłkarki rywalek. Przed dogodną szansą stanęła Pena Rodriguez, lecz zmarnowała okazję na komplet punktów.

FC Barcelona – Real Sociedad: Chociaż z piłkarkami z San Sebastian zawsze należy się liczyć, mało kto by się spodziewał, by nawiązały walkę z Barceloną, która po kolei deklasuje największe rywalki w drodze po tytuł. Kwestią czasu przecież powinno być przejęcie kontroli przez faworytki i „nastukanie” kilku bramek, prawda? Otóż nie tym razem. Nie ulega wątpliwości, że gospodynie tworzyły sobie więcej okazji, lecz doskwierała im wyjątkowa niemoc. Co więcej, gdy wydawało się, że Real utrzyma ledwo, będący na wagę złota remis, wtem w 44. minucie po jednym z nielicznych zrywów Le Guilly dała prowadzenie przyjezdnym. Innymi słowy, szok i niedowierzanie na Estadi Johan Cruyff. Druga połowa rozpoczęła się chyba najbardziej przewidywalnie, gdyż Barcelona desperacko ruszyła do ataków, by zgarnąć pełną pulę. Gościnie dzielnie się broniły, jednak w 62. minucie na tablicy wyników ponownie zawitał remis. Gola zdobyła Torrejon. To miał być dopiero początek podróży po trzy punkty, lecz zespół z Sociedad miał z grubsza inne plany. Pod naporem gospodyń nie pozostało nic innego, jak próbować zatrzymać rozpędzoną lokomotywę z Katalonii. Zabrakło naprawdę niewiele. Chwila dekoncentracji okazała się kluczowa, a gola na wagę podtrzymania serii triumfów zdobyła Lucia Bronze. Trzeba tu docenić występ przyjezdnych, które realnie naprawdę napsuły krwi faworytkom.

Athletic Bilbao – Madrid CFF: Ten mecz mógł pokazać, czy obecny dołek gościń to tylko chwilowa zadyszka, czy bardziej długofalowy problem. I zdecydowanie pierwsza część gry w Bilbao nie rozwiązała tego problemu. Choć niewątpliwie przewaga była po stronie wyżej umiejscowionych w tabeli, nie znalazła ona potwierdzenia w rezultacie. Niedokładność i niechlujność w konstruowaniu akcji dawały o sobie znać, a poirytowanie w szeregach klubu ze stolicy nie pomagało. Do przerwy zatem nie oglądaliśmy żadnych trafień; na dobrą sprawę nie mieliśmy też wielu dogodnych szans. Po raz kolejny w tym sezonie sytuację uratowała Zambijka, Rachael Kundananji. Najpierw w 57. minucie wyprowadziła Madrid CFF na prowadzenie, by zaledwie po ośmiu minutach mieć już na koncie dublet. Gospodynie nie miały żadnych argumentów, by nawiązać walkę i ostatecznie przyjezdne zgarnęły pełną pulę, wracając na dobre tory.

Las Planas – Real Madryt: Do miasta Sevilla udały się Królewskie, których zadaniem, wydającym się dosyć łatwym do zrealizowania, było pokonanie miejscowego Las Planas. Porażka gospodyń mogła sprawić, że zostałyby jedyną ekipą w całej lidze, która w ostatnich pięciu spotkaniach nie punktowała. Poza tym, przewaga nad będącym w strefie spadkowej Alaves stopniała po ostatniej kolejce i widmo spadku coraz realnie krąży nad tym klubem. Już początek pokazał nam, jak będzie wyglądać ten mecz. W 4. minucie do siatki oponentek trafiła Gonzalez Rodriguez. Przyjezdnym było mało i tworzyły sobie kolejne szanse, a jedną z nich na gola w 33. minucie ponownie zamieniła najlepsza ze strzelczyń Realu Madryt. Pełna kontrola nad boiskowymi wydarzeniami pozwoliła w teorii już ustawić sobie nieco spotkanie. Aczkolwiek chwila dekoncentracji poskutkowała w 56. minucie stratą bramki. Nadzieję w serca miejscowych sympatyków wlała Uribe, lecz to tylko poskutkowało dla gościń jak zaproszenie do dalszej zabawy. Nie minęło dziesięć minut, a del Castillo podwyższyła prowadzenie wiceliderek, a wynik przypieczętowała Feller. Wysoka wygrana sprawiła, że niezależnie od niedzielnych rezultatów, zwyciężczynie pozostaną na drugim miejscu w tabeli.

Valencia – Atletico Madryt: Choć w lepszej sytuacji na papierze były oczywiście przyjezdne, kwestia wyniku nie wydawała się taka oczywista i klarowna. W końcu na jakiś czas Atletico zmuszone jest do gry bez swej supersnajperki, Ludmily, która nabawiła się urazu w ostatniej ligowej potyczce z FC Barceloną. I faktycznie, brak Brazylijki wydatnie wpłynął na jakość w ofensywie gościń, które nie potrafiły kreowanych szans zamienić na bramkę. Próbowały to wykorzystać piłkarki Valencii, lecz także bez większych rezultatów. Ciężko oczekiwać było goli w tym spotkaniu, śledząc boiskowe wydarzenia. Żadna z ekip w dłuższych fragmentach gry nie wyróżniała się jako strona dominująca i nie potrafiła „ukąsić” rywalek. W drugiej połowie ten stan rzeczy utrzymywał się bardzo długo, co szczególnie niekorzystne było rzecz jasna dla klubu ze stolicy. Ścisk za plecami Barcelony jest ogromny i strata punktów wywraca wszystko o 180 stopni. Jednak udało się pokonać Enith Salon w 85. minucie, a trafienie na wagę wygranej zanotowała Cardona. To pozwoliło choć na chwilę wskoczyć na najniższy stopień podium.

Huelva – Alaves: Mecz, który był tym z gatunku ogromnej szansy dla niemal najgorszej siły Ligi F. Trzeba szukać szans z nieco słabszymi przeciwniczkami, a taką ekipą zdawał się właśnie zespół, w którym od pierwszej minuty wystąpiła ponownie Patrycja Balcerzak. Początek zdecydowanie należał do gościń, które w 11. minucie wyszły na prowadzenie, a bramkę zdobyła wówczas Sanchez Aunon. Później gra już się wyrównała, a Huelva próbowała odrobić straty. Jakiekolwiek próby były jednak udaremniane przez defensywę Alaves i do przerwy gospodynie nieznacznie przegrywały. Druga część gry to już coraz większe ryzyko, podejmowane przez gospodynie. Opłaciło się ono, bowiem stan meczu w 63. minucie wyrównała z rzutu karnego Patricia Hmirova, którą można kojarzyć z polskich boisk, kiedy to prezentowała barwy Czarnych Sosnowiec czy Górnika Łęczna. Kolejne ataki znów spalały na panewce, a co gorsze, jeden błąd z obronie ponownie dał prowadzenie przyjezdnym. Samobójczy gol poszedł na konto Ojedy. Nie minęło nawet 120 sekund, a tym razem Hmirova wcieliła się w rolę asystentki przy trafieniu Balleste. Wynikiem 2:2 zakończyło się to spotkanie, co sprawia, że Alaves powolutku goni rywalki w walce o utrzymanie. Do Las Planas strata wynosi zaledwie dwa punkty.

Alhama – Villarreal: Spotkanie z gatunku tych, które nie cieszy się zwykle zbyt dużym zainteresowaniem i jest poniekąd jedynie „do odhaczenia” w ligowym terminarzu. Aczkolwiek trzy punkty dla którejkolwiek ze stron były na wagę złota. Zwłaszcza gospodynie mogły się tu pokusić o wygraną, która pomogłaby w pogoni za upragnionym utrzymaniem. Do tego jednak jeszcze daleko. Początek zwiastował, że gra będzie chaotyczna, pozbawiona w dużej mierze rytmu, pomysłu i ciekawych rozwiązań. Zadecydować o zwycięstwie miał zatem pragmatyzm. Szczerze można powiedzieć, że z dużym prawdopodobieństwem zespoły podzieliłyby się punktami, gdyby nie jeden moment, w którym pech sprawił, że Alhama włożyła sobie patyk między szprychy. O wygranej Villarrealu zadecydowała sytuacja z 20. minuty, kiedy to piłkę w pole karne „na ślepo” dośrodkowała Belen Martinez. Wydaje się, że także „na ślepo” zdecydowała się bronić Laura Martinez, która w kuriozalnych okolicznościach piłki nie chwyciła i wpakowała ją do własnej siatki. Niezależnie, czy to była zwyczajnie katastrofalna pomyłka czy golkiperkę oślepiło słońce – incydent ten zadecydował o skromnym zwycięstwie Żółtej Łodzi Podwodnej, która dzięki trzem punktom wyprzedziła Las Planas.

Real Betis – Levante: Mimo, iż na papierze gospodynie wyraźnie odstawały od swych rywalek, chyba nikt nie spodziewał się takiej masakry. Drużyna z miasta Walencja urządziła sobie nie tyle strzelanie, co istną rzeź. A wszystko rozpoczął nie kto inny, jak gwiazda Levante, Redondo Ferrer, która wynik spotkania otworzyła w 28. minucie. Już pięć minut później na koncie miała drugą bramkę, a trafienie „do szatni” zanotowała jeszcze Ramirez. Co najgorsze dla Realu, rezultat ten całkowicie odzwierciedlał różnicę klas pomiędzy drużynami. A to nie było jeszcze wszystko. Druga częśc gry wcale nie zapowiadała się lepiej. Mające pełną kontrolę gościnie ciągle atakowały, a w 53. minucie Redondo Ferrer skompletowała hat – trick. A jak się miało później okazać, to nie jedyne tego typu osiągnięcie w tym spotkaniu. W 73. minucie na murawie pojawiła się Julia Aguado. Głód strzelecki udowodniła w najbardziej dobitny sposób. Po niecałych dziesięciu minutach na murawie podwyższyła na 5:0, a później jeszcze dwukrotnie podaniem obsłużyła ją najlepsza nie tyle w tym meczu, co najprawdopodobniej w całej kolejce Pani kapitan. Istna deklasacja stała się faktem. Tym samym Levante pozostaje dwa punkty za drugim Realem Madryt, jednak za plecami już czyhają pozostałe kluby ze stolicy Hiszpanii.

Tabela po 11. kolejce prezentuje się następująco:

 

Michał Nadrowski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!