31 lipca 2022 roku, dzielnica Wembley w Londynie. Tłumy kibiców wysiadają na stacjach Undergroundu. Przechodząc przez charakterystyczne bramki przy wejściu, łączą się stopniowo w jedną, ogromną całość, zmierzającą na angielską Ziemię Świętą. To tutaj narodowa reprezentacja podejmie dzisiaj piłkarską drużynę Niemiec w boju o miano najlepszej drużyny Starego Kontynentu. Aby wspierać swoje drużyny w walce o ostateczny sukces, widowisko oglądać przyszło ponad 80 tysięcy widzów; 87,192 tysiące tłumnie skandujących entuzjastyczne hasła fanów, zapisujących mecz w kartach historii jako największe spotkanie reprezentacji w kobiecym futbolu pod względem frekwencji. To tylko jedno ze zjawisk pokazujących jak kobieca piłka na Zachodzie stopniowo rośnie w popularności, czego nie można powiedzieć o sytuacji w Polsce.
ŚWIAT UCIEKA
Cofnijmy się parę miesięcy wstecz; w kwietniu, w ramach półfinału Ligi Mistrzyń, na legendarnym Camp Nou Barcelona podejmowała niemiecki VFL Wolfsburg. Na stadion przyszło ponad 90 tysięcy kibiców (91,648) bijąc ustanowiony ledwie miesiąc wcześniej rekord frekwencji meczu kobiecej piłki UEFA. Wg danych organizacji, w top 10 największych kobiecych meczy w historii pod względem frekwencji, aż 6 z nich odbyło się w obecnym roku 2022.
Jakie są powody tego wzrostu popularności? Wyróżnić można kilka splątanych ze sobą zależności. Wraz z biegiem lat rośnie wyszkolenie techniczne zawodniczek, co z kolei przekłada się na coraz bardziej atletyczne i atrakcyjne widowiska. Kibice chcą wrażeń, których kobieca piłka dostarcza coraz więcej. Na całym świecie rośnie popularność sportu, a także jego wartość, więc coraz to większe firmy – lub bogate osoby prywatne – pragną inwestować w kobiecy futbol. Również organy rządowe odpowiedzialne za finansowanie sportu chętniej przeznaczają fundusze w tę stronę. Większy budżet oznacza lepszych specjalistów, lepsze ośrodki treningowe, lepszy marketing, polepszając ogólne warunki rozwoju i rezultując coraz to lepiej wyszkolonymi zawodniczkami. Większy prestiż oznacza również, że młode dziewczyny chętniej będą próbować swoich sił w sporcie, zwiększając jego konkurencyjność na najniższych szczeblach, co z kolei przekładać się będzie na więcej lepiej wyszkolonych zawodniczek i lepszy ogólny poziom sportu w przyszłości. Jak widać, proces ten zatacza koło, lub raczej, idzie pewną spiralą, która z czasem przybiera na prędkości. Spokojnie można wnioskować, że futbol kobiecy dopiero się rozkręca, i z niecierpliwością czekać na przyszłoroczne Mistrzostwa Świata na których z pewnością padnie kolejne kilka rekordów.
POLSKA 'BIEDA’ … MENTALNA? GDZIE JEST PROBLEM ?
Pytanie natomiast, gdzie w tym wszystkim znajduje się kobieca piłka w Polsce? Niestety, tutaj popularność sportu jest daleko za zachodnimi krajami; porównując chociażby frekwencję, największą przyniósł mecz z ubiegłego roku, kiedy to 17 września podejmowaliśmy Belgię w ramach eliminacji do MŚ 2023. Na trybunach zasiadło wówczas 8011 widzów, wynik daleko za wspomnianymi rekordami powyżej. Mecze Ekstraligi również nie cieszą się zbyt dużą popularnością, trybuny świecą pustkami zamiast pękać w szwach.
Dlaczego tak jest? Dlaczego dyscyplina przeżywająca obecnie rozkwit w krajach zachodnich jest dalej praktycznie niezauważona w Polsce? Jednym z powodów jest z pewnością brak sukcesów polskich drużyn na arenie międzynarodowej. W Lidze Mistrzyń nie udało się „naszym” osiągnąć żadnego wysokiego rezultatu, a nasza reprezentacja dalej czeka – od aż 1991 roku! – na debiut na międzynarodowym turnieju, czy to na Mistrzostwach Świata, Europy, czy nawet na Igrzyskach Olimpijskich. Na przyszłoroczny Mundial zabrakło nam jednego zwycięstwa, żeby zająć drugie miejsce w swojej grupie i mieć szansę na awans w fazie play-off.
Instytucje odpowiedzialne za promowanie dyscypliny również nie pomagają. PZPN nie robi wiele, żeby promować kobiecą piłkę. Podczas gdy choćby angielska Super League jest sponsorowana przez bankowego giganta Barclays, a hiszpańska Liga F korzysta z wsparcia wielkiej korporacji energetycznej Iberdrola, PZPN nie kwapi się do znalezienia porządnego finansodawcy dla naszej Ekstraligi. Zamiast być bezstronną, organizacja ewidentnie faworyzuje męską reprezentację, przeznaczając dla kobiet tylko przestrzeń absolutnie konieczną. Na stronie PZPN dominują ogłoszenia o „pierwszej reprezentacji Polski” oraz artykuły o coraz to nowszych sponsorach i inicjatywach promujących męski futbol. Ogłoszony na początku tego roku rządowy program “Wsparcia Mistrzów”, przeznaczający ponad 700 milionów złotych na rozwój najlepszych polskich drużyn, również nie przewiduje żadnej dotacji dla kobiecej piłki. Odpowiednie organy – czy to PZPN, czy sam Polski rząd – nie widzą w kobiecej piłce produktu godnego promocji; nie widzą potencjału, jaki spoczywa w tej gałęzi najpopularniejszego sportu na Ziemi, i wolą inwestować pieniądze podatników gdzie indziej.
Coraz więcej klubów rezygnuje nawet z transmisji meczów, co przecież jest elementem absolutnie podstawowym do zbudowania solidnej bazy fanów, która wykracza poza własne trybuny. Obecny Mistrz Polski, TME SMS Łódź, zrezygnował z pokazywania swoich meczów, a kontrakt PZPN z TVP zakłada transmisję jednego meczu Ekstraligi na kolejkę. Jednego z sześciu! Jak widać, problemy leżą na wielu płaszczyznach, czasem nawet same kluby w siebie nie wierzą.
NADZIEJE NA PRZYSZŁOŚĆ
Nie jest to bynajmniej sytuacja beznadziejna; frekwencja powoli wzrasta, a polskie piłkarki robiące karierę na zachodzie – jak chociażby nasza kapitan Ewa Pajor czy bramkarka Katarzyna Kiedrzynek – przyczyniają się do stopniowego, chodź powolnego, wzrostu popularności kobiecej piłki w Polsce. Niemniej jednak bez poważnych inwestycji polska piłka kobieca dalej będzie tkwić w tym samym szarym miejscu. Młodych dziewczyn, które przecież są potencjalnymi przyszłymi zawodniczkami, nie interesuje futbolowa ścieżka kariery, i trudno im się dziwić; w polskim społeczeństwie częściej jest to wyśmiewane niż popierane.
Światełkiem w tunelu jest również polska kandydatura do organizacji Mistrzostw Europy w roku 2025. Tutaj PZPN mógłby nieco odzyskać twarz, ponieważ taka okazja z pewnością podniosłaby prestiż polskiej piłki kobiecej, zwiększyłaby jej popularność, zasięg i potencjał. Tegoroczne angielskie EURO zakończyło się ogromnym sukcesem, podobnie może być z Polską. Decyzja o wybraniu organizatora zapadnie 25 stycznia przyszłego roku, trzymamy więc kciuki.
Na konferencji prasowej po ostatnim meczu reprezentacji, wygranym z Rumunkami 6:0, selekcjonerka Nina Patalon wyraziła swoje nadzieje na przyszłość: „Chcemy mieć więcej kibiców, cały czas! To, że widzieliśmy praktycznie pełne trybuny, dla nas jest to coś istotnego. Chcemy, żeby na naszych meczach pojawiało się co najmniej 10 tysięcy kibiców, bo to pokazuje że ta dyscyplina rośnie, jest ważna. Z drugiej strony, również chcemy żeby te dziewczyny które dzisiaj grają, tak jak Martyna [Wiankowska] chociażby, przyciągały tą młodą generację piłkarek, które mają siedem, osiem, dziewięć lat, bo one są dla nich wzorem do naśladowania, więc dla nas kluczowe jest że dzięki takim meczom – i transmisjom – jesteśmy w stanie ten fanbase zbudować.” Pozytywnie również wypowiadała się na temat ewentualnej organizacji Mistrzostw Europy. “Uważam, że jesteśmy gotowi do organizacji takiej imprezy” komentowała.
Kobiecy futbol znajduje się na fali wzrastającego prestiżu i nie widać, aby w najbliższej przyszłości miała się ona załamać. Duża część społeczeństwa dopiero staje się świadoma potencjału piłki kobiecej, a apetyt kibiców na wrażenia sportowe jest przecież ogromny. Nadchodzące Mistrzostwa Świata w Australii i Nowej Zelandii prawdopodobnie staną się największą imprezą w historii tego sportu. Tym większa szkoda, że zabraknie tam naszej reprezentacji; z pewnością prestiż imprezy wspomógłby rozwój tego sportu w Polsce. Pozostaje liczyć na przełamanie naszych piłkarek i przychylną decyzję UEFA w sprawie Euro, gdyż bez tego perspektywy na sukcesy międzynarodowe lub chociaż większą atencję sponsorską wydają się marne.
1 Comment