Jedenastka roku Damallsvenskan 2021
Damallsvenskan Ligi Świat

Jedenastka roku Damallsvenskan 2021

lag_yr

Sabrina D’Angelo (Vittsjö) – kanadyjska golkiperka ma za sobą naprawdę udany rok, choć trzeba uczciwie przyznać, że akurat na tej pozycji rywalizacja o miejsce w jedenastce roku nie była aż tak zaciekła jak w przypadku zawodniczek z pola. Nie ma w tym jednak ani trochę winy samej zainteresowanej, która – może wyłączając dwumecz z Rosengård – przez niemal cały sezon prezentowała równą, stabilną formę. A jej występ przeciwko Häcken na Bravida Arenie to bez wątpienia jeden z najlepszych popisów bramkarskich w tegorocznej Damallsvenskan.

Glodis Perla Viggosdottir (Rosengård) – weteranka tego zestawienia raz jeszcze pokazała swoją sportową klasę. Przez całą rundę wiosenną stanowiła centralny punkt bloku defensywnego klubu z Malmö i nie ma ani trochę przypadku w tym, że w aż dziesięciu z dwunastu ligowych spotkań Rosengård zachował wówczas czyste konto. Latem zdecydowała się zamienić szwedzką Damallsvenskan na niemiecką Bundesligę, a początek jej przygody w Bayernie Monachium tylko utwierdził nas w przekonaniu, że przez kilka ostatnich lat oglądaliśmy w naszej lidze piłkarkę należącą do ścisłego, światowego topu na swojej pozycji.

Clare Polkinghorne (Vittsjö) – informacja o tym, że doświadczona reprezentantka Australii dołączy do Vittsjö była przed rozpoczęciem sezonu bardzo szeroko komentowana. Niezwykle szybko okazało się jednak, że 32-latka z Brisbane zdecydowanie nie zamierza się na szwedzkich boiskach oszczędzać. Jej długie, mierzone podania, a także czyste odbiory piłki od razu stały się jej znakiem firmowym, a współpraca z Sandrą Adolfsson układała się na tyle dobrze, że pod koniec sezonu to właśnie klub z północnej Skanii mógł poszczycić się najbardziej efektywną parą stoperek w lidze. A w Vittsjö już mocno zacierają ręce na myśl, że wiosną znów będzie okazja, aby obejrzeć waleczną Australijkę w akcji.

Nilla Fischer (Linköping) – kolejna weteranka, która ani myśli ustępować pola młodszym koleżankom. I bardzo słusznie, bo Fischer w takiej dyspozycji chcielibyśmy oglądać na boiskach Damallsvenskan jak najdłużej. Nawet w meczach, w których defensywa Linköping znajdowała się w sporych kłopotach, akurat do jej postawy trudno było się przyczepić. I choć nie jest już aż tak bramkostrzelna jak za czasów Wolfsburga, a mistrzynią szybkości i zwrotności nie zostanie już raczej nigdy, to i tak w kadrze chciałby mieć ją każdy z pierwszoligowych trenerów. Przypadek? Nie sądzę.

 

Katrine Veje (Rosengård) – w Arsenalu nie była może gwiazdą numer jeden, ale po powrocie na szwedzkie boiska ewidentnie rozpoczęła swoje drugie, piłkarskie życie. Choć początki nie były łatwe, a decyzja Jonasa Eidevalla o przekwalifikowaniu jej ze skrzydłowej na boczną defensorkę budziła najpierw mieszane uczucia. Te ostatnie szybko ustąpiły jednak zachwytowi i choć trzydziestolatka z duńskiej Fredericii nie wykręciła może wielkich liczb, to zarówno Olivia Schough, jak i Sanne Troelsgaard doskonale wiedzą kto zapoczątkował wiele bramkowych akcji Rosengård w zakończonym właśnie sezonie.

Jelena Cankovic (Rosengård) – czy to już ten moment, w którym możemy zacząć nazywać serbską pomocniczkę żywą legendą szwedzkich boisk? Trudno orzec, choć argumenty na obronę i tak odważnej tezy z pewnością by się znalazły. Zdecydowanie najlepsza piłkarka Damallsvenskan obecnego sezonu, która bardziej niż ktokolwiek inny zasłużyła na tytuł MVP całej ligi. A jeśli ktoś zgłasza w tej kwestii jakieś obiekcje, to przypomnijmy sobie wiosenny mecz przeciwko Häcken, który de facto ułożył nam tabelę na dalszą część sezonu. Choć z drugiej strony, przywoływanie tylko tego meczu jest może nieco krzywdzące, gdyż akurat tej zawodniczce słabsze występy z zasady się nie przytrafiają.

Filippa Angeldal (Häcken) – w tym sezonie ustawiana była nieco wyżej niż w poprzednich i ta drobna zmiana okazała się strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Progres, który wykonała na przestrzeni ostatnich lat zarówno czysto sportowo, jak i motorycznie, musi budzić szacunek i podziw. Latem zdecydowała się zamienić Hisingen na niebieską część Manchesteru, ale zanim to nastąpiło, to swoim kapitalnym występem zdążyła jeszcze zapewnić Häcken występy w fazie grupowej Ligi Mistrzyń.

Sanne Troelsgaard (Rosengård) – po ponad pięciu latach pożegna się z Malmö i nie ma wątpliwości, że zrobi to w wielkim stylu i na swoich zasadach. W najlepszej dyspozycji oglądaliśmy ją na początku rundy jesiennej, kiedy to wraz z Olivią Schough zadbała o to, aby ekipa ze Skanii utrzymała bezpieczną przewagę nad ligowym peletonem. Jej rajdy prawym skrzydłem to zmora wielu defensorek, choć delikatnym cieniem na jej postawie kładzie się mocno wybuchowy charakter, który czasami potrafi dać o sobie znać. I tylko łaskawości sędziów zawdzięcza to, że udało jej się zamknąć miniony sezon bez choćby jednej czerwonej kartki.

Madelen Janogy (Hammarby) – choć wydaje się, że dopiero co prowadziła Piteå do sensacyjnego mistrzostwa, to od tamtego czasu jej kariera miała niezliczoną ilość wzlotów i upadków. Kończący się właśnie rok zapisujemy jednak zdecydowanie po stronie plusów i naprawdę nie sposób się nie uśmiechnąć, gdy widzimy, jak 26-letnia napastniczka znów potrafi cieszyć się futbolem. Cała reszta to już tylko bonus, ale szczególnie z perspektywy kibica Hammarby jest on niezwykle miły. Bo historia rewelacyjnego beniaminka z Södermalm nigdy nie zostałaby napisana, gdyby nie życiowa forma liderki sztokholmianek w osobie Madelen Janogy.

Olivia Schough (Rosengård) – rok temu dołożyła ogromną cegłę do pozostania Djurgården w gronie pierwszoligowców, a teraz, choć przyszło jej grać o zupełnie inne cele, znów nie zawiodła. Szczególnie imponowała wiosną, kiedy to nieoczekiwanie stała się niekwestionowaną liderką ofensywnej formacji Rosengård, a jej popisowy zwód stał się jednym z symboli całej ligi. Również ona wystąpiła w pierwszoplanowej roli, gdy łapiący jesienną zadyszkę lider ze Skanii potrzebował zwycięstwa w starciu z nieobliczalnym Linköping. I jeśli kilka lat temu z przekąsem zauważaliśmy, że w przypadku tej zawodniczki zdecydowanie zbyt mało mówi się o jej dokonaniach boiskowych, to dziś te proporcje wyraźnie się zmieniły. Oczywiście nie trzeba dodawać, że na korzyść.

Stina Blackstenius (Häcken) – Siedemnaście goli, dziesięć asyst, bezpośredni udział przy ponad trzydziestu strzelonych przez Häcken golach. Te liczby mówią naprawdę wiele, a przecież wspominamy tu wyłącznie o lidze. Bo gdyby spojrzeć nieco szerzej, to trzeba byłoby jeszcze zauważyć hat-tricka przeciwko norweskiej Vålerendze w kwalifikacjach Ligi Mistrzyń, trafienie na wagę awansu do finału Pucharu Szwecji, czy wreszcie niezwykle udany turniej olimpijski w Japonii. Tak, ten rok bez wątpienia należał właśnie do niej i wręcz nieprawdopodobne wydaje się to, że jeszcze nie tak dawno nazwisko Blackstenius było przede wszystkim synonimem napastniczki nieskutecznej. Te czasy najwyraźniej należą jednak do przeszłości i pozostaje życzyć, aby już na zawsze tam pozostały.

Skoro mamy konsensus co do tego, że drużyna roku to więcej niż wyjściowa jedenastka, to warto wymienić jeszcze kilka nazwisk piłkarek, które w zakończonym właśnie sezonie pokazały się na boiskach Damallsvenskan z naprawdę dobrej strony. A my mamy absolutną pewność, że z taką ławką rezerwowych żaden przeciwnik nie byłby nam straszny: Jennifer Falk (Häcken), Emma Berglund (Rosengård), Sandra Adolfsson (Vittsjö), Filippa Curmark (Häcken), Caroline Seger (Rosengård), Emilia Larsson (Hammarby), Fernanda Da Silva (Vittsjö), Sveindis Jane Jonsdottir (Kristianstad).

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!