Dla takich właśnie spotkań zreformowano Ligę Mistrzyń. Piłkarki Chelsea i Wolfsburga dały niesamowity popis w środowy wieczór.
Już w 10. minucie mierzonym strzałem z rzutu wolnego z szesnastego metra popisała się Ji, ale Almuth Schult była na posterunku. Nie minęły dwie minuty a Samantha Kerr wykorzystała znakomite długie podanie Ji z własnej połowy za defensywę Wolfsburga i przelobowała Schult. Chelsea 1-0 i przedmeczowe analizy zaczynają się sprawdzać. To gospodynie były mocnymi faworytkami i miały nadawać ton w spotkaniu. W 17. minucie wylewu dostały na spółkę Eriksson i Berger, a ich nieporozumienie wykorzystała Wassmuth. 1-1 i Niemki wracają do gry. Chelsea dalej przeważała, ale nie potrafiła tego udokumentować. W 34. minucie odgryzł się Wolfsburg za sprawą bramki Jill Roord. Czy muszę pisać że znowu nie popisała się bramkarka Chelsea? Krótko po przerwie katastrofalny błąd popełniła Jessica Carter co skrzętnie wykorzystała ponownie Wassmuth. 3-1 dla Wolfsburga.
Niektórzy nerwowo zaczęli przełączać na inne kanały myśląc, że włączył się przypadkowo jakiś gameplay z FIFY. Chelsea na kolanach, ale naszpikowana gwiazdami angielska drużyna ani myślała wywiesić białą flagę. Już w 51. minucie kontaktową bramkę zdobyła Bethany England wykorzystując ogromne zamieszanie w polu karnym Wolfsburga. Zaczęło się oblężenie bramki Schult. W 91. minucie wyrównała Pernille Harder po asyście… Janssen. Belgijka chyba zapomniała, że Harder juz nie gra w VfL. 3-3, świetny i emocjonujący mecz.
Wolfsburg przed spotkaniem brałby remis w ciemno, ale w takich okolicznościach może być lekko zawiedziony. Podopieczne trenera Stroota pokazały charakter grając przecież w osłabionym składzie. Nie mogły zagrać http://m.in. Ewa Pajor, Katarzyna Kiedrzynek czy Alexandra Popp. A Chelsea? Angielki zawaliły ten mecz na własne życzenie bo każda z bramek dla Wolfsburga padła po indywidualnych błędach zawodniczek Chelsea. I to nawet nie byle jakich błędach. Wielbłądach!
