O ile pierwszy kwadrans nas nieco uspokoił, o tyle kolejne minuty sprawiały, że w szwedzkich kibicach zaczynała narastać irytacja. Nie było oczywiście tak, że to Słowaczki dominowały na boisku, ale nie da się również zaprzeczyć temu, że gospodynie z każdą upływającą minutą sprawiały wrażenie drużyny coraz bardziej pewnej siebie i swoich umiejętności. Dynamika Patricii Hmirovej sprawiała nadspodziewanie dużo problemów Jonnie Andersson, a z powstrzymaniem niezwykle aktywnej Dominiki Skorvankovej kłopoty miały zarówno szwedzkie pomocniczki, jak i para stoperek. To wszystko sprawiało, że Jennifer Falk cały czas musiała mieć się na baczności i zupełnie niespodziewanie golkiperka Häcken przeszła na słowackiej ziemi kolejny egzamin reprezentacyjnej dojrzałości. I choć nie wymagał on tym razem uciekania się do spektakularnych interwencji, to jednak szczególnie w sferze mentalnej zdecydowanie nie był to dla Falk łatwy mecz. Tym większe zatem brawa, że 28-letniej bramkarce raz jeszcze udało się potwierdzić swoją klasę i pewnie wyłapać absolutnie wszystko, co było do wyłapania. A przecież Słowaczki swoje dośrodkowania ze stałych fragmentów gry miały nawet w doliczonym czasie gry, co najlepiej pokazuje, jak wyglądał rzeczywisty obraz meczu. Bo chyba nikt jeszcze kilka godzin temu nie spodziewał się, że akurat dziś Peter Gerhardsson w 93. minucie będzie musiał uciekać się do dwóch zmian taktycznych.
Jasne, cały czas to Szwedki miały po swojej stronie zdecydowanie większą piłkarską jakość i końcowe zwycięstwo jak najbardziej mogło być zdecydowanie bardziej okazałe. W poprzeczkę słowackiej bramki główkowała Magdalena Eriksson, stuprocentowej okazji nie wykorzystała Filippa Angeldal, a szarżującą Sofię Jakobsson w ostatnim momencie powstrzymała słowacka defensorka. Tyle tylko, że od grających w niemal galowym składzie wiceliderek rankingu FIFA zwyczajnie powinniśmy wymagać znacznie więcej. Bo choć sytuacje na podwyższenie wyniku były, to po szwedzkiej stronie mnożyły się także niedokładne podania, ofensywne koncepcje sprawiały wrażenie nieco chaotycznych, a dośrodkowania ze stojącej piłki zbyt często padały łupem dysponujących przecież wyraźnie skromniejszymi warunkami fizycznymi rywalek. A gdy jeden jedyny raz udało się zaskoczyć słowacką obronę nieszablonowo rozegranym rzutem wolnym, to na przeszkodzie skutecznie stanął gwizdek holenderskiej sędzi. Oczywiście, trzeba mocno podkreślić, że z bardzo dobrej strony pokazywał się duet Patricia Fischerova – Diana Bartovicova, który zaskakująco łatwo czytał szwedzkie zamiary i rozbijał w pył ofensywne zapędy wicemistrzyń olimpijskich. I gdyby nie nonszalanckie błędy przy wyprowadzaniu piłki, to obu słowackim defensorkom należałyby się za dzisiejszy występ naprawdę wysokie noty, a biorąc pod uwagę całokształt i tak nie będą one niskie. Swoje największe atuty wyeksponowała także rezerwowa bramkarka AC Milan Maria Korenciova, która wprawdzie nogami grać absolutnie nie potrafi (tuż po przerwie niewiele brakowało, abyśmy byli świadkami jednego z najbardziej kuriozalnych goli samobójczych w historii futbolu), ale chwytanie i refleks ma zdecydowanie na poziomie klubu, który aktualnie reprezentuje. Dodajmy do tego wspomnianą już Hmirovą z cypryjskiego Apollonu, a także robiącą sporo wiatru w okolicach szwedzkiej szesnastki Monikę Havanovą z austriackiego Wacker Innsbruck i dostaniemy satysfakcjonującą odpowiedź na pytanie dlaczego stadion w Senecu nagrodził swoje piłkarki w pełni zasłużonym standing ovation. Niewielka grupka szwedzkich fanów mogła oczywiście cieszyć się ze zwycięstwa, ale reakcja trybun jednoznacznie wskazała, która z ekip może być dziś zdecydowanie bardziej dumna ze swojej postawy.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że tak grająca Słowacja będzie stanowiła w tych eliminacjach wyzwanie dla rywalek z wyższych koszyków. I gratulując naszym dzisiejszym przeciwniczkom naprawdę udanej postawy, pozostaje życzyć im przynajmniej tak udanych występów przeciwko Finlandii i Irlandii. Kadra Petera Gerhardssona udaje się natomiast na mecz z Gruzją, który przynajmniej na papierze wydaje się być zdecydowanie najłatwiejszym wyzwaniem podczas zaplanowanej na najbliższy rok kwalifikacyjnej kampanii. Ważne zatem, aby wrześniowe zgrupowanie zamknąć bez nieprzewidzianych strat (nie licząc oczywiście kartki Caroline Seger za faul taktyczny) i z pozycji lidera grupy przystąpić do kolejnych wyzwań. Bo choć dziś możemy z pełnym przekonaniem kręcić z niezadowoleniem głowami zarówno na grę, jak i na wynik, to jednak punktowy plan został przez szwedzką kadrę wypełniony w stu procentach. A to właśnie ta jedna statystyka zadecyduje o tym, kto ostatecznie pojedzie na finały do Australii i Nowej Zelandii. Pierwszy krok wykonany, pozostało jeszcze siedem.