Skromnie, ale pewnie. Szwecja lepsza od Norwegii
Reprezentacje Świat

Skromnie, ale pewnie. Szwecja lepsza od Norwegii

Dwie z czterech bohaterek bramkowej akcji celebrują zdobycie zwycięskiego gola (Fot. Bildbyrån)

 Jeżeli to miał być jeden z ważniejszych sprawdzianów przed Igrzyskami, to konkluzja z niego wyciągnięta może być tylko jedna – jest nieźle! I choć na turnieju w Japonii kadra Petera Gerhardssona będzie musiała zmierzyć się z najtrudniejszą grupą, a do tego z najbardziej niekorzystnym terminarzem, to mając taki zespół nie musimy bać się żadnych rywalek. Jeżeli już mielibyśmy się po meczu w Kalmar do czegoś przyczepić, to do skuteczności oraz do funkcjonowania obu wahadeł, które dzisiejszego wieczora momentami mocno zaznaczały swoją obecność, a za chwilę przez dłuższy czas znajdowały się de facto poza grą. Ale to byłoby już szukanie rezerw trochę na siłę, bo ze starcia z Norwegią zapamiętamy przede wszystkim kapitalną Kosovare Asllani, Stinę Blackstenius potwierdzającą konkretną zwyżkę formy i wreszcie słabą postawę francuskich sędzi, które między innymi pozbawiły nas ewidentnego rzutu karnego. Taki już jednak urok piłki.

Pierwszy kwadrans to prawdziwy popis gry reprezentacji Szwecji, która większość swoich akcji w tym fragmencie meczu przeprowadzała prawą flanką. Wystawiona przez Martina Sjögrena na pozycji lewej defensorki dziewiętnastoletnia Julie Blakstad raz po raz była wsadzana na przysłowiową karuzelę przez duet Schough – Jakobsson i tylko brak dokładności po szwedzkiej stronie sprawił, że piłkarkom gości udało się przetrwać tę nawałnicę bez poważniejszych strat. Aktywne było jednak nie tylko skrzydło, ale i środek, co zaowocowało dwoma strzałami ze strony Kosovare Asllani. W jednym przypadku futbolówka uderzona przez zawodniczkę madryckiego Realu zatrzymała się jednak na słupku, a w drugim dobrą interwencją popisała się Cecilie Fiskerstrand. Golkiperka angielskiego Brightonu skutecznie interweniowała także w sytuacji sam na sam ze Stiną Blackstenius, która przez cały mecz sprawiała mnóstwo problemów norweskiej defensywie. Liderka klasyfikacji strzelczyń Damallsvenskan ostatecznie dopięła zresztą swego, gdyż właśnie ona była autorką jedynego tego dnia gola, którego obejrzeli kibice na Guldfågeln Arenie. Mając na uwadze obraz meczu, padł on zresztą w stosunkowo nietypowych okolicznościach, bo po … perfekcyjnie wyprowadzonym szwedzkim kontrataku. Najpierw długim, mierzonym podaniem popisała się Hanna Bennison, następnie Jakobsson podprowadziła akcję na połowę Norweżek, Asllani idealnie w tempo odegrała do wychodzącej na pozycję Blackstenius, a napastniczka Häcken sfinalizowała wszystko strzałem po ziemi w środek bramki. Ta sama zawodniczka niespełna kwadrans później raz jeszcze umieściła zresztą futbolówkę w siatce Fiskerstrand, ale francuskie sędzie dopatrzyły się w tej sytuacji spalonego.

Przed meczem długo dyskutowaliśmy o kondycji szwedzkiej defensywy bez Sembrant i Fischer, ale wystawiony dziś przez Gerhardssona tercet wypełnił swoje role bez zarzutu. Zdarzało się wprawdzie, że między trzyosobowym blokiem obronnym, a środkowymi pomocniczkami pojawiało się zbyt wiele wolnej przestrzeni, ale rywalki tym razem nijak nie były w stanie tego wykorzystać. Największy plus możemy postawić chyba przy nazwisku Nathalie Björn, która po raz pierwszy wystąpiła w narodowych barwach w roli środkowej stoperki i ten swoisty egzamin piłkarskiej dojrzałości udało jej się zdać z bardzo dobrym wynikiem. Reprezentacja Norwegii przekonała się ponadto, jak wielką stratą dla ofensywnej wartości tego zespołu jest nieobecność Guro Reiten oraz Caroline Hansen. Bez dwóch finalistek tegorocznej Ligi Mistrzyń norweski atak wydawał się całkowicie bezbronny i tak naprawdę w żadnym momencie szwedzkie defensorki nie zostały zmuszone do gry pod większą presją. A występu Hedvig Lindahl ocenić w ogóle nie sposób, gdyż w kierunku bramki golkiperki Atletico nie udało się gościom oddać choćby jednego celnego strzału. Żadne kontuzje i nieobecności nie mogą jednak stanowić usprawiedliwienia dla ogromnej liczby prostych strat i niedokładnych podań, które wręcz mnożyły się dziś w szeregach zespołu prowadzonego przez Martina Sjögrena. W równie zabawny, co trafny sposób skomentował to zresztą jeden z norweskich dziennikarzy, przyrównując postawę swojej reprezentacji do oglądania filmu grozy. I rzeczywiście, trzeba przyznać, że Norweżki mocno przetestowały dziś cierpliwość swoich fanów, a Fiskerstrand, Blakstad i Moe Wold były całkiem blisko tego, aby zapisać na swoim koncie nieformalne asysty przy trafieniach dla Szwecji. Na ich szczęście, akurat skuteczność była tym razem chyba najsłabszym punktem w zespole Gerhardssona.

Nie ma przypadku w tym, że w całej dotychczasowej relacji ani razu nie padło nazwisko Caroline Seger. Kapitanka reprezentacji Szwecji rozegrała dziś stabilne dziewięćdziesiąt minut w środku linii pomocy, ale jeśli w najbliższych godzinach nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to właśnie jej osobie poświęcony będzie niemal cały tekst po meczu z Australią. Za pięć dni w Kalmarze możemy być bowiem świadkami wydarzenia historycznego nie tylko dla szwedzkiej, ale i dla europejskiej piłki. Na celebrację fenomenalnego rekordu przyjdzie jednak czas, a tymczasem żegnamy się ze Småland w naprawdę dobrych nastrojach.

Szwedzka Piłka

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!