[TKF przy kawie] Emily Fox – cichy motor wielkiej rewolucji. USA wchodzą w nową erę
FA WSL Publicystyka Świat TKF przy kawie

[TKF przy kawie] Emily Fox – cichy motor wielkiej rewolucji. USA wchodzą w nową erę

W futbolu czasem najważniejsze zmiany dokonują się nie w błysku reflektorów, ale tam, gdzie wzrok kibica rzadziej ucieka – na bokach obrony. Emily Fox, od dwóch lat piłkarka Arsenalu i od dawna filar reprezentacji USA, to właśnie ten rodzaj zawodniczki: niezawodna, niepozorna na pierwszy rzut oka, ale absolutnie kluczowa.

Gdy w październiku rozgrywała swoje 68. spotkanie w narodowych barwach, Emma Hayes miała w niej pewność, której w 2025 roku często jej brakowało. Bo USA są dziś zespołem w przebudowie – po złocie olimpijskim, po odejściach, kontuzjach, po latach dominacji, które tak łatwo uznać za wieczne.

Rok bez trofeum, ale z sensem

Fox nazywa mijający rok „częścią procesu”, i trudno o trafniejsze określenie. USA przegrały trzykrotnie – co wydarzyło się dopiero po raz piąty w historii – ale każda z tych porażek była jak bolesna lekcja, za którą trenerka Hayes płaciła świadomie. Uczyła zespół elastyczności, reakcji, umiejętności czytania rywala.

To nie był czas na paradowanie z medalami. To był czas na wycieranie się nawzajem w błocie meczu towarzyskiego i sprawdzanie, kto potrafi w nim oddychać.

Fox była w tym roku jednym z nielicznych stałych punktów – zaczynała zarówno finał IO, jak i ostatnie spotkania z Portugalią. Jej spokój na prawej stronie stał się pomostem łączącym generacje.

Młodość, która chce więcej

I choć Fox jest dziś jedną z liderek, nie ukrywa ekscytacji, gdy patrzy na młode piłkarki wchodzące do kadry. „One chcą swojej szansy. Chcą grać odważnie, kreatywnie, chcą się tym bawić” – mówi.

W reprezentacji USA pojawiła się energia, która nie zawsze idzie w parze z doświadczeniem, ale zawsze wywołuje ruch. To dzięki niej Hayes pozwala sobie na eksperymenty, a Fox – na bycie kimś w rodzaju przewodniczki po nowej tożsamości drużyny.

Porażka i reakcja – test charakteru

Gdy Portugalki pokonały USA po raz pierwszy w historii, łatwo było ogłosić kryzys. Ale cztery dni później Amerykanki wygrały 3:1, grając agresywniej, ciaśniej, z zupełnie innym nastawieniem.

„Przypomniałyśmy sobie, że trzeba wchodzić w pojedynki, blokować, być fizycznymi” – wspomina Fox.

Zwycięstwo nie przykryło problemów, ale pokazało coś ważniejszego: że ten zespół potrafi się uczyć.

Londyn, który zmienia perspektywę

Dwa lata temu Fox postawiła na krok odważny – przeniosła się do Londynu, by grać w Arsenalu i mierzyć się z europejską intensywnością. Wygrana w Lidze Mistrzyń w poprzednim sezonie była dla niej momentem granicznym. „To dodało mi głębi. Zobaczyłam, przez co mogę przejść i co jestem w stanie unieść” – mówi.

Champions League nauczyła ją cierpliwości i odporności, dwóch cech, które dziś przenosi do reprezentacji.

Arsenal znów pod ścianą – czyli tam, gdzie potrafi być groźny

Obecny sezon The Gunners zaczęły przeciętnie – porażka z Lyonem w Europie, piąte miejsce w lidze. Ale jeśli jest klub, który potrafi powstać z kolan w najlepszym stylu, to właśnie Arsenal. Fox siebie definiuje jednym zdaniem: „Czas odwrócić sytuację i wysłać sygnał.”

Co to oznacza dla USA?

Że mają w niej zawodniczkę, która – choć nie krzyczy, nie gestykuluje, nie dominuje medialnie – jest idealną twarzą nowej ery. Er y, w której nie ma już nieomylności, ale jest proces. W której przegrywa się po to, by w 2027 roku być silniejszym.

Emily Fox pokazuje, że fundamenty buduje się cicho. A jeśli USA rzeczywiście wrócą na szczyt w 2027 roku, wśród tych fundamentów jej nazwisko będzie jednym z pierwszych.

Maja Wójcik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.

error: Content is protected !!