Na koszulkach mają herb najbardziej utytułowanego klubu świata. Ich nazwę zna każdy kibic, choćby mimochodem. Nazywają się Real Madrid Femenino. Ale w rzeczywistości to, co „królewskie”, kończy się na logo. Za fasadą prestiżu kryje się smutna prawda: kobieca sekcja Realu Madryt jest traktowana jak piłkarska przybudówka, nie partner w budowie klubowej wielkości.
Opóźniony start, który kosztuje
Real Madryt wszedł do kobiecej piłki dopiero w 2020 roku, przejmując klub CD Tacón. Zamiast budować własną strukturę od podstaw, postawiono na przejęcie gotowego projektu. Ten ruch był opóźniony o co najmniej dekadę względem największych europejskich rywali. W momencie, gdy Barcelona dominowała w Europie, Lyon świętował kolejne tytuły Ligi Mistrzyń, a Chelsea inwestowała w zaplecze dla zawodniczek, Real dopiero szukał mapy.
To opóźnienie ma dziś bardzo konkretne skutki. Braki w infrastrukturze, braki w kadrze i – co najgorsze – braki w ambicji.
Boisko, które mówi więcej niż słowa
Niedawny ćwierćfinał Ligi Mistrzyń przeciwko Arsenalowi (rozgrywany na boisku rezerw Estadio Alfredo Di Stefano) był dobitnym przykładem zlekceważenia kobiecej drużyny. Murawa była grząska, nierówna, z łatami błota i piasku. Mimo ostrzeżeń meteorologów i widocznego pogorszenia warunków, UEFA i klub nie zareagowali. Dla wielu obserwatorów było to jasne: gdyby taki mecz miała zagrać męska drużyna, spotkanie zostałoby przeniesione lub odwołane.
Kobieca drużyna nigdy nie miała okazji zagrać na Santiago Bernabéu – świątyni męskiego futbolu i symbolu potęgi Realu. Czy to kwestia logistyki? Trudno uwierzyć. To raczej brak decyzji i priorytetu.
Na boisku też bez przełomu
Sportowo Real Madrid Femenino również zawodzi. Drużyna nie potrafi przebić się do europejskiej czołówki, a jej gra często jest nierówna, zwłaszcza przeciwko topowym rywalom. Brakuje nie tylko wyników, ale i tożsamości. Są przebłyski, ale brakuje stabilności, strategii i – być może – wiary we własny projekt.
Mimo potencjału kadrowego, zespół raz za razem przegrywa najważniejsze mecze – zarówno w lidze, jak i w Europie. Derbowe porażki z Atlético tylko podkreślają różnicę między deklarowaną wielkością a rzeczywistym poziomem.
Konflikty w tle – od sądu po symbolikę
Dodatkowym cieniem pada na klub sprawa sądowa z lokalnym klubem Madrid CFF. Real Madryt próbował zakwestionować prawo do używania przez rywalki podobnej nazwy i wizerunku. Sąd jednak orzekł, że Madrid CFF zarejestrowało swój znak towarowy wcześniej, a ich obecność na rynku nie wprowadza konsumentów w błąd.
Ta historia ma wydźwięk symboliczny: Real Madryt, który przez dekady ignorował kobiecą piłkę, teraz próbuje zająć przestrzeń, która od dawna należy do innych. Zamiast budować mosty, klub rozpoczął spory prawne.
Kobieca piłka potrzebuje więcej niż herbu
Problemy Realu Madryt Femenino nie są unikatowe – podobne bolączki ma wiele sekcji kobiecych klubów piłkarskich. Ale w przypadku tak potężnej marki, rozczarowanie jest szczególnie bolesne. Bo jeśli nawet „największy klub świata” nie traktuje swojej kobiecej drużyny poważnie – to jaki przykład daje reszcie?
W świecie, w którym kobiecy futbol zyskuje na popularności, a sukcesy reprezentacji (jak angielskich Lwic) rozbudzają nowe pokolenia fanów, Real Madryt wydaje się stać w miejscu. Zespół kobiet nie potrzebuje jedynie dostępu do stadionu czy lepszej murawy. Potrzebuje wizji, inwestycji i elementarnego szacunku.
Real Madryt ma w nazwie „królewski”. Ale jak na razie, jego kobieca drużyna żyje na futbolowym dworze jak służba, nie jak część rodziny królewskiej.