Reprezentacja Włoch zaskoczyła wszystkich podczas tegorocznych Mistrzostw Europy. Zespół, który w ostatnich latach często zmagał się z kryzysem formy i poszukiwaniem tożsamości, tym razem pokazał hart ducha i taktyczną dyscyplinę. W grupie nie przeszły jak burza notując tylko jedno zwycięstwo. W ćwierćfinale – wywalczone zwycięstwo nad Norwegią po dramatycznej bramce w 90. minucie spotkania. I dopiero w półfinale, w heroicznym boju z Anglią, musiały uznać wyższość rywalek, przegrywając 1:2.
Włoszki odpadły z turnieju, ale zostawiły po sobie coś cenniejszego niż wynik: styl, dumę i emocje. Na czele tej drużyny – nieformalna kapitan, liderka z krwi i kości – Valentina Giacinti
Kobieta, która nigdy nie odpuszcza
Gdyby chcieć opisać Giacinti jednym słowem, najwłaściwsze byłoby „walka”. Jej historia to nie bajka o błyskawicznym awansie do sławy. To opowieść o determinacji. W Sant Pere de Ribes uczyli się futbolu Bonmatí, w Trescore Balneario – Giacinti. Tam nie było czerwonych dywanów. Była Atalanta, gdzie 16-letnia Valentina zadebiutowała, a potem mozolnie pięła się po ligowej drabinie – przez Napoli, Mozzanicę, Brescię aż po Milan i Romę.
Nie była faworytką trenerów. W kadrze narodowej długo była „rezerwową na ważne momenty”. Ale kiedy tylko dostawała szansę, zamieniała ją w gole – jak w meczu z Chinami na mundialu w 2019 roku czy w wielu spotkaniach eliminacyjnych później. Giacinti zawsze wracała. I zawsze strzelała.
Serce Romy, cień Milanu
Po latach kariery w AC Milanie, gdzie była nie tylko najlepszą strzelczynią, ale i kapitanem, przyszła niespodziewana zmiana. Zabrano jej opaskę, pojawiły się konflikty. Dla wielu to byłby koniec. Dla niej – początek. Krótki epizod we Fiorentinie pokazał, że nie potrzebuje komfortu, by świecić. A Roma? Roma dała jej nowe życie.
W barwach Giallorossich zdobyła mistrzostwo, dwa Superpuchary i pewność siebie, której wcześniej czasem jej brakowało. Dziś Giacinti to nie tylko snajperka – to piłkarka kompletna. Prowadzi pressing, walczy, motywuje. To ona po ćwierćfinale z Norwegią podniosła na duchu młodsze koleżanki. To ona po porażce z Anglią powiedziała, że „porażki są tylko wtedy, gdy nic z nich nie wynika”.
Ostatni turniej czy nowy początek?
Ma 31 lat. Dla niektórych to wiek doświadczonej weteranki. Dla Giacinti – wiek najlepszej wersji siebie. Euro 2025 mogło być jej ostatnim dużym turniejem, ale nikt nie odważy się dziś tego przesądzać. Z Anglią nie zdobyła bramki, ale była wszędzie – walcząca na skrzydle, cofająca się do pomocy, żyjąca każdą sekundą meczu.
Jej obecność w tej drużynie to nie kwestia statystyk. To symbol tego, że liderki nie zawsze są pierwsze na plakacie, ale zawsze są pierwsze w szatni, gdy trzeba podnieść zespół z kolan.
Dziewczyna z Bergamo, bohaterka z pasji
Valentina Giacinti nigdy nie potrzebowała wielkich słów. Ona mówi bramkami. Mówi pressingiem. Mówi gestem do koleżanek, gdy przegrywają. Jej historia jest cicha, ale głośna w znaczeniu. Pokazuje, że kobiecy futbol we Włoszech to już nie tylko marzenie – to rzeczywistość. Dzięki niej. Dzięki jej sile, upartości i pokorze.
W półfinale Euro 2025 Włochy przegrały. Ale Giacinti znów wygrała – z oczekiwaniami, z przeszłością, z ciszą. I udowodniła, że to właśnie w takich postaciach – nie idealnych, ale prawdziwych – tkwi przyszłość tej gry.