Na pierwszy rzut oka to była kolejna emocjonująca transmisja półfinału Euro 2025. Hiszpania po dogrywce pokonała Niemcy, meldując się w wielkim finale z Anglią. Piłkarsko: mecz najwyższej klasy, na poziomie godnym mistrzostw świata. Ale na trybunach – i co ważne, również w polskiej transmisji – wydarzyło się coś więcej. Coś, co w kobiecej piłce jest codziennością, a w mediach wciąż rzadkością.
Irene, Lucía i Mateo – zwyczajna (i piękna) rodzina
Na ekranie pojawił się kadr, który dla wielu mógł być po prostu wzruszającym obrazkiem – piłkarka i jej rodzina. A jednak niósł on więcej niż tylko emocje związane z wygraną. Obok Irene Paredes, jednej z najlepszych obrończyń na świecie, stały dwie najważniejsze osoby w jej życiu: jej żona Lucía Ybarra i ich czteroletni synek Mateo. Widok czułości, więzi i dumy – po prostu rodzina wspierająca swoją najbliższą osobę w jednym z najważniejszych momentów kariery. Niby nic nadzwyczajnego. A jednak – w polskim kontekście – coś, co wciąż wymaga odwagi i wrażliwości, by wybrzmiało tak, jak powinno.
The reactions from Irene Paredes and Alexia to Aitana’s goal 🥹
Priceless ✨ pic.twitter.com/v2TdZHswpZ
— Blaugranagram (@Blaugranagram) July 24, 2025
Słowa, które mają znaczenie
Co istotne, tym razem wybrzmiało. Komentatorka Joanna Tokarska w naturalny i niewymuszony sposób wspomniała o Mateo i dwóch mamach. Nie było w tym taniej sensacji, nie było podkreślania „odmienności” – był po prostu ludzki kontekst wypowiedzi Paredes, która przyznała, że jej życie zmieniło się po narodzinach syna, i że choć kiedyś nie wyobrażała sobie świata bez piłki, dziś jej priorytety są zupełnie inne. To ważne. To pokazuje piłkarki jako pełne postacie – nie tylko zawodniczki, ale też partnerki, matki, kobiety.
Kiedy sport opowiada więcej niż tylko mecz
I to jest coś, czego w polskich transmisjach wciąż brakuje. Bo choć kobieca piłka nożna od dawna jest przestrzenią, w której nieheteronormatywność nie tylko istnieje, ale jest widoczna i akceptowana – to u nas wciąż zbyt rzadko się o niej mówi. W kobiecym futbolu coming outy nie są wyjątkiem, ale regułą – zawodniczki takie jak Megan Rapinoe, Pernille Harder, Vivianne Miedema czy właśnie Irene Paredes od lat otwarcie mówią o swoich związkach. W męskiej piłce? Nadal niemal całkowite milczenie.
Głos kibica, który mówi wszystko
Jeden z komentujących na fanpage’u, który zwrócił uwagę na ten fragment transmisji, napisał bardzo celnie: „Rozumiem, że komentarz meczowy to nie Pudelek, ale to są szczegóły budujące piłkarki jako wielowymiarowe postacie nieograniczone do boiska i sprawiają, że znajomość piłki kobiecej się poszerza, bo mamy okazję poznać je bardziej i dzięki temu zapamiętać.” Trudno się nie zgodzić. Sport to nie tylko liczby i wyniki – to też ludzie. I właśnie dlatego takie momenty jak ten są ważne. Także dlatego, że normalizują miłość. Po prostu.
😁💪 LA CELEBRACIÓN de IRENE PAREDES con la PRENSA ESPAÑOLA en SUIZA: Así llegó y así salió de la zona mixta#WEURO2025 | #JugarLucharYGanar pic.twitter.com/7KaLQHKRYW
— Diario AS (@diarioas) July 24, 2025
Widzialność, która daje siłę
W świecie, w którym osoby LGBTQ+ nadal zbyt często spotykają się z niezrozumieniem, a nawet z jawną wrogością, każdy taki kadr – każda wzmianka o dwóch mamach wspierających się na stadionie – ma znaczenie. Daje nadzieję. Mówi: „Jesteście częścią tej samej opowieści. Macie tu swoje miejsce.” A kobieca piłka nożna może w tej opowieści odegrać kluczową rolę.
Piłka kobieca nie boi się prawdy
Na tym fanpage’u – jak przypomina autor posta – nieheteronormatywność nigdy nie była i nie będzie tematem tabu. I to buduje. A skoro TVP Sport potrafi zrobić ten pierwszy, drobny, ale znaczący krok, to może w końcu coś się zmienia. Może coraz częściej w polskich transmisjach nie będziemy widzieć tylko zawodniczek, ale też kobiet. Ze swoimi historiami, rodzinami i miłościami – takimi jak każda inna.
Bo, jak powtarzamy: miłość to miłość.