Wśród wszystkich historii, które tworzą koloryt szwajcarkim Euro, ta może być jedną z najbardziej nieprawdopodobnych. Rachel Rowe – reprezentantka Walii, która w sobotę zadebiutuje na wielkim turnieju przeciwko Holandii – jeszcze dekadę temu pracowała… w więzieniu.
Dosłownie. HMP Swansea – 160-letni zakład karny z widokiem na zatokę – to miejsce, gdzie Rowe pełniła funkcję pracownika wsparcia operacyjnego. Wtedy futbol był jeszcze marzeniem. Dziś – rzeczywistością.
Zamiast akademii – B&M i rządowa biurokracja
W czasach, gdy wiele zawodniczek trafia dziś do profesjonalnych klubów prosto z akademii i uczelni, Rachel Rowe miała inną ścieżkę. „Miałam wiele różnych prac – w B&M, później w więzieniu. Musiałam pracować po studiach, nie było innej opcji” – wspomina.
Kiedy pojawiła się szansa gry w półprofesjonalnym Reading, nie miała wątpliwości. Nawet jeśli oznaczało to trzy razy w tygodniu pokonywać 300 mil w obie strony – po całym dniu pracy, często wracając po północy. „Zdarzało się, że budziłam się ubrana w strój treningowy, gotowa, by znów wyruszyć. Byłam wykończona.”
Ale było warto. Reading awansowało do WSL, Rowe dostała profesjonalny kontrakt, a świat nagle się otworzył. „To była zmiana życia. Pamiętam, że przed tym momentem zastanawiałam się, czy nie zrezygnować z piłki. A teraz… jestem na mistrzostwach Europy. Minęło 10 lat, a to wciąż wydaje się nierealne.”
Czas próby, czas nagrody
Po ośmiu latach w Reading, Rowe przeniosła się do Rangersów, a potem – w 2024 roku – do Southampton. Były kontuzje, były wyzwania, ale jedno pozostało niezmienne: jej oddanie reprezentacji Walii.
Nie sposób przecenić jej roli w drużynie, która przez lata walczyła o zauważenie. Dziś, obok Jess Fishlock, Sophie Ingle czy Angharad James, jest twarzą walijskiego futbolu kobiecego. Wideo, które opublikowała po powołaniu – prezentujące ją w kolejnych reprezentacyjnych koszulkach – stało się symbolem tej drogi. Od marzeń do spełnienia.
Emocje pod kontrolą. Prawie.
Kiedy przyjechały do Lucerny i zobaczyły autobus z logiem turnieju, stało się jasne, że to już nie sen. „Musiałam przełknąć ślinę i powstrzymać łzy. To było bardzo realne” – przyznaje Rowe.
I chociaż emocje są ogromne, zapewnia, że drużyna pozostanie skupiona. „To wyjątkowa chwila. Ale wiemy, że nie możemy dać się przytłoczyć. Jesteśmy tu po to, by grać – i cieszyć się tą chwilą.”
Dla Rowe to coś więcej niż mecz. To ukoronowanie drogi, na której nie było skrótów. „Myślę, że to wszystko sprawia, że ten moment smakuje jeszcze bardziej. Gdyby wszystko przyszło łatwo, nie czułabym tego tak samo.”
Z dna do szczytu
Rachel Rowe udowadnia, że marzenia są dla wszystkich – niezależnie od tego, gdzie się zaczyna. Z korytarzy walijskiego więzienia do murawy stadionu w Szwajcarii. Z pracy na zmiany do występów na wielkiej scenie.
Jeśli futbol potrzebuje bohaterów z krwi i kości, oto jedna z nich.