To była piłkarska egzekucja. Reprezentacja Polski przegrała w Lucernie 0:3 z potężną Szwecją i po dwóch kolejkach żegna się z marzeniami o wyjściu z grupy na Euro 2025. Po raz kolejny na wielkim turnieju zderzenie z topem było bolesne – tym razem jednak szczególnie brutalne i bezlitosne.

Od pierwszych minut wszystko było jasne. Szwedki grały swój futbol – szybki, konsekwentny i zabójczo precyzyjny. Polki? Spóźnione, cofnięte, zdezorientowane i niemrawe w każdym sektorze boiska. Taktyka? Jeśli w ogóle była, została zmieciona z murawy już po kilku minutach. Kosovare Asllani obiła poprzeczkę, a chwilę później Madelen Janogy zrobiła to samo. Kinga Szemik ratowała, co mogła. Ale ile razy można?
W 28. minucie worek się rozwiązał. Stina Blackstenius, niepilnowana, wykorzystała perfekcyjne dośrodkowanie i głową wpakowała piłkę do siatki. To był dopiero początek szwedzkiej dominacji, która z każdą minutą stawała się coraz bardziej bezwzględna.
Zmienność planu? Reakcje z ławki? Słabo. Polska wyglądała, jakby nie przygotowała się na to, że Szwedki naprawdę potrafią grać pressingiem. Trener Nina Patalon – która przed meczem mówiła o „budowaniu ataku w określony sposób” – została przez swojego odpowiednika zneutralizowana niczym szachowy debiut amatora przeciw arcymistrzowi. Brak odwagi, brak elastyczności. Szwedzi na trybunach byli zachwyceni. Polscy kibice – osłupiali, choć doping było słychać do samego końca.
Po przerwie pojawił się cień nadziei. Padilla-Bidas i Kamczyk wprowadziły odrobinę świeżości, ale szybko wszystko znów się posypało. W 52. minucie Rytting Kaneryd zostawiła Martynę Wiankowską za plecami i dograła do Asllani, która podwyższyła wynik na 0:2. Mecz był już rozstrzygnięty, ale Szwedki chciały więcej.

W 77. minucie trzecie uderzenie – kolejna wrzutka, kolejna główka, tym razem Lina Hurtig. Ten gol był symbolem – ostatecznym rozmontowaniem tego, co pozostało z polskiej defensywy. Do końca meczu oglądaliśmy już tylko przetrwanie, kilka zrywów i… poprzeczkę po strzale Mileny Kokosz. O ironio – najbliżej gola była rezerwowa debiutantka.
0:3. Bez bramki. Bez punktu. Bez nadziei, ambicja to za mało na tym poziomie.
Zespół Niny Patalon, który miał być „nową jakością”, właśnie został bezwzględnie rozebrany na części pierwsze przez rywalki, które wiedziały dokładnie, co robić. A Polki? Na boisku – pogubione. Na ławce – zablokowane. Szczególnie nie szło w ofensywie, gdzie Szwedki detronizowały większość naszych pomysłów…
Ostatni mecz z Danią (12 lipca) to już tylko formalność. A pytanie, które trzeba postawić już dziś, brzmi: czy ta kadra potrzebuje nowych nazwisk, czy przede wszystkim nowego otwarcia w sztabie szkoleniowym?
