Niektórzy liczyli na emocjonującą, piłkarską batalię o Skandynawię, a tymczasem jeszcze przed godziną 20 na Strawberry Arenie w Solnej było już w zasadzie pozamiatane. Reprezentantki Szwecji rozpoczęły wielkie strzelanie zanim wszyscy kibice zdążyli w ogóle zająć swoje miejsca na trybunach, a ich duńskie rywalki mentalnie wejść w mecz. Nie nasz to jednak problem, że podopieczne trenera Jeglertza nie zareagowały we właściwy sposób na gwizdek czeskiej sędzi Jany Adamkovej i jedynie biernie przyglądały się, jak Blågult w kilkadziesiąt sekund kreują wspaniałą, zespołową akcję, którą śmiało można wrzucać do zapowiedzi rozpoczynającego się za równo miesiąc szwajcarskiego EURO. Tak, tutaj zagrało absolutnie wszystko i choć swoje nazwisko po raz pierwszy tego dnia zapisała w meczowym protokole Stina Blackstenius, to warto docenić ogrom pracy wykonanej w tej sytuacji przez Kosovare Asllani oraz Fridolinę Rolfö. Dla obu szwedzkich kreatorek dalsza część wieczoru przybrała jednak skrajnie różny obrót, bo o ile zawodniczka London City Lionesses rozegrała swój najlepszy mecz w reprezentacyjnej koszulce od czasu mundialu w Oceanii, o tyle gwiazda Barcelony musiała przedwcześnie opuścić murawę z grymasem bólu na twarzy i mocnym usztywnieniem w okolicach kostki. Pozostaje mieć nadzieję, że ostateczna diagnoza nie okaże się dla jednej z liderek kadry Gerhardssona aż tak dramatyczna, jak obawialiśmy się w pierwszej chwili, bo w przypadku Rolfö potencjalne zdrowotne perypetie to z wiadomych przyczyn podwójne ryzyko.

Wracając na boisko, gdy meczowy zegar wybijał dziesiątą minutę, gospodynie dalej bawiły się w najlepsze, a golkiperka Växjö Maja Bay po raz trzeci wyciągała futbolówkę z siatki. Tym razem firmowym strzałem z dystansu pokonała ją Filippa Angeldal, a dosłownie chwilę wcześniej fatalny błąd Dunek wykorzystała Johanna Kaneryd, w pojedynkę przecinając katastrofalne zagranie Sary Holmgaard, a następnie kończąc dzieła pewnym strzałem po dalszym słupku. Gościnie zza Kattegatu sprawiały wrażenie kompletnie oszołomionych takim obrotem wydarzeń, ich największe żądła w osobach Pernille Harder oraz Amalie Vangsgaard były całkowicie poza grą, a rozpędzająca się niebiesko-żółta maszyna ku uciesze miejscowych fanów dalej robiła swoje. I tak się nam ten mecz toczył aż do momentu, kiedy to błysk geniuszu postanowiła zaprezentować nam duńska napastniczka Signe Bruun, znajdując sobie miejsce do dośrodkowania i posyłając perfekcyjną piłkę na wolną przestrzeń, w którą z głębi pola nabiegała Janni Thomsen. Na nasze nieszczęście, z asekuracją dodatkowo spóźniła się jeszcze Jonna Andersson i wahadłowa Utah Royals mogła przynajmniej na moment zmniejszyć rozmiary porażki. Wystarczyło jednak 120 sekund i doczekaliśmy się błyskawicznej, szwedzkiej odpowiedzi; Kaneryd dośrodkowała, Blackstenius wykończyła i szybko powróciliśmy do komfortowego stanu plus trzy.
O drugiej połowie uczciwie możemy napisać, że się odbyła, choć końcowy rezultat Szwedkom jeszcze udało się nieco podrasować. Najpierw za sprawą wyjątkowo skutecznej dziś Blackstenius (oby nie wiązało się to z wypełnieniem tegorocznego limitu bramkowego w jeden wieczór), która tym razem wykorzystała w podobnym stopniu przytomną centrę Madelen Janogy oraz kolejny kiks Katrine Veje. W doliczonym czasie gry na 6-1 podwyższyła szwedzkie prowadzenie piłkarka po wybitnych przejściach, czyli Lina Hurtig, a gola wykreowała jej najlepsza tego dnia na placu Kaneryd, która na murawie w Solnej znów przypominała siebie z pierwszych kolejek sezonu Barclays WSL. Jako się rzekło, wygranych po szwedzkiej stronie było tym razem zdecydowanie więcej, a oprócz nazwisk absolutnie oczywistych (Kaneryd, Angeldal, Björn), na pochwały zdecydowanie zasłużyła chociażby przywoływana już Asllani, dla której był to jeden z najbardziej produktywnych występów ostatnich miesięcy, biorąc pod uwagę zarówno rozgrywki klubowe, jak i reprezentacyjne. Bardzo przyzwoicie prezentowała się jednak cała druga linia i pół-żartem możemy stwierdzić, że Julia Zigiotti ewidentnie lubi grać przeciwko Dunkom, gdyż to właśnie po meczach z tymi konkretnymi rywalkami pomocniczkę monachijskiego Bayernu chwalimy najczęściej i najgłośniej. Wartość dodaną z ławki wniosła dziś także Hanna Bennison, która w kadrze ewidentnie gra w kratkę, ale dziś akurat wylosował się ten lepszy los, a jej zaangażowanie w metodycznym wypełnianiu zadań defensywnych mogło w szczególności imponować i trzeba podkreślić, iż przynajmniej trzy konkretne, szwedzkie wypady zainicjowane zostały albo przez udany odbiór, albo otwierającą piłkę naszej Golden Girl z turyńskiego Juventusu. Zdecydowanie najmniej piszemy tym razem o obronie, lecz to wynika głównie z tego, że Dunki zwyczajnie nie dostarczyły nam wystarczającej ilości materiału źródłowego, a z przodu poradziliśmy sobie bez sięgania po broń ostateczną w postaci stałych fragmentów. Poza sytuacją z końcówki pierwszej połowy, w tyłach także było jednak jak najbardziej stabilnie, a przymusowa pauza papierowej liderki tej formacji Magdaleny Eriksson nie odbiła się negatywnie na poziomie gry.
6-1 z Danią brzmi dumnie, a ponieważ i zaplecze kadry A do hiszpańskiego dołożyło jeszcze włoski skalp, to kończące się właśnie zgrupowanie bez cienia przesady możemy nazwać jednym z najbardziej udanych dla szwedzkiego futbolu reprezentacyjnego w ostatnich latach. Cieszmy się zatem z tego faktu, lecz dziś wieczorem nie popadajmy w nieuzasadnioną euforię i powstrzymajmy się od emocjonalnego wygłaszania triumfalnych tez. Najważniejszy, tegoroczny test czeka nas za dokładnie miesiąc, a faza grupowa mistrzostw Europy okaże się wyzwaniem trudnym i pełnym wszechobecnych pułapek. I to nie tylko ze względu na formę, jaką od początku roku prezentują przy każdej nadarzającej się okazji reprezentantki Niemiec (serio, jeśli komuś to umknęło, to warto na aktualne popisy tej kadry zerknąć, bo zwyczajnie jest kogo podziwiać). Dzisiejszego sukcesu ze sportowych kronik nikt już oczywiście nie wygumkuje, ale jeśli nie potwierdzimy go w chwili decydującej próby, to na zawsze pozostanie on wyłącznie mało istotną, statystyczną ciekawostką. Cieszmy się zatem mądrze, a wtedy okazje do kolejnych celebracji na pewno niebawem się trafią.