Jeżeli ten mecz miał dać sztabowi Petera Gerhardssona jasną wskazówkę co do przydatności piłkarek pokroju Smilli Holmberg, Felicii Schröder oraz Ellen Wangerheim w perspektywie zbliżających się wielkimi krokami finałów EURO 2025, to owa weryfikacja okazała się dla trójki młodych gwiazd Damallsvenskan jednoznacznie pozytywna. Debiutująca w pierwszej reprezentacji prawa defensorka Hammarby weszła w mecz kapitalnie i w inauguracyjnym kwadransie to ona była głównym motorem napędowym większości szwedzkich akcji. A później było już tylko lepiej, gdyż to właśnie ofiarna interwencja Holmberg uratowała nasz zespół przed utratą gola po fatalnym wyprowadzeniu piłki przez Magdalenę Eriksson (dla porządku: jeszcze większą robotę wykonała w tej konkretnej sytuacji Jennifer Falk). Osiemnastolatka ze Sztokholmu tempa nie zwalniała także po przerwie i po jednym z odważnych, ofensywnych rajdów udało jej się nawet wywalczyć rzut karny. To znaczy, udało się w teorii, gdyż pomimo ewidentnego przewinienia gwizdek francuskiej sędzi milczał, w pewnym sensie rewanżując się Włoszkom za krzywdy poniesione dwa miesiące temu w Göteborgu. Równie zadowolona może być ze swojego dzisiejszego występu Felicia Schröder, a w pokazaniu się z naprawdę pozytywnej strony ani trochę nie przeszkodził jej fakt, że w układance selekcjonera przyszło jej wystąpić na dziesiątce. Wymienność pozycji w ofensywnej formacji BK Häcken najwyraźniej jednak zaprocentowała, a wartością dodaną przy nazwisku Schröder pozostają dwa perfekcyjne, otwierające podania, po których oko w oko z Laurą Giuliani stanąć mogły odpowiednio Fridolina Rolfö oraz Rebecka Blomqvist. Ta ostatnia swojej szansy się nawet doczekała, ale z pojedynku zwycięsko wyszła tym razem golkiperka Milanu. I wreszcie Ellen Wangerheim, czyli zawodniczka, która wniosła do gry szwedzkiej kadry zdecydowanie najwięcej spośród rezerwowych. Snajperka Bajen błyskawicznie wpasowała się w rytm toczącego się na Stadio Ennio Tardini meczu i w odpowiednich momentach potrafiła a to spowolnić grę, a to przytrzymać futbolówkę, a to wywalczyć obiecujący stały fragment. I choć po końcowym gwizdku rozpoczęła się ogólnonarodowa dyskusja, czy wspomniana w tym akapicie trójka piłkarek zasługuje na miejsce w samolocie do Szwajcarii, to mamy nieodparte wrażenie, że podobna rozmowa realnie powinna dotyczyć zupełnie innych nazwisk.

Co jeszcze nas w to upalne, późnowiosenne popołudnie w Parmie ucieszyło? Zdecydowanie czyste konto po stronie Jennifer Falk, bo przecież nie jest wielką tajemnicą, że z zamykaniem meczów na zero z tyłu golkiperka Häcken miewa ostatnimi czasy spore trudności. Dziś także raz musiała wyjmować futbolówkę z siatki, lecz na nasze szczęście główkująca Martina Piemonte znajdowała się w kluczowym momencie dośrodkowania na pozycji spalonej. Dla porządku dodajmy, że do tej samej bramki i też po strzale głową już po zmianie stron piłkę skierowała Nathalie Björn, lecz tym razem sędziowski tercet dopatrzył się dla odmiany faulu Rebecki Blomqvist na Laurze Giuliani. A propos defensorki londyńskiej Chelsea, to ona akurat może mówić o sporym szczęściu, gdyż jeszcze przed przerwą zdarzyło jej się powstrzymać w nieprzepisowy sposób wychodzącą na czystą pozycję Ariannę Caruso i w tej sytuacji pani Stéphanie Frappart jak najbardziej miała prawo wyciągnąć z tylnej kieszonki czerwony kartonik. Skończyło się jednak tylko na kartce w kolorze żółtym, w efekcie czego Björn będzie mogła wystąpić we wtorkowym meczu przeciwko Danii. Z perspektywy trybun na pewno obejrzy go za to Magdalena Eriksson, co paradoksalnie – i w najmniejszym stopniu nie złośliwie – także jest w jakimś sensie dobrą informacją. Bo jeśli sztab szkoleniowy nie potrafi w kontrolowany przez siebie sposób wypróbować nowych wariantów, to niech przynajmniej los od czasu do czasu zmusza go do tego typu eksperymentów. A lista chętnych i już teraz gotowych do gry na poziomie pierwszej reprezentacji jest naprawdę długa, co najlepiej uwydatnił chociażby wczorajszy mecz bezpośredniego zaplecza naszej kadry z Hiszpanią. Kto nie widział, niech szybciutko nadrabia.
Remis jest w pewnym sensie wynikiem jak najbardziej sprawiedliwym, gdyż każda z ekip miała w dzisiejszym starciu lepsze i gorsze momenty. Szwedki rozpoczęły od mocnego uderzenia, a włoską defensywę bez skutecznej odpowiedzi raz po raz nękały na prawej flance Holmberg oraz Johanna Kaneryd. Później do głosu ewidentnie doszły gospodynie i z niekłamanym zachwytem na twarzy można było zachwycać się perfekcyjnymi zagraniami Manueli Giugliano, która zdawałoby się bez jakiegokolwiek wysiłku posyłała kolejne ciasteczka wprost pod nogi obu skrzydłowych, a także ustawionej na desancie Martiny Piemonte. Okres największej dominacji Włoszek przypadł na ostatnie minuty pierwszej połowy, lecz im bliżej końca meczu, tym częściej i bardziej konkretnie do głosu dochodziły tradycyjnie dominujące pod względem motorycznym Szwedki. Niezwykle aktywna grupa sympatyków Blågult do samego końca miała jak najbardziej uzasadnione nadzieje, że raz jeszcze tak wyglądające starcie uda się ostatecznie spuentować klasycznym 1-0 po stałym fragmencie, ale choć ów cel nie był wcale aż tak odległy, tym razem trzeba było zadowolić się podziałem punktów. Jest to jednak z pewnością taki remis, z którego możemy być naprawdę usatysfakcjonowani, a skoro na miesiąc przed startem wielkiego turnieju kadra ponownie daje nam delikatne powody do uśmiechu, to chyba robimy wreszcie nieśmiałe kroki we właściwym kierunku. Tylko teraz pod żadnym pozorem z tej drogi już nie zawracajmy.