Była 74. minuta finału piłkarskiej Ligi Mistrzyń, kiedy na trybunach stadionu w Lizbonie eksplodowały ze szczęścia sektory zajmowane przez kibiców londyńskiego Arsenalu. Wszystko rozpoczęło się od konsekwencji Mariony Caldentey, która raz po raz nękała rywalki z Katalonii wrzutkami z bocznych stref boiska. Tym razem – trochę w wyniku splotu fortunnych zdarzeń – dośrodkowana przez nią futbolówka znalazła się pod nogami Bethany Mead, królowa strzelczyń EURO 2022 idealnie obsłużyła Stinę Blackstenius, a szwedzka napastniczka zapisała na swoim koncie być może najważniejsze trafienie w całkiem bogatej już przecież karierze. Wbrew wskazaniom większości ekspertów, to skazywany na niemal pewną porażkę Arsenal przez najbliższy rok może szczycić się tytułem klubowego mistrza Europy, a złote medale na szyjach zawiesiły sobie nie tylko cztery Kanonierki rodem ze Szwecji (Blackstenius, Hurtig, Ilestedt, Kafaji), ale też nasze dobre znajome z boisk Damallsvenskan z minionych lat. Ot, chociażby do dziś wspominana w Linköping i okolicach z nieskrywaną nostalgią Frida Maanum, która swoją drogą również w starciu z Barceloną wzięła udział w bramkowej akcji, ale wówczas radość zawodniczek z północnego Londynu przerwała analiza VAR, słusznie dopatrując się u reprezentantki Norwegii pozycji spalonej. Żeby było jeszcze ciekawiej, ekipę wicemistrzyń Anglii do historycznego triumfu poprowadziła w iście brawurowym stylu holenderska trenerka Renée Slegers, dla której poprzednim miejscem pracy był FC Rosengård, a epizod ten nie okazał się delikatnie mówiąc sukcesem. W futbolu, jak i w żuciu, chodzi jednak o to, aby znaleźć się we właściwym miejscu i czasie, a pochodząca z Brabancji Północnej 36-latka ewidentnie odnalazła klucz, którego przez lata bezskutecznie poszukiwał w angielskiej stolicy Jonas Eidevall. I niech ta historia będzie dla każdego z komentujących piłkarską rzeczywistość cenną lekcją na przyszłość.

My jednak nie o Arsenalu, a przynajmniej nie bezpośrednio. Tak się bowiem szczęśliwie składa, że gol Stiny Blackstenius solidarnie uszczęśliwił sympatyków zarówno jej obecnego, jak i byłego klubu. Wynik finałowej rywalizacji oznacza bowiem, że w fazie play-off ścieżki ligowej eliminacji przyszłorocznej Ligi Mistrzyń zwolniło się jedno miejsce i jeśli UEFA nie wykona kolejnego regulaminowego fikołka (a doświadczenie w tej materii mają nasi kochani decydenci pokaźne), to przypadnie ono w udziale BK Häcken. Wyższym współczynnikiem klubowym legitymizuje się wprawdzie AS Roma, lecz ekipa z włoskiej stolicy zakończyła zmagania dopiero na trzeciej lokacie w Serie A, wobec czego nie mogła być brana pod uwagę podczas dokonywania koniecznych relokacji. Co więcej, jeden, bezcenny gol dla Arsenalu prawdopodobnie pociągnie w górę także Hammarby, które wobec automatycznego skoku Häcken na wyższy szczebelek drabinki, stało się zespołem numer osiem spośród uczestników mini-turniejów ścieżki ligowej. A jak doskonale wiemy, legitymująca się najwyższymi współczynnikami ósemka może liczyć na rozstawienie w tej fazie rywalizacji. W przypadku klubu z Södermalm wciąż mówimy jednak o trybie niedokonanym, gdyż ostateczne losy Bajen rozstrzygną się dopiero w połowie czerwca, gdy ostatnią kolejkę sezonu 2024-25 rozegrają kluby duńskiej Elitedivisionen. Na dwie kolejki przed końcem zmagań pozycję wiceliderek okupują zawodniczki ustępujących mistrzyń kraju z Nordsjælland i jest to układ najbardziej z perspektywy Hammarby korzystny. Jeżeli jednak po srebrne medale w Danii sięgną piłkarki Brøndby, to właśnie ten zespół – niejako kosztem sztokholmianek – uzupełni grono rozstawionych na etapie mini-turniejów. Stino, Frido, Renée i całą reszto wesołej, mistrzowskiej orkiestry – dziękujemy i… oby do zobaczenia na największych, europejskich arenach!