Ach, ta nasza liga! Tak osobliwie cudowna w tej swojej przewidywalnej nieprzewidywalności. Häcken znów wysoko pokonał niżej notowanego rywala, Felicia Schröder niezmiennie śrubuje niewidziane u nas od czasów absolutnie unikatowej Tabithy Chawingi statystyki strzeleckie, a tercet Bergström – Tindell – Jusu Bah dzielnie jej w ustanawianiu tych rekordów sekunduje. I niby wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie cokolwiek istotny przepis mówiący o tym, że w naszej dyscyplinie sportu za zwycięstwo 6-1 przyznaje się dokładnie tyle samo punktów, co za skromne 1-0. A faworytki z Hisingen z domykaniem stykowych konfrontacji mają ewidentny problem, czego najlepszym dowodem są aż cztery porażki w dziewięciu rozegranych na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy oficjalnych meczów. Co więcej, nawet w rywalizacji na Bravida Arenie z zamykającym ligową stawkę beniaminkiem z Alingsås, Jennifer Falk nie mogła opuszczać murawy w pełni ukontentowana. Gościniom wystarczyła bowiem jedna wcale nie stuprocentowa sytuacja, aby umieścić futbolówkę w siatce reprezentacyjnej golkiperki i nawet fakt, że sztuki tej dokonała charakteryzująca się niebywałym instynktem snajperskim Karin Lundin w żadnym stopniu nie zmniejsza skali problemu, z którym libański trener Lind oraz jego sztabowcy póki co ewidentnie nie potrafią sobie poradzić.

Strata Häcken do liderek z Södermalm wciąż wynosi cztery oczka, choć te ostatnie, po iście brawurowym otwarciu, także zdają się powoli wyhamowywać lub – w wersji nieco bardziej optymistycznej – łapać drugi oddech. Bo nawet jeśli przez aklamację zgodzimy się z tezą, że daremne i bezbarwne dotąd piłkarki z Piteå właśnie rozegrały swój najlepszy w obecnym roku kalendarzowym mecz, to jednak na naszym weekendowym bingo zdecydowanie nie mieliśmy realnych emocji na Kanalplan aż do ostatnich sekund doliczonego czasu gry. W przeciwieństwie do swoich wciąż głównych kontrkandydatek, podopieczne trenera Sjögrena potrafią jednak sięgać po pełną pulę nawet wtedy, gdy nie wszystko układa się po ich myśli, więc na tę chwilę przecieki sugerujące nadciągający w kierunku Södermalm kryzys, należy umieścić jeszcze w dziale soccer fiction. Tym bardziej, że ewentualny i całkiem prawdopodobny triumf w krajowym pucharze już za momencik może przyczynić się do znaczącej poprawy morale w obozie Bajen przed decydującymi potyczkami ligowej wiosny. Niemniej, rzetelność nakazuje odnotować, że trybiki zielono-białej maszynki do wygrywania w połowie maja nie pracują już w aż tak perfekcyjnej harmonii jak zaledwie kilka tygodni wcześniej.
Przez jedną noc na fotelu liderek Damallsvenskan wygodnie rozsiadły się zawodniczki beniaminka z Malmö i bez względu na okoliczności, jest to osiągnięcie, które warto odpowiednio odnotować i docenić. Tym razem podopieczne trenera Valfridssona przywiozły komplet punktów z nie zawsze gościnnego Växjö, a autorka hat-tricka Sara Kanutte raz jeszcze przekonała niedowiarków, że w elemencie efektywności wykańczania akcji stanowi absolutne przeciwieństwo Stiny Blackstenius. Bohaterką numer jeden po stronie MFF była jednak przekwalifikowana w Skanii na klasyczną dziesiątkę Isabella D’Aquila, gdyż to właśnie od byłej piłkarki Portland Thorns zaczynało się najwięcej problemów dla zespołu Olofa Unogårda. I nawet płynne przechodzenie z jednego ustawienia w drugie, efektowny powrót od stanu 0-2, a także całkiem sympatycznie wyglądająca w obrazku współpraca w trójkącie Amano – Nilsson – Kamogawa, nie wystarczyły do sięgnięcia w tej rywalizacji choćby po remis. A propos Skanii, to bardzo udany weekend mieli także sympatycy futbolu w Kristianstad oraz Vittsjö. Pomarańczowe w niezwykle przekonującym stylu wypunktowały zdziesiątkowany problemami zdrowotno-kartkowymi, a na dodatek ewidentnie zaabsorbowany czekającym nas już jutro historycznym finałem Pucharu Szwecji Norrköping, zaś ekipa z gminy Hässleholm wyszarpała zwycięstwo nad Linköping dzięki fińskiej współpracy na linii Ilona Walta – Heidi Kollanen w ostatniej akcji meczu. Choć trzeba jasno podkreślić, że piłkarki trenera Blagojevicia na te trzy punkty z przebiegu gry jak najbardziej zasłużyły, a spora w tym zasługa przestawionej ponownie na swoją nominalną pozycję na boisku Olivii Wänglund. Spośród czterech przedstawicielek Skanii w krajowej elicie, niepocieszone mogły być więc jedynie mistrzynie z Rosengård, które w klimacie smutnych autorefleksji wracały na tarczy z Brommy. Jeśli jednak przez niemal 80 minut meczu oddaje się dwucyfrową liczbę strzałów, które lądują wszędzie z wyłączeniem światłą bramki Clary Ekstrand, to ewentualne pretensje o niekorzystny obrót wydarzeń można mieć wyłącznie do siebie.
Kolejkę zamknęły nam zaskakująco jednostronne derby stolicy, które jednak warto było obejrzeć chociażby ze względu na dwa przepięknej urody gole Therese Åsland, najbardziej niestandardową asystę roku w wykonaniu Alexandry Jonasson oraz – a może nawet przede wszystkim – kapitalną i nie wolną od wzajemnych docinek atmosferę na trybunach, dzięki której od pierwszej do ostatniej minuty mieliśmy pełną świadomość znaczenia lokalnej rywalizacji. Po jej zakończeniu zadowoleni mogli być jednak wyłącznie sympatycy Djurgården, gdyż to właśnie ten zespół wciąż może szczycić się statusem niepokonanego na ligowych boiskach. I choć niezmiennie upieramy się, że na spoglądanie w kierunku pierwszego od lat medalu dla Dumy Sztokholmu właściwy czas dopiero nadejdzie, to tak przekonujące występy sprawiają, że dziś wydaje się on bliższy niż kiedykolwiek podczas minionej dekady.
Komplet wyników:
Statystyki indywidualne:
Statystyki drużynowe:
Przejściowa tabela:
#pokolejce
Jedenastka kolejki: