Średniej jakości murawa na stadionie w Umeå widziała już wiele, choć mecz, którego stawką jest zajęcie ostatniego wolnego miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej, zdecydowanie zasługiwał na nieco bardziej efektowny anturaż. Skoro jednak nie możemy mieć tego, co lubimy, to pozostaje chyba polubić to, co mamy. Szczególnie, że przynajmniej od strony piłkarskiej, zawodniczki obu rywalizujących ekip postanowiły zapewnić nam nieoczekiwane atrakcje, a kwestia ewentualnego awansu lub spadku pozostaje przed rewanżem w Solnej sprawą całkowicie otwartą. Niepokonany w ośmiu kolejnych meczach AIK dość nieoczekiwanie swojego pierwszego od ponad dwóch miesięcy pogromcę znalazł bowiem właśnie w Västergötland, dzięki czemu piłkarki z Umeå zapisały się w historii jako pierwszy przedstawiciel Elitettan z barażowym zwycięstwem na koncie. I nawet jeśli w perspektywie całości rywalizacji faworytem wciąż pozostaje klub z północnych rejonów szwedzkiej stolicy, to za tydzień na Skytteholms IP z pewnością będziemy świadkami zaciekłej, boiskowej rywalizacji, nie zaś wyłącznie dopełnienia koniecznych formalności.
Zresztą, piłkarki AIK również w starciu wyjazdowym starały się pozostawać stroną proaktywną, a statystyki posiadania piłki oraz liczby wymienionych podań jednoznacznie wskazują pod czyje dyktando toczyła się dziś gra. Cóż jednak z tego, skoro poza sytuacją z nieuznanym golem Beaty Olsson (nota bene strzelonym jak najbardziej prawidłowo), zawodniczki z Damallsvenskan nijak nie potrafiły przełożyć swojej dominacji na jakiekolwiek konkrety pod bramką Tei Lundmark. Brakowało dośrodkowań, brakowało stałych fragmentów, brakowało wreszcie jasnego konceptu na rozerwanie zdyscyplinowanej i konsekwentnie skupionej na realizacji swojego meczowego planu defensywy z Västerbotten. Na prawym wahadle nieustannie szarpała Anna Oskarsson, kąśliwych, prostopadłych podań za linię obrony próbowała Ella Reidy, ale odcinanie od piłki najbardziej w ekipie gościń kreatywnych Haruny Tabaty oraz Adelisy Grabus przyniosło dokładnie takie efekty, jakich w Umeå oczekiwać mogli wyłącznie najwięksi optymiści. Bo przecież nie możemy zapominać, że na dalekiej Północy jesienią bynajmniej nie działo się dobrze, a targany problemami natury sportowo-ekonomicznej klub lokatę w czołowej trójce Elitettan obronił głównie siłą rozpędu. W chwili najważniejszej próby wszystko zagrało jednak dokładnie tak, jak zagrać miało, a słowa z przedmeczowej konferencji dosłownie zmaterializowały się na naszych oczach. Mityczne zero z tyłu miało być dla Umeå przepustką do marzeń i po dziewięćdziesięciu minutach barażowych zmagań wciąż pozostaje ono nienaruszone.
Pozytywnych informacji jest jednak z perspektywy UIK znacznie więcej, gdyż po sytuacji z 37. minuty to podopieczne trenera Edvina Erfaniana znalazły się nieco bliżej barażowego triumfu (no, przynajmniej w liczbach bezwzględnych). Gola na wagę dzisiejszego zwycięstwa strzeliła niezawodna w podobnych sytuacjach kapitanka Alexandra Sandström, idealnie dokręcając futbolówkę po nieco przypadkowym rykoszecie od stoperki AIK Patricii Fischerovej. Spory udział w bramkowej akcji miała także skrzydłowa ekipy z Västerbotten Makenzie Langdok, gdyż to właśnie zawodniczka z Minnesoty była autorką kluczowego dośrodkowania, które ostatecznie sprawiło defensywie ze stolicy tak wiele problemów. Objawieniem mroźnego, sobotniego popołudnia okazała się jednak rozgrywająca swój pierwszy sezon w seniorskiej piłce Stina Andersson, która w środku pola zachowywała się jak profesorka z przynajmniej kilkuletnim stażem, a do pełni szczęścia zabrakło jej chyba jedynie gwizdka sędzi Hanny Laajanen, która ostatecznie nie zdecydowała się wskazać na wapno po domniemanym faulu Emmy Jansson w szesnastce AIK. Większa zaliczka po stronie gospodyń ani trochę nie oddawałaby oczywiście samego obrazu meczu, ale przecież w futbolu siedzimy nie od dziś i doskonale zdajemy sobie sprawę, że w naszej dyscyplinie efektowność nadzwyczaj często musi ustępować pola efektywności. Inna kwestia, że w tym słabym i mało porywającym widowisku, oba te aspekty premiowałyby chyba drugoligowca, bo choć atakował on rzadziej, to zamieszania w istotnych sektorach boiska potrafił zrobić więcej. Na tyle, że ten dwumecz wciąż żyje i z perspektywy neutralnego obserwatora jest to chyba najlepsza możliwa konstatacja, na jaką o tej porze roku mogliśmy realnie liczyć.