Na taki obrót spraw z pewnością nie obraziliby się sympatycy Örebro oraz AIK, gdyż te kluby swoje mecze rozpoczną już w pełni świadome tego, co wydarzyło się w starciu BP z Trelleborgiem. Ewentualne potknięcie konkurentek z zachodniego Sztokholmu byłoby zatem niezwykle mile widziane, choć aby skutecznie powalczyć o pierwszoligowy byt, trzeba przede wszystkim liczyć na siebie. Dlatego właśnie na Behrn Arenie już od kilkudziesięciu godzin trwają pilne przygotowania do operacji Norrköping, a na pokład rzucone zostały chyba wszystkie dostępne ręce. Czynnikiem dla Örebro sprzyjającym pozostaje fakt, że gościnie z Östergötland najpewniej i tak zakończą tegoroczne rozgrywki na solidnej, piątej lokacie, choć akurat w przypadku IFK brak realnej stawki na tym etapie ligowego grania wcale nie musi okazać się aż takim problemem. Mówimy bowiem o klubie, który na poziomie Damallsvenskan dopiero co debiutował, a rekordowa na niemal każdej płaszczyźnie kampania niewątpliwie napędzi Wilmę Leidhammar, Elin Rombing, czy Sarę Kanutte do podjęcia kolejnego wyzwania. Dodajmy do tego jeszcze charakter i nieustępliwość Vesny Milivojevic, przyprawmy odrobiną talentu Carrie Jones, która wciąż czeka na swój przełomowy moment na szwedzkiej ziemi i okaże się, że w Örebro na jakiekolwiek darmowe (ani nawet półdarmowe) punkty nie będą mogli liczyć. Strzelecki nos Mai Bodin, chirurgiczna precyzja Nory Håheim, odwaga i skoczność Maggy Henschler, a także powrót po kartkowej pauzie Minnei Lassas to jednak także całkiem przekonujące argumenty i jeśli na Behrn Arenie lubią szczęśliwe zakończenia, to pozostaje po prostu uwierzyć w ich moc. Tym bardziej, że goniący niestrudzenie AIK czeka tym razem teoretycznie łatwiejsze zadanie. Oczywiście, doskonale pamiętamy na pół absurdalny, na pół godny podziwu pościg piłkarek z Växjö na boisku w Kristianstad, lecz drużyna trenera Unogårda właśnie wtedy swój podstawowy cel na obecny rok w zasadzie zrealizowała. A doświadczenie ostatnich lar podpowiadają, że w zaistniałych okolicznościach w szeregi ekipy ze Småland lubi się wkradać pewnego rodzaju rozprężenie. Rok temu dzięki niemu darmowy bilet na całoroczne występy w elicie dostały kosztem rywalek z Uppsali zawodniczki z Brommy, tym razem beneficjentem może okazać się inny, sztokholmski klub. Bo z Tabatą, Grabus, czy Nordin nie da się zwyciężyć, grając na siedemdziesiąt lub osiemdziesiąt procent, a więcej zawodniczki z Växjö niekoniecznie dadzą radę z siebie wykrzesać.
W niedzielę emocji związanych z walką o utrzymanie już nie uświadczymy, a ligowy rozkład jazdy wskazuje raczej na deser po daniu głównym. Jego teoretycznie najbardziej smakowity kąsek być może odnajdziemy w Linköping, gdzie na dobrym występie wyjątkowo zależeć powinno obu ekipom. W temacie rozbitych i przewalcowanych przez Häcken gospodyń napisano już wiele, a piłkarki z Kristianstad spróbują przede wszystkim samym sobie udowodnić, że ubiegłotygodniowa zapaść była jedynie dwudziestominutowym odstępstwem od normy, nie zaś zapowiedzią niepokojącego trendu. Swoje do ugrania mają także w Vittsjö, gdzie właśnie dowiedzieli się o nadchodzącym zakończeniu współpracy z trenerem Axeldalem. Dziś wiemy już, że misja ćwierćfinalisty Igrzysk w Barcelonie w roli szkoleniowca na poziomie Damallsvenskan zakończy się niepowodzeniem, lecz ewentualne zwycięstwo nad gościniami z Piteå zagwarantowałoby przynajmniej tyle, że jego następca lub następczyni także otrzyma szansę sprawdzenia się w tej samej klasie rozgrywkowej. Najbardziej zabawnym elementem weekendowego planu dnia pozostaje jednak rywalizacja Rosengårdu z Hammarby. Na papierze mamy bowiem ewidentny hit w postaci ostatniego w tym roku kalendarzowym bezpośredniego starcia zespołów ze szwedzkiej wielkiej trójki, a w praktyce mamy mecz, którego – gdyby tylko istniała taka możliwość – nikt rozgrywać by nie chciał. W Malmö świętują i planują kolejne tygodnie, które w stolicy Skanii będą początkiem całkowicie nowej, derbowej rzeczywistości, natomiast w Södermalm kalendarz mają tak wypełniony, że powoli zaczyna brakować w nim czasu na solidną regenerację, a długa podróż powrotna z Barcelony sprawie zdecydowanie nie pomogła. Magia nazw, herbów i fanów robi jednak swoje, więc możemy być pewni, że wszystkie wątpliwości znikną dokładnie w tym samym momencie, w którym na Malmö Idrottsplats zabrzmi pierwszy gwizdek.