Przed pierwszym gwizdkiem portugalskiej sędzi Catariny Campos mogliśmy łudzić się, że może raz jeszcze uda się zaskoczyć rywalki z Londynu perfekcyjnie wyprowadzonym kontratakiem, że kolejny, kapitalny mecz rozegra między słupkami bramki Häcken Jennifer Falk, czy wreszcie, że ustawiona tym razem w roli najbardziej wysuniętej napastniczki w talii trenera Eidevalla Stina Blackstenius będzie tego wieczora… klasyczną Stiną Blackstenius, przynajmniej w temacie skuteczności.
Mądrzejsi o meczową wiedzę oszukiwać się jednak nie zamierzamy: nawet jednoczesne spełnienie wszystkich postawionych tu warunków awansu wicemistrzyniom Szwecji najpewniej by nie dało. Jasne, możemy zastosować klasyczny cherry-picking i wrócić w ten sposób do nieprzepisowego powstrzymania szarżującej Clarissy Larisey przez Lotte Wubben-Moy lub do zmarnowanej szansy Tabithy Tindell, która lepiej wykorzystana pozwoliłaby jeszcze przynajmniej na chwilę zaczepić się w tym dwumeczu. Obiektywna prawda jest jednak taka, że Arsenal był tego dnia zespołem o kilka klas lepszym i nawet jeśli straty poniesione przed tygodniem w Hisingen zawodniczki z Anglii odrobiły za sprawą nieco szczęśliwego strzału z dystansu Lii Wälti, to gol dla gospodyń gdzieś w powietrzu wisiał już wówczas od kilkunastu dobrych minut. Oczywiście, solidna i szczelna defensywa to w futbolu wartość absolutnie nadrzędna, ale broniąc się tak głęboko i tak rozpaczliwie nie da się utrzymać najskromniejszej możliwej zaliczki w zderzeniu z tak klasowym przeciwnikiem. Ukoronowaniem dominacji Arsenalu była ponawiana po wielokroć akcja z 49. minuty, którą niezwykle efektownym golem na 3-0 sfinalizowała prawdopodobnie najlepsza w tej fazie meczu na placu Beth Mead. Wtedy właśnie ta rywalizacja definitywnie się rozstrzygnęła, a królowa strzelczyń oraz najbardziej wartościowa zawodniczka ostatnich finałów mistrzostw Europy postawiła tym samym pieczęć na awansie Kanonierek do wytęsknionej fazy grupowej. Przypomnijmy bowiem, że przed rokiem tamę na ich drodze nieoczekiwanie postawiły zawodniczki francuskiego Paris FC, lecz tym razem – choć z perspektywy miłośników szwedzkiego futbolu nie obrazilibyśmy się na powtórkę – skończyło się jedynie na przejściowych kłopotach. Piłkarkom Häcken i tak należą się jednak ogromne brawa i podziękowania, gdyż jeszcze jednego domowego zwycięstwa nad rywalkami z najbardziej ekskluzywnej, europejskiej półki nikt i nic im już nie odbierze. A skoro tak, to już oficjalnie dziękujemy i widzimy się ponownie za rok już w nowej, zdecydowanie bardziej sprawiedliwej i sprzyjającej nam formule!