Zgodnie z oryginalnym rozkładem jazdy rundy jesiennej nasi dwaj pucharowicze mieli zmierzyć się w bezpośrednim starciu za nieco ponad miesiąc. W drugiej połowie września priorytetem zarówno w Hisingen, jak i w Södermalm, będzie jednak walka o spełnienie europejskiego snu, więc przełożenie tego meczu na nieco bardziej dogodny termin jak najbardziej leżało w interesie obu zainteresowanych klubów.
Mając na uwadze wzmożoną aktywność transferową podczas trwającego wciąż okienka, upchnięcie go gdzieś pod koniec letnich wakacji również zdawało się rozwiązaniem dalekim od ideału, lecz przynajmniej nie dało się powiedzieć, aby nowa data wyraźnie faworyzowała którąkolwiek ze stron. Co więcej, olbrzymia liczba znaków zapytania sprawiała, że na środowy wieczór czekaliśmy z tym większym zainteresowaniem. Jak się miało okazać, całkiem zresztą słusznie, gdyż na przestrzeni niespełna dwóch godzin dostaliśmy dokładnie to, czego oczekiwalibyśmy od potyczki na absolutnym szczycie Damallsvenskan. Była odpowiednia do rangi spotkania intensywność, nie zabrakło walki o każdy milimetr środkowej strefy boiska (rywalizacja Joramo vs Curmark z każdą upływającą minutą stawała się coraz bardziej frapująca), okazję do wykazania się nieprzeciętnym zmysłem taktycznym otrzymali obaj szkoleniowcy (i jednogłośnie zwycięsko wyszedł z niej Mak Adam Lind), a każda z bramkowych akcji okazała się być przepyszną delicją dumnie zdobiącą ten wysokiej jakości piłkarski tort. I tylko gospodyń w tym wszystkim szkoda, bo Hammarby już po raz trzeci w obecnych rozgrywkach przegrało z bezpośrednim rywalem w tabeli mecz, w którym z przebiegu gry na porażkę nijak nie zasłużyło.
Jako się rzekło, pierwsza połowa rywalizacji na popularnym Kanalplan stała pod znakiem sumiennej, taktycznej batalii, a także cierpliwego wyczekiwania na błąd po stronie przeciwniczek. Żadna ze stron ostatecznie się go nie doczekała, choć pomijając sam początek starcia, to gospodynie sprawiały wrażenie zespołu nastawionego zdecydowanie bardziej proaktywnie. Osy z Hisingen przyjęły natomiast postawę wyczekującą, ale pomysł z uruchamianiem długimi, prostopadłymi podaniami dynamicznych skrzydłowych w osobach Alice Bergström i Moniki Jusu Bah ewidentnie nie spełnił spodziewanych założeń. Co gorsza, nie dość, że mistrzyń z Södermalm nie udało się porządnie użądlić, to jeszcze niezwykle szybko trzeba było księgować straty własne, gdy z powodu urazów plac gry przedwcześnie opuszczały kolejno Paulina Nyström oraz Tabby Tindell. Nikt jeszcze wtedy nie mógł przypuszczać, iż to właśnie wprowadzone w ich miejsce Anna Anvegård oraz Felicia Schröder, za kilkadziesiąt minut w zasadzie we dwójkę przesądzą o tym, że to w Hisingen będą mieć tego wieczora zdecydowanie więcej powodów do świętowania. Zanim jednak nastąpił punkt kulminacyjny, poprzeczkę bramki Häcken obiła jeszcze uderzeniem z dystansu Julie Blakstad i naprawdę zabrakło dosłownie milimetrów, aby na przerwę to zawodniczki Bajen schodziły z jednobramkową zaliczką i mocno podbudowanymi morale w klubowej szatni.
Co nie udało się tuż przed przerwą, zdecydowanie lepiej wyszło zaraz po niej. Podopieczne trenera Sjögrena ostatecznie dopięły bowiem swego, a wynik meczu otworzyły fenomenalną, zespołową akcją, którą zapoczątkował kluczowy odbiór w środku pola, a zakończył sprytny strzał Ellen Wangerheim. Dziewiętnastoletnia snajperka ze stolicy odebrała nagrodę za to, że poszła w tej sytuacji do końca, choć w pewnym momencie wydawało się, iż Alva Selerud spokojnie wyjaśni całe zamieszanie. Była zawodniczka Linköping na ułamek sekundy się jednak zawahała i tylko tyle wystarczyło, aby zielono-białe sektory zajmowane przez sympatyków Hammarby oszalały ze szczęścia. A uskrzydlone tą atmosferą gospodynie ewidentnie postanowiły pójść za ciosem, w wyniku czego Häcken znajdował się w tej batalii w coraz głębszej defensywie i niewiele przemawiało za tym, że losy tej rywalizacji uda się jeszcze zawodniczkom z zachodniego wybrzeża odwrócić. Wtedy jednak centralny punkt sceny postanowiła zająć Anna Anvegård, która niespodziewanie dla wszystkich posłała w samo okienko bramki Bajen taką bombę, że nawet najbardziej kwiecisty opis nie odda choćby ułamka wyjątkowej urody tego strzału. I jak to w futbolu często bywa, pojedyncze mgnienie sprawiło, że gościnie z Hisingen podarowały sobie drugie życie, które zresztą postanowiły całkiem produktywnie spożytkować. Raz jeszcze w roli bohaterki dnia wystąpiła Anvegård, która wykonawszy całą robotę, tym razem pozwoliła dokończyć dzieła Felicii Schröder. Urodzona wiosną 2007 piłkarka swojej zdecydowanie bardziej doświadczonej koleżanki nie zawiodła, a jej trafienie okazało się ostatnim, jakie przyszło nam obejrzeć tego wieczora na Kanalplan. Bo choć niesamowita Smilla Holmberg bez wytchnienia szalała na prawej flance, Joramo i Andersson seriami biły stałe fragmenty gry, a Josefine Rybrink wygarniała futbolówkę tuż sprzed linii bramkowej, Hammarby nie był w stanie chociażby wyrównać stanu rywalizacji, de facto wypisując się w ten sposób z mistrzowskiego wyścigu. Piłkarki trenera Linda wciąż w nim natomiast pozostają, choć już w najbliższy poniedziałek czeka je równie wymagający egzamin, który również zdać trzeba będzie koniecznie w pierwszym terminie.