Kristianstad czwartym do brydża
Damallsvenskan Ligi Świat

Kristianstad czwartym do brydża

 O ile w poprzednim sezonie prognozowaliśmy ligę w schemacie 6+8 (ostatecznie skończyło się na 7+6, a Kalmar się po całości skompromitował), o tyle w obecnych rozgrywkach kwestią niebudzącą najmniejszych choćby kontrowersji wydawało się prawidłowe wytypowanie całego podium. Hammarby, Häcken oraz Rosengård tak bardzo odskoczyły reszcie ligowej stawki zarówno głębią kadry, jak i potencjałem poszczególnych zawodniczek, że jedyną trudnością teoretycznie powinno być uszeregowanie tercetu liderek we właściwej kolejności. Początek rundy wiosennej jak najbardziej zresztą te przewidywania potwierdzał, bo choć ekipy z trzech największych szwedzkich aglomeracji miewały zarówno chwile lepsze (tutaj najczęściej odnajdywał się Rosengård), jak i nieco gorsze (tutaj z kolei wskazalibyśmy w pierwszej kolejności Hammarby), to w dłuższej perspektywie narzuconego przez nie tempa nie był w stanie wytrzymać nikt z grona pozostałych rywalek. U progu lata coś jednak w tej kwestii drgnęło, dzięki czemu – przynajmniej chwilowo – zamiast o wielkiej trójce, możemy w Damallsvenskan śmiało mówić o wielkiej, ligowej czwórce. A jej skład uzupełnił zespół cokolwiek nieoczywisty, który tuż przed startem rozgrywek najpierw w naprawdę marnym stylu przegrał na własnym boisku z Växjö, a dosłownie chwilę później przyjął siódemkę od grającego w mocno eksperymentalnym ustawieniu i skupionego przeze wszystkim na europejskiej rywalizacji Häcken.

kdff
Przez nieco ponad godzinę Kristianstad zgłaszał w niedzielę akces do walki przynajmniej o ligowe podium (Fot. KDFF)

 

 Co więcej, start nowej kampanii wcale nie przyniósł zauważalnej poprawy w poczynaniach Kristianstad, bo choć na inaugurację udało się jeszcze przywieźć komplet punktów z terenu powracającego do Damallsvenskan AIK, to kolejne mecze jasno i wyraźnie pokazały, że w północno-wschodniej Skanii ewidentnie mają problem. Regularnie zawodziła przede wszystkim zaskakująco niepewna defensywa, ale źle działo się również w środku pola, gdzie do kontuzjowanej wcześniej Emmi Alanen dołączyła także nieformalna liderka tej formacji, wciąż walcząca wówczas o wyjazd na francuskie Igrzyska Australijka Amy Sayer. Oczywiście, w jakimś sensie można było spodziewać się, że przebudowana i pozbawiona wieloletnich gwiazd drużyna może wpaść w pułapkę okresu przejściowego, ale nawet ten skądinąd mało optymistyczny scenariusz nie zakładał aż tak drastycznego dołka formy u Clare Polkinghorne, czy Josefin Harrysson. Loty zauważalnie obniżyła także jak najbardziej słusznie uznawana za wielki talent Emma Petrovic i nic dziwnego, że fani Pomarańczowych coraz głośniej wzdychali do czasów, kiedy to w charakterystycznych koszulkach biegały po pierwszoligowych murawach niezatapialne Mia Carlsson, Therese Ivarsson i Sheila van den Bulk. Każdy upływający tydzień działał jednak ewidentnie na korzyść ekipy trenera Angergårda, który jako zdecydowanie najmłodszy szkoleniowiec w ligowej stawce zdecydował się na podjęcie niełatwej misji zmierzenia się z legendą Elisabet Gunnarsdottir. I z perspektywy półmetka sezonu trzeba uczciwie przyznać, że z zadaniem tym poradził sobie nadspodziewanie dobrze. Co bardziej uważni czytelnicy zapewne wytkną mi w tym momencie, że przecież formalnie funkcję head coacha Kristianstad pełni duet Angergård – Almgren, ale wystarczy krótka obserwacja połączona z jeszcze krótszą rozmową, aby zorientować się, iż przynajmniej w tej rundzie odpowiedzialność za końcowy wynik akurat w tym konkretnym tandemie zdecydowanie nie rozkłada się w proporcjach 50/50. Co oczywiście w najmniejszym stopniu roli byłej reprezentantki Szwecji w tej układance nie umniejsza, wszak nie od dziś wiadomo, że futbol to sport zespołowy i ów oczywisty fakt tyczy się nie tylko samych piłkarek.

Swoją coraz większą jakość zawodniczki z Kristianstad pokazały w niedzielnej potyczce z Linköping, którą większość ekspertów zapowiadała jako potencjalnie wyrównane starcie dwóch równorzędnych zespołów. Niezwykle szybko okazało się jednak, że o żadnej wymianie ciosów nie będzie tu mowy, a trzecia ekipa poprzedniego sezonu sprawiała wrażenie tak bezradnej i zagubionej, że przypadkowi obserwatorzy mogliby dojść do wniosku, iż na KDFF Arenę przyjechał właśnie jakiś przypadkowy zespół z jednej z lig regionalnych. Ofensywny, składający się z jednej, ustawionej centralnie Amerykanki (Tabby Tindell) oraz dwóch sekundujących jej Islandek (Hlin Eiriksdottir – Katla Tryggvadottir), bawił się jak chciał, a niemal bezbłędna na szóstce Carly Wickenheiser dawała rywalkom z Östergötland darmowy wykład w temacie roli defensywnych pomocniczek we współczesnym futbolu. Całkowita dominacja gospodyń trwała mniej więcej do 65. minuty i choć efektowna tablica wyników pokazywała wówczas zaledwie trzybramkową zaliczkę KDFF, to nikt nie miał wątpliwości, że był to rezultat niezwykle z perspektywy przyjezdnych łaskawy. Wtedy nastąpił jednak jeszcze jeden zaskakujący zwrot akcji, gdyż – zupełnie jakby był to element jakiejś fantastycznej opowieści – w tym samym momencie jedna drużyna grać przestała, a druga się przebudziła. Sygnał do ataku dała koleżankom Michelle De Jongh, kąśliwymi uderzeniami z dystansu raz po raz popisywała się Irene Dirdal, a gdy Cornelia Kapocs wreszcie umieściła futbolówkę w siatce (dobijając strzał Tyry Andersson), gościnie z Linköping ponownie uwierzyły w to, że tak fatalnie rozpoczęte popołudnie da się jeszcze w jakiś kompletnie niewytłumaczalny sposób uratować. Świadkami cudownego powrotu koniec końców się nie staliśmy, ale mecz w Kristianstad raz jeszcze pokazał nam, jak nieprzewidywalną dyscypliną sportu jest piłka nożna i jak cienka może być czasami granica między pogromem 6-0, a remisem 3-3.

Zwycięstwo nad Linköping nie pozwoliło ostatecznie zawodniczkom z Kristianstad odrobić choć części dystansu do czołowej trójki, bo i liderki w miniony weekend swoje mecze w komplecie wygrywały. I już tradycyjnie, w stylu zdecydowanie najbardziej porywającym zrobił to Rosengård, który nogi z gazu nie zdejmuje nawet pomimo absencji kilku kluczowych postaci wyjściowej jedenastki. Wielkie strzelanie na Malmö Idtottsplats rozpoczęła jeszcze przed upływem trzeciej minuty gry Mai Kadowaki, a później mogliśmy oglądać zarówno popisowo wykonywane przez ekipę ze Skanii stałe fragmenty, jak i efektowne, zespołowe kombinacje, które solidarnie napędzały zarówno skrzydłowe, jak i sprawiające wrażenie widzących na murawie więcej i lepiej zawodniczki środka pola. Co godne podkreślenia, w przypadku Rosengård zagrożenie dla rywalek czyha właściwie wszędzie, gdyż jakość tej drużyny nie spada ani o milimetr w wyniku roszad personalno-taktycznych trenera Kjetselberga. Stosunkowo pewnie derbowy bój przeciwko AIK rozstrzygnęły na swoją korzyść piłkarki Hammarby, a fanów Bajen szczególnie cieszyć mogą nazwiska obu mocno utożsamiających się z klubem strzelczyń. O ile jednak do trafień Ellen Wangerheim zdążyliśmy się już pomimo jej wciąż młodego wieku przyzwyczaić, o tyle Smilla Holmberg meczu dwunastej kolejki obecnej kampanii nie zapomni z pewnością długo. Szczególnie, że jej pierwszy na tym poziomie gol zdobyty został w okolicznościach cokolwiek absurdalnych. Nadspodziewanie długo na terenie beniaminka z Trelleborga męczyło się za to Häcken, ale na początku drugiej połowy cierpienia dyżurnych wicemistrzyń Szwecji postanowiła zakończyć Lova Sternfeldt, dogrywając pod nogi Clarissy Larisey taką piłkę, jakiej tego dnia nie była w stanie posłać żadna z zawodniczek z Hisingen. A że po chwili jeden z licznych rajdów Alice Bergström spuentowała efektownym strzałem Ruby Grant, to stało się całkowicie jasne, że również na Vångavallen jakiejkolwiek niespodzianki nie stwierdzimy. Zaskoczeń i efektownych wzruszeń próżno było szukać także na pozostałych arenach, choć skromne zwycięstwo pozbawionej czterech kluczowych piłkarek drużyny z Piteå nad solidnym przecież Djurgården zdecydowanie warto zauważyć i odnotować. Goli nie doczekaliśmy się za to w Vittsjö, choć podopieczne trenera Unogårda w samej końcówce meczu niemal prosiły się o porażkę. Na ich szczęście, zarówno Cajsa Rubensson, jak i Julia Leas, nie były w stanie odpowiednio nastawić swoich snajperskich celowników i dwa znajdujące się tuż nad kreską zespoły ostatecznie podzieliły się punktami, co do końca nie zadowoliło rzecz jasna żadnego z nich.


Komplet wyników:


Klasyfikacje indywidualne:


Klasyfikacje drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2


#pokolejce

awds12

Jared Burzynski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!