Rosengård, Häcken oraz Hammarby – skład dyżurnego tercetu faworytek do ostatecznego podium pozostaje niezmienny od początku rozgrywek, a jedenasta seria ligowych zmagań jedynie wzmocniła w nas przekonanie, że każdy z wymienionych zespołów zgłasza mistrzowskie aspiracje nie bez przyczyny. Liderki z Malmö wybrały się w ramach turystyki stadionowej do stolicy i po raz drugi z rzędu zapakowały swoim przeciwniczkom siedem goli, nie tracąc przy tym choćby jednego. Odważne zapowiedzi zawodniczek z Brommy z brutalną rzeczywistością zderzyły się błyskawicznie, gdyż Sofie Bredgaard worek z bramkami rozwiązała już w czwartej minucie, a dosłownie chwilę później resztek nadziei pozbawiły ekipę z Grimsta Idrottsplats kolejno Rebecca Knaak oraz Halimatu Ayinde. I nawet nieobecność niezwykle produktywnej Momoko Tanikawy nie była w stanie rozpędzonego walce ze Skanii nie tyle zatrzymać, co choćby minimalnie spowolnić, dzięki czemu Rosengård został pierwszym w tym wieku zespołem, który otworzył ligową kampanię serią jedenastu kolejnych zwycięstw. I jest to osiągnięcie doprawdy imponujące, bo nawet naszpikowane absolutnymi gwiazdami światowego topu Umeå czy Tyresö takimi statystykami nigdy nie mogły się pochwalić. Zupełnie bez ironii, zarówno trenerowi Kjetselbergowi, jak i jego podopiecznym, oddajemy więc w tym miejscu należny szacunek, bo przecież ekipa z Malmö znalazła się w tym miejscu nie w wyniku znacznego powiększenia klubowego budżetu (w czym zresztą także nie byłoby nic złego), lecz doskonale przepracowanej zimy, podczas której w największym mieście Skanii wyjątkowo podejmowano wyłącznie trafne decyzje.

Główne konkurentki dystansu do uciekających liderek tym razem jednak ani myślały tracić i również bez większych turbulencji trzy pewne punkty zaksięgowano w weekend zarówno w Hisingen, jak i w Södermalm. Żeby było jeszcze ciekawiej, Häcken oraz Hammarby także postanowiły dać chwilę oddechu kluczowym postaciom formacji ofensywnej, ale nieobecność w wyjściowym składzie odpowiednio Rosy Kafaji i Ellen Wangerheim bynajmniej nie podziałała na ich koleżanki w sposób demotywujący. Na Bravida Arenie zabawa na dobre skończyła się już po upływie inauguracyjnego kwadransa, gdyż najpierw rajd Alice Bergström prawą flanką na gola zamieniła ustawiona na wprost bramki Clarissa Larisey, a następnie humory miejscowych fanów poprawiła jeszcze Felicia Schröder, finalizując efektowną, zespołową akcję gospodyń. I nawet jeśli wicemistrzynie Szwecji tym razem odpuściły sobie strzelecką kanonadę, to ich rywalki z Vittsjö – zupełnie jak trzy dni wcześniej przeciwko Hammarby – tak naprawdę ani przez moment nie były w stanie skutecznie zaczepić się do meczu. Jeden groźny strzał Kajsy Lind nie wystarczył, aby na stadionie w Västergötland doszło do nerwowej końcówki. Na popularnym Kanalplan bohaterką numer jeden, dwa, trzy i cztery została natomiast Norweżka Vilde Hasund, która tak bardzo stęskniła się za regularnym graniem, że potyczkę z zamykającym ligową stawkę beniaminkiem zakończyła z czterema golami i jedną asystą na koncie. Tego cokolwiek niebywałego wyczynu w niczym nie umniejsza fakt, iż pierwsze trafienie było efektem absolutnie kuriozalnego zachowanie defensywy z Trelleborga, a jeśli którykolwiek z fanów Bajen bał się o dyspozycję swojego zespołu pod nieobecność kontuzjowanej Anny Jøsendal, to obawy te szybko ustąpiły miejsca podziwowi i zachwytom pod adresem fenomenalnej 26-latki z urokliwego miasteczka o nazwie Ulsteinvik.
Zdecydowanie trudniejsze zadanie czekało w weekend ekipę z Kristianstad, ale i ona ostatecznie wracała ze Stadionu Olimpijskiego w Sztokholmie z tarczą i trzema punktami w garści. O końcowym rozstrzygnięciu przesądziła końcówka pierwszej połowy spotkania, kiedy to najpierw wynik rywalizacji otworzyła sytuacyjnym strzałem Emmi Alanen (nieco szczęśliwy z perspektywy gościń rykoszet od kanadyjskiej defensorki DIF Sury Yekki), a następnie na 2-0 podwyższyła Hlin Eiriksdottir, robiąc w ten sposób najlepszy możliwy użytek z przytomnego dogrania swojej rodaczki Gudny Arnadottir. Po przerwie mieliśmy jeszcze w stolicy między innymi dwa rzuty karne (z czego jeden niewykorzystany), kilka drobnych kontrowersji, zalążki ciekawej gry pod obiema bramkami, ale co miało pojechać do Skanii (czytaj: komplet punktów), tam właśnie pojechało. Skromne zwycięstwo nad dołującym Örebro odniosły piłkarki z Linköping, bo choć na gola Cornelii Kapocs tyle niespodziewanie, co w pełni zasłużenie, natychmiast odpowiedziała Molly Johansson, to już na poprawkę autorstwa Cathinki Tandberg podobnej reakcji ze strony zespołu z Närke się nie doczekaliśmy. W zdecydowanie bardziej minorowych nastrojach kończyli weekend w Norrköping, bo nie dość, że ewidentnej przewagi optycznej w rywalizacji z Piteå nie dało się przekuć na choćby jednego gola, to jeszcze z urazem zdecydowanie przedwcześnie boisko opuściła My Cato, czyli kapitanka, serce i mózg ekipy Peking. A ponieważ nieszczęścia lubią podobno chadzać trójkami, to w samej końcówce jedyny tak naprawdę celny strzał na bramkę Sofii Hjern okazał się trafieniem na wagę trzech punktów dla zespołu z dalekiej Północy. Bohaterką dnia okazała się dla fanów z Norrbotten wyciągnięta zimą z ligi regionalnej Emma Åström, ale wyszarpane w dramatycznych okolicznościach zwycięstwo na trudnym terenie wcale nie rozwiązuje wszystkich problemów, z jakimi mierzy się niezmiennie zamieszana przecież w rywalizację o utrzymanie drużyna trenera Carlssona, a potencjalne odnowienie się urazu Tuvy Skoog i tak skomplikowanej sytuacji ani trochę nie ułatwia.
Komplet wyników:
Klasyfikacje indywidualne:
Klasyfikacje drużynowe:
Przejściowa tabela:
#pokolejkach