Koszulka z dziesiątką na plecach to dla wielu tych nieco bardziej tradycyjnych kibiców piłkarskich artefakt wręcz kultowy, choć nie da się ukryć, że znaczenie całej tej zaawansowanej numerologii staje się we współczesnym futbolu coraz bardziej teoretyczne. Od tej reguły zdarzają się jednak wyjątki, a jednym z nich bez wątpienia jest właśnie najbardziej utytułowany szwedzki klub. Tak się bowiem ciekawie składa, że od początku obecnego stulecia z tym potencjalnie zarezerwowanym wyłącznie dla wybitnych osobistości numerem biegały tak niekwestionowane legendy Damallsvenskan, jak chociażby Marta Vieira da Silva, Ramona Bachmann, czy Jelena Cankovic, a wiele wskazuje na to, że do tej napakowanej jakością i niepodważalną, sportową klasą listy już teraz możemy z pełną odpowiedzialnością dopisać nazwisko Momoko Tanikawy. Bo choć osiemnastolatka z Japonii jak dotąd uzbierała w barwach Rosengård zaledwie dziesięć oficjalnych występów, to w absolutnie każdym z nich pokazała tak efektowną twarz, że… ani trochę nie zdziwimy się, jeśli już za kilka miesięcy będziemy oglądać ją w koszulce pewnego klubu z siedzibą w Monachium. Wczorajszy mecz na szczycie szwedzkiej ekstraklasy także okazał się być teatrem jednej, pierwszoplanowej aktorki, która już w siódmej minucie przepięknym strzałem w okienko nie dała najmniejszych szans Jennifer Falk na skuteczną interwencję. I o ile ta sytuacja zapewne pozostanie wizualną ozdobą poniedziałkowej rywalizacji na Bravida Arenie, o tyle jej symbolem stanie się zapewne odpowiedzialny, a na dodatek zakończony skutecznym odbiorem futbolówki powrót Tanikawy do defensywy w samej końcówce. Losy meczu w tamtym momencie wydawały się już przesądzone, ale reprezentantka Japonii pełnię koncentracji i determinacji ewidentnie zachowała do ostatnich chwil, za co gromkimi brawami nagrodziły ją zresztą nie tylko sektory zajmowane przez kibiców z Malmö. A ci ostatni powodów do zadowolenia mieli zdecydowanie więcej, bo równie sympatycznie z ich perspektywy musiała wyglądać współpraca na lewej flance dwóch Olivii, która to zresztą zapoczątkowała drugą, bramkową akcję FCR. I choć samo trafienie było już nieco przypadkowe (niefortunna interwencja duetu Hanna Wijk – Filippa Curmark), to błąd ten wynikał bezpośrednio z presji, jaką podopieczne trenera Kjetselberga bez ustanku nakładały na rywalki z Västergötland, nie dając im w zasadzie ani chwili wytchnienia. A wiemy, że z osiągnięciem podobnego efektu dopiero co różnie radziły sobie nawet wielkie firmy z czołowych, europejskich lig.
A Häcken? Choć pozornie może w tym zdaniu występować wiele sprzeczności, to zestawione w nieco eksperymentalnym stylu Osy z Hisingen wcale nie zagrały jakiegoś przesadnie złego meczu. I to pomimo faktu, iż pierwszy (podkreślmy od razu, że całkowicie niegroźny) strzał w kierunku bramki Earthy Cumings udało im się oddać dopiero w okolicach 65. minuty spotkania. Zarówno trener Lind, jak i jego piłkarki, cały czas poszukiwali jednak właściwej odpowiedzi na narzucane im przez przeciwniczki z Malmö rozwiązania, a żywym symbolem tych rozpaczliwych chwilami działań z pewnością stanie się kapitanka gospodyń Filippa Curmark, która to w okolicach dwudziestej minuty pierwszej połowy przez dłuższą chwilę poruszała się po murawie Bravida Areny z… wypełnioną instrukcjami kartką. Pochodzący z Libanu szkoleniowiec Häcken stosunkowo szybko próbował ratować się więc planem awaryjnym, ale choć nie sposób odmówić mu sensowności, to jednak tego wieczora było to zdecydowanie zbyt mało, aby choćby postraszyć rozpędzoną maszynę ze Skanii. I chyba można zaryzykować stwierdzenie, iż nawet zdrowe Anna Anvegård, czy Monica Jusu Bah, w tym konkretnym dniu nie byłyby zdolne odwrócić losów tej rywalizacji dwóch wielkich firm.
Szwedzki, ligowy klasyk dla Rosengård, a na LF Arenie górą obrończynie mistrzowskiego tytułu. Zawodniczki trenera Sjögrena przed przerwą wykreowały na stadionie w Piteå zaledwie jedną, godną uwagi akcję, ale okazało się to w zupełności wystarczyć do tego, aby zamienić ją na zwycięskiego jak się miało ostatecznie okazać gola. Docenić należy jednak zespołowość, dynamiczne wejście szarżującej na lewym skrzydle Anny Jøsendal, a także przytomność umysłu Ellen Wangerheim, która to najpierw wzorowo zgubiła krycie, a następnie spokojnie dostawiła nogę, doprowadzając tym samym do rozpaczy wypełnioną do ostatniego miejsce trybunę za bramką Samanthy Murphy. Druga połowa meczu przyniosła nam nieco więcej emocji, bo najpierw idealną okazję na podwyższenie prowadzenia Bajen zmarnowała Julie Blakstad, a następnie do głosu coraz śmielej zaczęły dochodzić gospodynie. Zaczęło się od niesygnalizowanego uderzenia z dystansu w wykonaniu Josefin Johansson, a chwilę później do zdecydowanie większego wysiłku zmusiła Moę Edrud rezerwowa w ekipie trenera Carlssona Emma Viklund. Gola wyrównującego fani z Norrbotten ostatecznie się jednak nie doczekali, w wyniku czego już za tydzień czeka nas kolejna uczta w postaci starcia dwóch niepokonanych na ligowych arenach drużyn. Pewnym zmartwieniem dla sztabu medycznego z Södermalm może okazać się w tej perspektywie uraz Stiny Lennartsson, ale… szczęście w nieszczęściu polega tu na tym, iż tej wiosny w wybornej dyspozycji wydają się być zarówno Smilla Holmberg, jak i Thea Sørbo, a to właśnie te zawodniczki w pierwszej kolejności wypełnią ewentualną lukę na prawej stronie niezmiennie dyrygowanego przez Evę Nyström bloku defensywnego.
Punktem wspólnym dla pozostałych spotkań szóstej kolejki Damallsvenskan może być przede wszystkim to, że każde z nich zakończyło się ostatecznie wynikiem… najbardziej wiernie oddającym obraz meczu. Choć w niektórych przypadkach długimi minutami się na to ani trochę nie zanosiło, bo na przykład na Grimsta Idrottsplats w Sztokholmie to Växjö schodziło do szatni z dwubramkową zaliczką. Strzelanie rozpoczęła Alexandra Jonasson, która jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa opuściła plac gry z kontuzją, a zastępująca ją Victoria Svanström okazała się jak najbardziej godną pierwszoligowych scen dublerką. Pozyskana zimą z IFK Göteborg młodzieżowa reprezentantka kraju miała spory udział przy trafieniu na 2-0, ale nawet taka zaliczka okazała się niewystarczająca, gdy po zmianie stron BP przełączył się na doskonale znany nam tej wiosny tryb wygrywania. I nawet jeśli zgodzimy się, że przy kontaktowym trafieniu autorstwa Sary Olai było troszkę przypadku, to już piorunująca i celnie spuentowana przez Julię Olsson oraz Klarę Andrup końcówka nie pozostawiła żadnych wątpliwości, że komplet oczek jak najbardziej zasłużenie pozostanie w stolicy. Niemal identyczny przebieg miała potyczka na Stadionie Olimpijskim, gdzie prowadzenie dała Vittsjö będąca na ten moment zdecydowanie najjaśniejszym punktem klubu z północnej Skanii Tanya Boychuk, a podrażniony tym faktem Djurgården odpowiedział po przerwie golami Shinomi Koyamy (fatalne w skutkach kiksy w odstępie kilku sekund przytrafiły się Shannon Woeller oraz Lisie Klindze) oraz Aleksandry Łobanowej. Akcja z trafieniem na 2-1 była przy okazji zdecydowanie tą zdecydowanie najbardziej efektowną, a na osobne słowa uznania zasługuje tu nie tylko kapitalne uderzenie 23-letniej Rosjanki, ale także – a może i przede wszystkim – rola, jaką odegrały w niej wspomniana już wcześniej Koyama oraz Ebba Hed. Same do siebie pretensje mogą mieć za to piłkarki AIK, które do odważniejszych ataków rzuciły się na Bilbörsen Arenie w Linköping dopiero w końcowych minutach, kiedy to za sprawą gola Alvy Selerud przegrywały już 0-1. Bez jakiejkolwiek zdobyczy punktowej wciąż pozostaje Örebro, które tym razem wracało na tarczy z Platinumcars Areny w Norrköping. Co ciekawe, wszystkie gole padały w tym meczu bezpośrednio po stałych fragmentach gry, a choć do siatki trafiały wyłącznie podopieczne trenera Fredheima, to wynik pozostawał sprawą otwartą w zasadzie do ostatnich sekund czasu doliczonego. A to wszystko dlatego, że w przeciwieństwie do Elin Rombing oraz kapitalnie obsłużonej dośrodkowaniem przez Vesnę Milivojevic Ebby Handfast, Samantha Cary umieściła futbolówkę w bramce Sofii Hjern. Na szczęście dla gospodyń, okazało się to nie nieść za sobą poważniejszych konsekwencji. Dyspozycję w najlepszym razie drugoligową wciąż prezentuje nam beniaminek z Trelleborga, który tym razem nie miał zbyt wiele do powiedzenia w Kristianstad. Pomimo czwartego już tej wiosny zwycięstwa, drużyna Daniela Angergårda także bynajmniej nie zachwyca i jeśli najbliższe tygodnie nie przyniosą w tym temacie znaczącej poprawy, to KDFF niechybnie zacznie obsuwać się nam w ligowej tabeli.
Komplet wyników:
Klasyfikacje indywidualne:
Klasyfikacje drużynowe:
Przejściowa tabela:
#pokolejce