Miesiąc temu na rozstrzygnięcie musieliśmy poczekać do 90. minuty, dziś cała zabawa trwała jeszcze o sześć minut dłużej, ale ostatecznie mistrzynie świata znów okazały się o jedno trafienie lepsze od liderek rankingu FIFA, dzięki czemu objęły zresztą w owym rankingu wirtualne przodownictwo. I patrząc zupełnie obiektywnie bardzo dobrze się stało, gdyż chyba nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że to w Hiszpanii gra się teraz najpiękniejszy i po prostu najlepszy na świecie futbol, a nazwiska Battle, Abelleiry, czy Bonmati mogą na długie lata zdominować piłkarski dyskurs. I stan ten trwać będzie aż do momentu, gdy ktoś wreszcie znajdzie na styl prezentowany przez La Roja skuteczną odpowiedź, ale podopieczne Petera Gerhardssona na murawie Gamla Ullevi ani przez moment nie były tego bliskie.
Z wielkim zdziwieniem przeczytałem kilka pomeczowych komentarzy, że oto za nami potyczka dwóch równorzędnych rywali, bo z perspektywy trybun stadionu w Göteborgu obserwowaliśmy spotkanie toczone niemal bez przerwy pod absolutne dyktando Hiszpanek. I jeśli byli tacy, którzy liczyli, że mistrzyniom świata w zaprezentowaniu iście królewskiej dyspozycji przeszkodzą nieprzespane noce, czy zbyt mała liczba jednostek treningowych, to życzenia te szybko trzeba było odłożyć na półkę z napisem soccer fiction. Zawodniczki z Półwyspu Iberyjskiego ewidentnie przyjechały bowiem do Skandynawii w jasnym celu i od pierwszej minuty konsekwentnie dążyły do jego realizacji. Gospodynie również miały swoje lepsze chwile, ale jednak utrzymujący się w zasadzie do końcowego gwizdka na styku wynik mocno zaciemnia nam rzeczywisty obraz dzisiejszego meczu. Bo gdybyśmy spojrzeli na niego nieco bardziej z dystansu, to możemy wyodrębnić w nim fazy całkowitej dominacji gościń oraz momenty trochę bardziej chaotycznej gry z obu stron, w których to Szwedkom również udawało się cokolwiek wykreować. Piłkarkom Gerhardssona należy się rzecz jasna szacunek, że nawet pomimo tak znaczącej przewagi rywalek w większości elementów futbolowego rzemiosła, potrafiły tak długo realnie utrzymać się w grze, ale pobieżny rzut oka na dowolną statystykę nie pozostawia wątpliwości co do tego, kto na trzy punkty zapracował sobie dziś zdecydowanie bardziej.
Po szwedzkiej stronie bardzo przyzwoicie zaprezentowała się w ofensywie zastępująca kontuzjowaną Fridolinę Rolfö Lina Hurtig, która zresztą trochę z niczego doprowadziła w 82. minucie do remisu 2-2. Skrzydłowa Arsenalu przytomnie podłączyła się do akcji i nawet jeśli miała trochę szczęścia w tym, że po zablokowanym strzale Stiny Blackstenius futbolówka znalazła się akurat pod jej nogami, to jednak nie da się zaprzeczyć, że w tej konkretnej sytuacji wydatnie sobie pomogła. Raz jeszcze zafunkcjonowały także doprowadzone do perfekcji stałe fragmenty gry, gdyż wynik spotkania Magdalena Eriksson otworzyła właśnie po dośrodkowaniu Kosovare Asllani z narożnika boiska. Problem jednak w tym, że o ile Hiszpanki co i raz wrzucały futbolówkę w szwedzką szesnastkę, o tyle nasze piłkarki na przestrzeni całego meczu wywalczyły sobie jedynie dwa rzuty rożne. A zagrania ze stojącej piłki oraz szybkie kontrataki są zdecydowanie najlepszą bronią przeciwko zespołowi, który lubi zabrać przeciwnikowi piłkę i jej nie oddawać. Na konstruowanie gry pozycyjnej przeciwko Hiszpanii nie bardzo jest sens liczyć, o czym szczególnie boleśnie przekonywaliśmy się we fragmentach, w których rywalki bez większego wysiłku potrafiły wykręcić 75% posiadania. Choć i szybkie akcje, szczególnie z wykorzystaniem niesamowicie dynamicznych skrzydłowych, także nie są bynajmniej zawodniczkom La Roja obce.
Tak, Zecira Musovic popełniła przy golu na 1-1 kardynalny błąd i był to dla niej kolejny zawalony mecz z rzędu, bo przecież nie tak dawno w sparingu Chelsea z Romą była zdecydowanie najgorszą piłkarką na boisku. Tyle tylko, że bramkarka ta absolutnie nie jest aż tak słaba, jak wskazywałoby na to zachowanie przy puszczonych golach Carmony (w półfinale MŚ), czy del Castillo (dziś). Oczywiście, nie jest również ani trochę tak wybitna, jak jej występ przeciwko USA, a nominacja FIFA do tytułu najlepszej golkiperki roku 2023 właśnie dla Musovic zdaje się być mało zabawnym żartem, ale wciąż mamy do czynienia z piłkarką o niemałym potencjale, której występy w reprezentacyjnej koszulce prawdopodobnie przyniosą nam jeszcze wiele radości. Rzecz jasna pod warunkiem zdecydowanie większej stabilizacji formy oraz wygrania wewnętrznej rywalizacji z Emmą Holmgren, która także chętnie założyłaby wreszcie bluzę z cyfrą jeden na plecach. Szwedzki sztab powinien jednak niezwłocznie kilka kwestii przemyśleć, bo jeśli piłkarską rzeczywistość odmierzamy mundialami, to otwarcie nowego cyklu przyniosło nam wiele alarmowych lampek, wśród których sama porażka z Hiszpanią niepokoi chyba najmniej. Bo jeśli pierwszą decyzją Gerhardssona jest wystawienie dokładnie tej samej grupy wiernych żołnierek, które rzetelnie służyły jego strategiom (a przy okazji całej szwedzkiej piłce) przez cztery ostatnie lata, a pomysłem numer dwa jest ratowanie wyniku 33-letnią Jakobsson oraz 36-letnią Sembrant (obie znajdują się już raczej po tamtej stronie rzeki), to parę pytań samoistnie ciśnie się tu na usta. Czy właśnie tak będzie wyglądał pomysł na EURO ’25 oraz eliminacje MŚ ’27? Jeśli tak, to w tę nieco bardziej odległą przyszłość możemy chyba spoglądać z narastającym niepokojem i ewentualne klepnięcie w październiku Szwajcarii i Włoch niewiele tu zmieni. Pozostaje jednak trzymać się nadziei, że osoby decyzyjne w naszej kadrze mają do zaproponowania cokolwiek poza planem A i gorąco liczymy na to, że upewni nas w tym jeszcze tegoroczna faza grupowa Ligi Narodów. Dziś pozostaje jednak pogratulować Hiszpankom w pełni zasłużonego zwycięstwa i życzyć powodzenia w dalszej walce o niezwykle ambitne cele zarówno na murawie, jak i poza nią.