
Żyjemy w erze TikToka, a to zobowiązuje. Do czego? Na przykład do szybkiego reagowania. W sytuacji, gdy milionowe wyświetlenia najczęściej zbierają dynamiczne, kilkunastosekundowe filmiki, umiejętność dłuższego skupienia uwagi staje się umiejętnością całkowicie bezużyteczną. Teraz wszystko musi dziać się błyskawicznie i instynktownie, a nawet jeśli w tym pędzie zdarzy nam się palnąć jakąś głupotę, to w zasadzie nic nie szkodzi, bo zawsze w kolejce czeka już mnóstwo kolejnych tematów, a w każdym z nich trzeba przecież zająć konkretne stanowisko. O tym, że opieranie się w stu procentach na instynkcie nie zawsze popłaca, przekonała się właśnie Lauren James, ale czy uznawana za jeden z największych talentów światowego futbolu zawodniczka Chelsea wyciągnie z tej lekcji jakiekolwiek wnioski? Chciałoby się wierzyć, że tak, choć istnieje całkiem spore ryzyko, że stanie się dokładnie odwrotnie. Bo przecież miednica Nigeryjki Michelle Alozie koniec końców wytrzymała, do żadnej tragedii nie doszło, a selekcjonerka Wiegman oficjalnie potwierdziła, że James jest jedną z najsłodszych piłkarek w angielskiej kadrze. Gdyby stało się nieszczęście, media społecznościowe najpewniej by zapłonęły, ale skoro wszyscy żyją, chodzą i mają się względnie dobrze, to możemy szybko zająć się czymś innym. Żeby była jasność, ani trochę nie domagam się w tym miejscu kary dożywotniej dyskwalifikacji dla 21-latki z Londynu, ale uważam, że na piłkarskim boisku takie zachowania należy tępić bez pobłażania i jakichkolwiek prób ich relatywizowania. Futbol jest oczywiście sportem kontaktowym, ale jeśli kogoś bardziej pociągają sztuki walki, to zawsze można rozważyć zmianę dyscypliny. W końcu taka Molly McCann, choć ostatnio nie notuje akurat najlepszej passy, także ma w Anglii status gwiazdy.
🟥CZERWONA KARTKA
Koszmarne zachowanie Lauren James w końcówce meczu z Nigerią😱😳! Kłopoty Anglii w 1/8 finału MŚ! #FIFAWWC pic.twitter.com/an87JhULPZ
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) August 7, 2023
Swoją drogą, niezmiennie fascynuje mnie, jak wielki wpływ na opinie i wnioski wyciągane przez ludzi mają czynniki losowe. Wspomniałem już o faulach, które często zupełnie niesłusznie oceniamy pod kątem następujących w ich efekcie konsekwencji zdrowotnych lub ich braku, ale podobnie ma się sprawa na przykład z rzutami karnymi. Dziś na przykład już przynajmniej dwa razy zdarzyło mi się usłyszeć, że Lina Hurtig dobrze wytrzymała w poniedziałkowy wieczór próbę nerwów na stadionie w Melbs, choć nawet sama zainteresowana chyba doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że jej uderzenie jakościowo było po prostu fatalne. I ani o milimetr nie zmienia tego oczywistego faktu to, że Alyssa Naeher prawdopodobnie nie zdołała powstrzymać kopniętej przez Hurtig futbolówki przed minięciem całym obwodem linii bramkowej. Choć jak najbardziej – i mówię to bez choćby krzty ironii – docenić należy już samo to, że strzał był celny i szedł w bramkę, bo na tym mundialu karnych przestrzelonych mamy zdecydowanie więcej niż obronionych. A skoro tak, to trafiając w prostokąt zawsze dajesz sobie choćby minimalną szansę, czego nie zrobiły na przykład Rapinoe, Björn czy Stanway. Była piłkarka Linköping i Juventusu tę szansę jak najbardziej sobie dała, ale jest to niestety jedyna rzecz, za którą możemy ją pochwalić. I tak, fajnie że wpadło, ale jeśli ktoś zapyta mnie, czy Hurtig wytrzymała próbę nerwów w 1/8 finału przeciwko USA, to z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa odpowiem, że absolutnie nie.
NIEWIARYGODNE! 🔥😳😱 Co za karny! 🔥 Piłkarki USA 🇺🇸 przegrały ze Szwedkami 🇸🇪 o… milimetry! #FIFAWWC pic.twitter.com/4GJW9pqv0F
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) August 6, 2023
Ofiarami lub beneficjentkami (w zależności od okazji) pochopnego wyciągania wniosków stają się zresztą nie tylko piłkarki, lecz również trenerki. Zakładam, że wielu z was doskonale pamięta jeszcze Igrzyska 2016 w Brazylii, na których szwedzka kadra doszła do finału, grając przy tym bodajże największą padakę w tym stuleciu. To ostatnie najwyraźniej jednak decydentom FIFA albo zupełnie umknęło, albo w ogóle nie przeszkadzało, gdyż Pia Sundhage zakończyła tamten rok nominacją do tytułu Trenerki Roku na świecie i – co jeszcze bardziej śmieszne – w eksperckim głosowaniu dostała nawet naprawdę sporo wskazań. I właśnie tym fachowcom chciałbym zadać teraz jedno bardzo ważne pytanie: czy uważacie, że całościowo Brazylia ’23 była drużyną gorszą niż Szwecja ’16? Lepszą? A może to mniej więcej podobny poziom? Bo ja na przykład zaryzykuję stwierdzenie, że… lepszą. Szwedki przed siedmioma laty nie rozegrały ani jednego tak dobrego meczu, jak tegoroczna wersja Canarinhas na przykład przeciwko Niemkom, a na imprezie docelowej prezentowały się równie słabo, jeśli nie gorzej. Bo Brazylijki miały przynajmniej fragmenty naprawdę przyzwoitej gry w starciach z Panamą i Francją, a srebrnym medalistkom IO ’16 udało się pięć pierwszych minut z RPA i to by było w zasadzie na tyle. Skoro jednak wówczas trenerka z Ulricehamn zasługiwała zdaniem niektórych na nominację do TOP-3 na świecie, to w tym roku chyba trzeba byłoby bez głosowania wręczyć jej statuetkę. A odarta z emocji prawda wygląda tak, że Sundhage od wielu lat się nie zmienia i podobnie jak za czasów pracy w Örebro czy Bostonie jest słabą trenerką, ale dobrą motywatorką, która przy odpowiednim doborze sztabu może na krótką metę w dowolnym miejscu osiągnąć sukces. Na krótką, bo mając tak konfrontacyjny charakter, nigdy nie będzie w stanie na dłużej kupić sobie zaufania szatni, a tarcia i nieporozumienia wewnątrz grupy zwyciężaniu zdecydowanie nie sprzyjają.
Nilla Fischer napisała wydała książkę. Ale wiecie, jak to z tymi sportowymi biografiami jest: przeczytałeś jedną, to jakbyś przeczytał wszystkie. Tak, zmieniają się imiona, daty, nazwy miejscowości, drużyn i turniejów, ale szkielet pozostaje nienaruszony. Jeśli jednak ktoś zamierza sięgnąć po tę pozycję, to zniechęcać nie zamierzam. Ja też potrafię na przykład oglądać kilka adaptacji tej samej sztuki na deskach różnych teatrów i w każdej z nich potrafię zachwycić się czymś absolutnie wyjątkowym. Wracając jednak do rzeczonych biografii, one są dla mnie o tyle ciekawym zjawiskiem, że do złudzenia przypominają ciągnące się w nieskończoność dramy pomiędzy współczesnymi influencerami i innymi celebrytami internetu. W obu przypadkach mamy do czynienia z poddymianiem na siłę, sztucznym generowaniem i wyolbrzymianiem konfliktów, czy wreszcie wygłaszaniem niepopularnych tez czysto dla zasięgów. Oczywiście wszystko nie w twarz i dawno po fakcie. Mnie akurat do tego świata nie ciągnie, a sposoby na spędzanie wolnego czasu znam zdecydowanie ciekawsze, ale wiadomo, że gusta są różne, a o nich się z zasady nie dyskutuje. Ten literacki debiut pani Fischer skojarzył mi się chyba z tym, że prawdopodobnie na jego łamach w wątpliwość poddane zostały rzekome umiejętności trenerskie Sundhage. Jeśli to prawda, to pozostaje mi jedynie postawić w tym miejscu kropkę i łagodnie uśmiechnąć się do własnych myśli. Ale dobrze wiedzieć, że spojrzenia na pewne kwestie z upływem czasu potrafią się aż tak drastycznie zmienić.
Że nie było ani słowa o Japonkach? Będzie pojutrze, jeszcze zdążymy się odpowiednio przed naszym ćwierćfinałem podhajpować. A boisko i tak ten pompowany po obu stronach balonik zweryfikuje i wyjaśni. Dla jednej z drużyn będzie to weryfikacja pozytywna i bilet do strefy medalowej, dla drugiej – weryfikacja negatywna i bilet do domu. Ale skoro mamy turniej, w którym Jamajka i Maroko zostają w grze dłużej niż USA, Niemcy i Kanada, to nie będziemy jeszcze zgadywać, co nastąpi w piątkowy poranek.