Wiele już zostało powiedziane, jak i dalej wiele można mówić o dysproporcjach, jakie dzieli żeński i męski futbol. Jednakże porównywanie tych dwóch sekcji ma sens tylko wtedy, gdy chcemy poszukać właśnie tych znaczących różnic. Można o nich we wstępie wspomnieć jedynie w ramach przypomnienia: pieniędzy jest znacznie mniej w piłce kobiecej, ponieważ dźwignia handlu działa tak jak powinna. Popyt generuje podaż, a skoro tegoż zapotrzebowania nie ma to jaki sens jest inwestować duże kwoty pieniędzy, skoro w samym założeniu mają się nie zwrócić albo zwrócić po czasie, w którym dało się o wiele szybciej i sprawniej odzyskać wkład finansowy. Zainteresowanie, choć rosnące, wciąż jest nieporównywalne. Tylko właśnie skąd ten brak zaciekawienia i sceptycyzm? Pora spojrzeć na to w realnie szerokim ujęciu nie tylko piłkarskim, ale zwyczajnie sportowym. Skoro inne dyscypliny potrafią być bardziej korzystne dla Pań, dlaczego akurat piłka nożna nie jest?
Uwarunkowania genetyczne – tego nie da się obejść!
Parafrazując słowa znanej piosenki Jerzego Stuhra „sport uprawiać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej” . Jednakże chyba trzeba być zaślepionym, by sprzeczać się z czymś, co jest bezsprzeczne. Mowa tu o biologii, a dokładniej genetyce. Mężczyźni z natury mają większe predyspozycje fizyczne i górują w tym zagadnieniu nad płcią przeciwną. Panowie osiągają lepsze wyniki siłowe, szybkościowe, co przekłada się na osiągane rezultaty. W obliczu lekkoatletyki, wystarczy przeanalizować kilka konkurencji i rekordy świata, by zauważyć znaczne różnice. Charakterystycznie już zróbmy kącik statystyczny i weźmy pod lupę kilka rekordów świata. Nie będziemy przytaczać sobie konkretnych wyników, przejdźmy do obserwacji. W przypadku biegów (100,200,400,800,1500 metrów) chcąc uśrednić wszelkie wyniki, zaobserwowalibyśmy, że rezultaty kobiet są 12% słabsze od męskich. W przypadku skoku w wzwyż rekord świata Panów jest lepszy o około 18%, skoku o tyczce 23%, zaś w przypadku skoku w dal to niespełna 19%. Wniosek ogólny jest jasny: mężczyźni są w stanie osiągać wyniki fizyczne o kilkanaście procent lepsze. Trudniej jest przełożyć to w skali 1:1 więc na boisko, skoro walka o główkę przy mniejszej wartości wzrostu nie jest aż tak ciekawa, skoro pojedynki bark w bark nie prezentują się tak okazale, gdyż mała siła reaguje na mniejszą siłę, skoro pojedynki sprinterskie także prezentują się inaczej i nie tworzą efektu wow. Tyle, że w cel obejścia tych kryteriów musielibyśmy nauczyć się oszukać biologię. Więc to logiczne, że taka Kadidiatou Diani by oglądała plecy Kyliana Mbappe w pojedynku sprinterskim, a popularna Marta w 1 vs 1 z Neymarem by czuła się w dryblingu jak zwykły śmiertelnik naprzeciwko kogoś rodem z „Galactik Football”. Sama fizyczność to jednak fakt, a nie we wszystkich przecież dyscyplinach różnice w wynikach mają odzwierciedlenie w zainteresowaniu, a dobrym przykładem są choćby wyżej wspomniane sporty, składające się na szeroko pojętą lekkoatletykę. Skoro słyszymy głosy, że piłka nożna kobiet jest mniej fizyczna, wolniejsza, przez co mniej interesująca, to co powoduje, że w tej materii różnice w uwarunkowaniach genetycznych wpływają realnie na odbiór dyscypliny?
https://www.youtube.com/watch?v=peXymQCbcys
Zmieńmy poletko: media bardzo hucznie podłapywały temat porażki mistrzyń świata ze Stanów Zjednoczonych z drużyną FC Dallas do lat 15. To samo pisano o Australijkach, które także uległy lokalnej drużynie U – 15. Najłatwiej w tej sytuacji jest się śmiać i dyskredytować Panie, ale czy nikt się nie zastanowił., dlaczego jeśli mamy do czynienia ze sparingiem między płciami to wybiera się akurat chłopców w okolicach 15. roku życia? Może dlatego, że fizycznie to już jak widać wydatna konkurencja dla kobiet? Sam suchy fakt nie dziwi, więc czemu szokuje wynik? Ponownie wygrała tu przyroda. Skoro biorąc pod uwagę średnią wzrostu kobiet, nastolatek na ten sam pułap potrafi wejść już nawet w wieku 13 lat, to z czego tu szydzić? Po prostu w futbolu takie spotkania mają miejsce i najłatwiej o nich gadać. W każdym innym sporcie skala wygranej mężczyzny byłaby podobna, o ile nie większa. Niech o tym świadczy fakt, że w 1998 roku niejaki Karsten Braasch, będący wówczas w trzeciej setce rankingu ATP, przyjął wyzwanie słynnych sióstr Williams, deklarujących, że spokojnie wygrają z kimś z TOP 50 zestawienia. Odstrzelił Serenę 6:1, wypalił dwa papierosy, po czym pokonał Venus 6:2. A do meczu przygotowywał się grając w golfa i wypijając dwa piwa. Mało wymowne?
Czas, miejsce, akcja!
Dalej trzymajmy się faktów, bo na nich będziemy bazować. Ustaliliśmy już, że fizycznie kobiety są uwarunkowane do sportu słabiej, więc jak to przekłada się na konkurencje zespołowe, te najpopularniejsze. Na murawie rzuca się w oczy ponoć szybsze męczenie się Pań, co też zwraca naszą uwagę na ich wydolność. Więc czym w obliczu biegania przez co najmniej 90 minut w obliczu godziny gry w piłkę ręczną czy 48 minutom, które na parkiecie spędzają koszykarki. Ciężko tu brać pod uwagę siatkówkę, gdyż jej czas jest ograniczony setami, nie odgórnie, ale też z tym wykorzystaniem sił realnie jest inaczej, bowiem ten sport w porównaniu z resztą zespołowych jest bardziej „statyczny”. Zatem zawodniczki, uprawiające piłkę nożną, zmuszone są najwięcej czasu spędzać na boisku i być w ciągłym ruchu. Lecz nie tylko czas działa tu na niekorzyść ocenianej dziś powolności tegoż sportu. Działa tu również obszar, na którym rozgrywane są spotkania.
Ciężko się dziwić Paniom, że ze słabszą wytrzymałością szybciej zaczynają wykazywać oznaki skrajnego przemęczenia, jeśli poruszają się na obszarze 105×68 metrów. Nijak się do tego mają boiska do piłki ręcznej (40×20) , koszykówki (28×15) czy nawet siatkówki (18×9) . Jak więc w odniesieniu do tego, że piłkarki w ciągłym ruchu w najdłuższym w skali porównawczej czasie muszą poruszać się po największej powierzchni? Nie ma co rozpatrywać tego tematu formacjami, że bramkarka nie biega, a obrona nie wchodzi na połowę rywalek, gdy napastniczki nie wracają niemal na swoją. Skala czasu i ilości miejsca, przeznaczonego na ten wysiłek jest zwyczajnie nieporównywalna. Czemu w takim razie dziwi fakt, że gorzej przystosowane wydolnościowo kobiety wcześniej zaczynają odczuwać trudy pojedynku od Panów, którzy sami niejednokrotnie nie domagają w pełnym wymiarze czasowym, grają „na chodzonego” lub padają na murawę z powodu skurczy bądź urazów, spowodowanych zabieganiem? Bez podziału na płeć, nikt tam się nie oszczędza.
Sama akcja także nie sprzyja kobietom, zwłaszcza w sportach drużynowych. Ten problem jednak odczuwają także Panowie, a mowa tutaj o przebiegu akcji. Jeśli gramy w tym przypadku 11×11, rzadko kiedy mamy do czynienia z sytuacją, gdy cała drużyna gra na dobrym poziomie. Brak takich sytuacji prowadzi w przypadku męskiej piłki do ogromnego krytycyzmu, gdy ktoś prezentuje się in minus i fali zachwytów w przypadku występu in plus. Gdy pod lupę weźmiemy Panie, w oczach niedzielnego kibica, który o futbolu w tym wydaniu słyszy jedynie za sprawą sukcesu Wolfsburga i Ewy Pajor, po ujrzeniu Samanthy Kerr w odsłonie gry FIFA 23 bądź wygooglowaniu dziewczyny 10/10 i dowiedzeniu się, że kopie ona piłkę, nie usłyszymy tego typu debat. Skoro grają to niech grają i nas to przecież nie interesuje, więc jak tu wyróżniać kogoś, kto gra dobrze czy źle, skoro ogólnikowo „nie warto tego oglądać” . Pewnie rodzajem obelgi, kierowaną w stronę dziecka, które zapisało się do szkółki piłkarskiej, by zaspokoić niespełnione pragnienia jest „Grasz jak baba” . No jakby się chciało choćby Ekstraligę włączyć to by dotarło, że to może być komplement. Dobrze, wróćmy jednak do tematu.
Wypunktowanie tych specyfikacji jakimi charakteryzuje się piłka nożna oczywiście nie ma na celu postulować, aby to zmieniać. Panie świadomie grają na „męskich” zasadach i na tym polu dyskusja jest zbędna. Nie złożymy przecież wniosku do FIFA czy UEFA, że atrakcyjność piłki kobiecej jest niezadowalająca i składa się na to ich inne przystosowanie do sportu, więc budujmy dwa razy mniejsze boiska i grajmy max godzinę. To nie o to w tym wszystkim chodzi. Jeśli każdy ma świadomość, kto w przyrodzie w samym założeniu teorii ewolucji jest tą płcią silną, a kto płcią piękną, to nie udawajmy zaskoczonych czy rozczarowanych, że na poziom mężczyzn kobiety zwyczajnie nie są w stanie wejść. Nie są i nie będą. W zestawieniu wszystkich wyżej wymienionych czynników nie ma co też się równać ze sportami w głównej mierze indywidualnymi. W innych dyscyplinach grupowych przedostanie się pod bramkę czy kosz zajmuje mniej czasu, przez co poczucie nudy czy monotonii nie doskwiera tak szybko lub też wcale. A siatkówka ma wspólną cechę z przykładowo tenisem, skokami narciarskimi czy choćby lekkoatletyką. I to realnie jest klucz pojęcia atrakcyjności. Nie da się powiedzieć, że na parkiecie, korcie, skoczni, stadionie nic się nie dzieje. Wymiana, ustawienie się i ma miejsce ponowny serwis. Skok, lądowanie i już ktoś siedzi na progu. Bieg się kończy i mamy przejście do konkurencji, która dzieje się równolegle. A w piłce na gola czasem trzeba czekać naprawdę długo. I czasem można się nie doczekać.
Brak efektowności – wymierny skutek niedyspozycji fizycznej
Niech pierwszy podniesie rękę ktoś, kto nie zachwycił się pięknym strzałem zza połowy, kuriozalnym trafieniem z bramki do bramki, główką, gdzie strzelający jakby wznosił się pod niebiosa czy przewrotką uciszającą stadion. Tego typu obrazki oglądamy oczywiście w wydaniu męskim znacznie częściej niż w kobiecym. To także jest kwestia aspektów fizycznych, w tym przypadku skoczności, koordynacji i samej siły. Brak tej efektowności przekłada się na potencjalny zachwyt, a co za tym idzie nawet puszczenie w świat poprzez udostępnienie filmu z ekwilibrystycznym bądź wręcz nonszalanckim wykończeniem. Aczkolwiek trzeba tu otwarcie przyznać, że są dyscypliny, które cierpią na tym jeszcze bardziej. Są też jednak te, które na widowiskowości nie tracą. Zastanówmy się zatem, czy te nieoczywiste, wymagające większej sprawności wykończenia dalej nie zamykają nas w nierozwiązywalnym problemie zwanym genetyką?
Fani basketa zapewne także rozsiadając się w fotelach, pragną ujrzeć bloki na nieosiągalnej dla większości wysokości, wsady czy to po walce z obrońcami, czy samotnym rajdzie pod kosz. Oglądanie tych mających ponadprzeciętne rozmiary i wymiary zawodników po prostu wywołuje wrażenie. Zakładając, że posiłkować się będziemy średnią wzrostu, różnica procentowa koszykarek jest dla efektowności tegoż sportu zabójcza. Nie każda z nich posiada wymiary, dające jej możliwość doskoczenia do obręczy. Nawet jeśli wzrost jest łaskawy, kuleje na tym skoczność. To, co momentami wzbudza osłupienie w NBA, w WNBA momentami nie jest nawet osiągalne. Mamy wtedy do czynienia ze zwyczajną wymianą rzutów, która z biegiem czasu, gdy do tego dojdzie jeszcze nie daj Boże nieskuteczność, zwyczajnie nudzić. Podobny problem mają bramkarki, którym czasami przypisywane są „babole”, gdyż teoretycznie strzał był w zasięgu. No być może mając przed oczami mierzących ponad 185 cm wzrostu golkiperów wyobraźnia wytworzyła już zarys interwencji, jednak zasięg Pań nawet sięgających 175 cm w obliczu bramki o wymiarach 732×244 cm okazuje się niezbyt pomocny. Wiadomo – powinniśmy grać na tych samych zasadach jak Panowie, to wydaje się dosyć oczywiste. A okazuje się, że na tym samym boisku, na tych samych zasadach, aby nie umniejszać potencjałowi dyscypliny, siatka dla Pań zawieszana jest 19 centymetrów niżej. Interesujące…
Ponownie więc nawiążmy do konkurencji już wcześniej wspominanych. Urozmaicenie przyjdzie w ostatnim rozdziale, także proszę się nie obawiać. Sama dynamika tenisa ziemnego sprawia, że mniejsza siła, szybkość czy prędkość serwisu nie gra roli dla widowiska. Nadal oglądamy efektowne i pełne emocji wymiany, jak i precyzyjne oraz kunsztowne zagrania. Brak dysproporcji odzwierciedla się w zarobkach, gdyż jak wiadomo już, w roku 2022 najwięcej zarobiła Iga Świątek, która zwyczajnie miała najlepszy sezon ze wszystkich zawodników i zawodniczek. Popyt na ten sport jest zatem równomierny. Lekkoatleci też mogą liczyć na niezależne od płci zarobki, bowiem w trakcie igrzysk, mistrzostw czy mityngów każda konkurencja budzi zainteresowanie. I to nie tylko za sprawą sprzyjających w zestawieniu z piłką nożną krótszemu czasowi trwania czy większej dynamice zawodów. Każdy startuje tam na własny rachunek i chce być jak najlepszy. Nie chce górować jedynie na danym turnieju czy w danym roku na listach światowych. Zawodowców napędza chęć zapisania się złotymi zgłoskami w annałach dyscypliny.
W pogoni za rekordem… stoimy jeszcze na starcie
To oczywiście myśl bardzo ogólna, zawierająca nie tylko stricte rekordowe osiągnięcia, ale i dążenie do wygrywania. Ciężko mi wierzyć, że ludzie nie popłynęliby za falą zainteresowania piłki kobiecej, gdyby nagle nieoczekiwanie GKS Katowice wystąpił w Lidze Mistrzyń i dotarł tam jako czarny koń choćby do fazy pucharowej. To byłby kamień milowy w historii tej dyscypliny. Ciężko jednak w futbolu jednoznacznie zdefiniować pojęcie bycia najlepszym, niełatwo też zainkasować indywidualny rekord. W końcu chodzi tu głównie o wygrywanie, a nawet notorycznie zwyciężający różne rozgrywki i zdobywający trofea piłkarz nie musi wcale w żadnym historycznym zestawieniu zaistnieć. To samo rzecz jasna tyczy się piłkarek. Taki urok sportów zespołowych – gra się na konto drużyny.
Inaczej sprawa ma się też w niektórych konkurencjach indywidualnych. Chyba na dobre uczepię się tej lekkoatletyki, ale jest przykładem uniwersalnym. Sama perspektywa obejrzenia na żywo czy to na stadionie, czy przed ekranem telewizora pobicia rekordu świata napawa entuzjazmem i wywołuje silne emocje. Ekscytacja, z jaką podchodzi do swego osiągnięcia sportowiec, udziela się także widzowi. Kto by nie chciał powspominać sobie rekordowego skoku Duplantisa, rzutów Anity Włodarczyk czy wyczynów Usaina Bolta? W pamięci zostaje nie tylko sam nadludzki wyczyn, ale i fakt, że można sobie powiedzieć w duchu „A ja to wszystko widziałem”. Nie inaczej sprawa ma się ze skokami narciarskimi i biciem rekordów na mamucich skoczniach czy na zawodach pływackich, gdzie samych doznań dostarcza ta generowana komputerowo linia, pokazująca tempo na rekord. A co się dzieje, gdy pływak bądź pływaczka ją wyprzedza wie większość z nas. A i do tego już wielokrotnie wspomnianego tenisa ziemnego warto się odnieść, bo kto nie podziwiał niegdyś Agnieszki Radwańskiej, a teraz nie zachwyca się personą „gówniary z paletkom”? Widz pragnie sukcesu, a piłka nożna w tym kraju nie oferuje go póki co w żadnym wydaniu.
Warto wspomnieć jeszcze o samym podejściu w strukturach związkowych. Wcześniej już padło hasło, że „popyt generuje podaż”. Także nie dziwi fakt, że kasy w kobiecej piłce powinno być mniej. Jednak jak ta dyscyplina ma generować podaż, skoro nie przyczyniamy się do zwiększenia atrakcyjności produktu. Piłka nożna sama ma się sprzedać? Dziw, że męski futbol w Polsce się sprzedaje, skoro powrót z piekła do nieba z naszą kadrą robi Mołdawia, a sytuacji na pustą bramkę nie wykańcza zawodnik wyceniany na niewiele mniej niż cała kadra rywali? Polska piłka jest za przeproszeniem gównem, który federacja owija w złoty papierek, licząc, że nikt go nie odwinie. A wokół kobiecej piłki budujemy narracje, że tego nawet w papierek nie owijamy. Klub sam się nie rozwinie, potrzeba funduszy. Skąd wziąć fundusze? Najłatwiej będzie od sponsorów? Jak przyciągnąć sponsorów? Trzeba reklamować kobiecą piłkę. Kto powinien to robić? Odpowiedź jest prosta: PZPN. A kto to robi na odpowiednią skalę? Nikt.
Oczywiście, raz na jakiś czas prezes Kulesza się wypowie, że „piłka kobiet się rozwija”, „potrzeba gruntownych zmian” czy „szkolenie sprawi, że będzie lepiej”. Tyle, że my nie potrafimy od lat szkolić i nie zmieniamy niczego. Może się mylę, że raczej Znicz Pruszków nie przypisuje sobie dokonań Roberta Lewandowskiego. Schemat do bólu powtarzalny w piłce tutaj jest już zakorzeniony. Jak ktoś jest za dobry na Ekstraklasę to leci za granicę, bo ma świadomość, że tu są wpajane podstawy, a po wyjeździe dozna szoku kulturowego i szkoleniowego. Nie inaczej jest wśród kobiet: gdzieś w końcu trzeba było zacząć. Większość topowych aktualnie zawodniczek ma w CV Medyk Konin. Nie dziwota, skoro były wówczas w idealnym wieku, by najlepszy zespół Ekstraligi stał się trampoliną do sukcesu. Sukcesu, którego tu nie zasmakują nigdy – ani piłkarki, ani piłkarze. Nie zmierzam tu do równości płac, to ekonomiczny absurd, ale gdy piłkarka rzadko kiedy może liczyć na miesięcznie wynagrodzenie powyżej 5000 zł, Mikael Ishak inkasuje na mocy nowej umowy niemal 0,4 mln złotych. To 80 – krotne przebicie. A w osiągnięciach przebicia nie ma, bo nieważne przez jaką liczbę pomnożysz 0, dalej da to 0.
Jestem także w stanie uwierzyć, że zwyczajnie nie operujemy takimi kwotami, by inwestować więcej, gdyż jako Polska nie jesteśmy atrakcyjnym produktem, który ktokolwiek chciałby kupić. Aczkolwiek ktoś już i tak Ekstraklasę ktoś dał sobie wcisnąć, przez można płacić piłkarzom horrendalne kwoty. W końcu ktoś przed tym siada przed TV. A jak ma ktoś z piwkiem zasiąść przed Ekstraligą, skoro nikt nie chce praktycznie wykupić praw do transmisji. Żeby coś oddało pieniądze, trzeba je włożyć. Ryzyko na ten moment jak na akcjach spółki, ale to futbol – najpopularniejszy sport świata. To by wyszło na plus, tylko nie próbujemy. Czemu by choćby nie postarać się, aby dreszczyk emocji związanych z futbolem kobiet przerzucić w obliczu polskim czy europejskim na stałe do bukmacherki (grajmy odpowiedzialnie) ? Na stałe można by do magazynów sportowych wpleść głupią dwuminutową notkę o wynikach danej kolejki i już nabija to pieniądze. To wydaje się takie łatwe, zapewne logistycznie już niekoniecznie, ale chociaż spróbujmy, a nie ciągle powtarzamy o potrzebie rewolucji, gdy siedzimy i bezczynnie wpatrujemy się w sufit, licząc, że zrobimy z czegoś finansowe perpetuum mobile. I to jedyny aspekt, w którym skala porównawcza między kobietami a mężczyznami jakkolwiek trzyma się jeszcze kupy.
Podsumowując, w oparciu o czynniki, które realnie mogą wprawić odbiorcę dyscypliny w nudę, piłka nożna nie wypada w teorii nawet dobrze. Obejrzenie meczu zajmuje stosunkowo dużo czasu, sami gracze wraz z przebiegiem meczu przez zmęczenie przestają forsować tempo, co także wpływa na zainteresowanie. W końcu nikt nie przyszedł patrzeć na niemrawe chodzenie przy wyniku 0:0. Także przestaje dziwić fala krytycyzmu, która uderza w kobiecy futbol, skoro tempo spotkania spaść może realnie szybciej, a od początku i tak nie dorównuje temu, które prezentują Panowie. Zabrzmi to śmiesznie, ale jedyna odpowiedź, która przychodzi mi na myśl to „NIE WIEM”. Jak mamy zestawiać ze sobą obie płcie, skoro w samym założeniu zawodowstwa jedna ze stron potrafi więcej? Bezsens, który z jakiegoś powodu jest kontynuowany i powielany. Zatem jeśli skupiamy się na piłce kobiet to zestawiajmy ją z dyscyplinami, w których akurat występują kobiety. Bokser wagi ciężkiej też raczej nie miałby problemów z rywalem, który rywalizuje w wadze półśredniej. I piszę to z całym szacunkiem dla Floyda Mayweathera i jego 50-0, ale chyba powinien się cieszyć, że nie stanął naprzeciwko niego Tyson Fury. Aczkolwiek to by było nieco niesprawiedliwe, prawda?
1 Comment