Oczywiście, kibice danego klubu najchętniej pragnęliby, aby ich drużyna wygrywała tytuły w nieskończoność i co roku dostarczała pozytywnych emocji i przeżyć na trybunach. Inaczej jest, jeśli na rozgrywki patrzy się nie żywiąc ponadprzeciętnej sympatii do żadnego z uczestników. Wówczas ważnym czynnikiem, definiującym to, jak liga jest ciekawa jest choćby zróżnicowanie w zdobywaniu tytułów. Rzecz jasna poziom rozgrywek także wynagradza poniekąd hegemonię, lecz choćby patrząc na męskie podwórko, już trochę wpisane w założenie jest to, że Bayern Monachium wygra Bundesligę, PSG Ligue 1, a do pewnego czasu hurtowo scudetto padało łupem Juventusu. Także w Ekstralidze podwójnie „niedzielnego” kibica cieszy fakt, iż premierowy tytuł trafił na konto GKS – u Katowice. Spróbujmy rozłożyć to osiągnięcie na czynniki i odpowiedzmy na pytanie, ile ten sukces może powiedzieć o przyszłości rozgrywek kobiecych w naszym kraju.
Ponownie ktoś, kogo imię coś nam mówi
Oczywiście nie imię, a nazwa, aczkolwiek sens tych słów w danym kontekście jest jak najbardziej adekwatny. Bowiem dalej rzuca się w oczy to, że coroczne zestawienie ekip, występujących w Ekstralidze w znakomitej większości nie pokrywa się z układem sił w męskiej odpowiedniczce. Dwie drużyny pokrywające się (Pogoń Szczecin, Śląsk Wrocław) , dwie z pewnością nie obce ze względu na występy na najwyższym szczeblu rozgrywkowym Panów (tytułowy GKS Katowice oraz Górnik Łęczna) ,a poza tym absolutny brak pokrycia wśród potencjałów sekcji bądź nawet brak takiej ekipy. 4/12 – wygląda to niemrawo. A warto dodać, że po tytuł mistrzowski, biorąc pod uwagę obecny Śląsk, a nie hegemona z czasów AZS – u, sięgały te zespoły, które aktualnie nie mają swej drużyny w Ekstraklasie. Czas świetności obecnych wicemistrzyń Polski przypadał na lata, gdy sekcja męska powoli zaliczała zjazd aż do II ligi. Za to popularna „GieKSa” bardzo szybko sukces wśród rozgrywek Pań, podczas gdy po drugiej stronie wywalczonego niedawno złotego medalu śląski klub nie potrafi zbliżyć się nawet do zawitania w elicie i niemal na stałe zakotwiczył w Fortuna I Lidze.
Znów tutaj pora na troszkę matematyki, by ukazać dysproporcje pomiędzy największymi europejskimi ligami. Weźmiemy tutaj pod uwagę szeroko rozumiane przez futbolowych sympatyków TOP 5. W Hiszpanii na 16 ekip wydaje się, że w oparciu o kampanię 2022/2023 ktoś, kto zobaczy tabelę Ligi F po raz pierwszy nie skojarzyłby Las Planas, Madrid CFF oraz Alhamy, być może od razu do głowy nie wpadłaby także Huelva. Jednak poza nimi zostaje 12 drużyn, z których 9 gra w La Liga, a 3 grają na zapleczu, z czego Levante i Alaves zawalczą w barażu o powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej.
W Anglii nie sposób nie kojarzyć którejkolwiek z 12 drużyn. W Premier League nie występowało jedynie Reading, mogące dopisać na konto nie lada osiągnięcie, gdyż w ciągu jednego sezonu zarówno sekcja żeńska, jak i męska są spadkowiczami swych lig.
Sympatycy piłki w Italii, mając przed sobą tabelę Serie A w wydaniu Pań od razu wyłapią 8 z 10 występujących w najwyższej klasie rozgrywkowej zespołów. 7 z nich występowało także w Serie A Panów, poziom niżej grały Parma oraz Como. Jedynie obce dla ucha z czystym sumieniem może być grające na czwartym poziomie Pomigliano.
Na mapie Niemiec w wydaniu męskim nie sposób znaleźć tylko 2 z 12 drużyn, które grały we Frauen Bundeslidze. Mowa tu oczywiście SGS Essen oraz Turbine Potsdam. Mało mogą dzisiaj mówić także nazwy takie jak MSV Duisburg oraz SV Meppen, jednak pozostałe 8 ekip to dobrze znani, regularni bywalcy niemieckiej ekstraklasy.
Na ten moment jeśli mielibyśmy przyrównywać pod względem znajomych nazw w obu sekcjach przyrównywać Ekstraligę do którejś z topowych lig, to byłaby to francuska. 1/3 zespołów miała w najwyższej klasie rozgrywek swą ekipę w każdej z omawianych sekcji (PSG, Olympique Lyon, Stade Reims, Montpellier) . Jednak jeśli zakres mielibyśmy rozszerzyć do zaplecza, to sprawa się prezentuje nieco inaczej, bowiem „nasze” cztery kluby mają się nijak z dziesięcioma po „Trójkolorowej” stronie. Próżno szukać Fleury 91 oraz Soyaux.

Statystyka jest dla nas brutalna. Jeśli w kobiecym futbolu ktoś wygrywa ligę w TOP 5, sama nazwa mówi wszystko, bowiem każdy obserwator piłki doskonale wie o jaki zespół chodzi, jak mu mniej więcej się powodzi w męskich rozgrywkach czy to ligowych, czy reprezentacyjnych. Sukces GKS – u Katowice w Ekstralidze na dobrą sprawę jest drugim, rzecz jasna po serii Górnika Łęczna, gdzie ktoś nieszczególnie zainteresowany futbolem w żeńskim wydaniu może stwierdzić, że ta nazwa z czymś się kojarzy. A niestety „płeć piękna” nie kopie piłki od 5 czy 10 lat, tylko znacznie dłużej. Fundamenty stawiane były już naprawdę dawno, po prostu dopiero teraz komukolwiek chce się to pchać do przodu. Tylko często pada otwarte pytanie „Po co?” . Nie ma z tego pieniędzy, nie ma z tego sponsorów, zainteresowanie nieporównywalne, więc na dobrą sprawę jaki jest cel? A może właśnie warto się postarać i doprowadzić do stanu, gdzie będzie można z dumą śledzić obie sekcje. Powoli nawet do tego zmierzamy, skłamałbym twierdząc, że jest inaczej, lecz jest jeszcze multum potencjalnych problemów, które mają szansę pojawić się na przestrzeni lat.
Błędne finansowe koło – los Ekstraligi w rękach…klubów Ekstraklasy?
To zapewne jest stwierdzenie trochę na wyrost w perspektywie najbliższych lat, jednak należy mieć na uwadze, że przyszłość kobiecych rozgrywek także pod kątem finansowym jest zależna od obecnych „męskich” potęg. Mają one o tyle łatwiej, gdyż do pewnego stopnia inwestycja marki pokroju Legii Warszawa czy Lecha Poznań w drużynę Pań jest jedynie kroplą w morzu całkowitych wydatków, a i tak jest pomocą, na którą budowane latami ekipy, niemogące sobie pozwolić na pozyskanie tego procentu z kasy spółki, nie są w stanie w danym okresie sobie pozwolić. To powoduje, że w perspektywie nadchodzących lat sezonów coraz częściej będziemy widzieć obrazki, związane z awansem rok po roku do wyższych klas rozgrywkowych zespołów rzędu Kolejorza, Wojskowych, Białej Gwiazdy czy Nafciarzy. Droga do tego łatwa nie będzie, jednak sam potencjał finansowy, wynikający z ciągłego obrotu pieniędzy w męskich realiach, może przełożyć się na Ekstraligę oraz niższe ligi. Kwestia czasu, o ile dalej będą chęci i nie będzie się traktować tego projektu jako zabawki , którą „każdy ma to ja też muszę mieć”.

Jeśli realnie znudzenie się materiałem nie nastąpi, będziemy zmuszeni zmierzyć się ze zjawiskiem, które ma swoje mocne oraz ciemne strony. Pójdziemy szlakiem tych najmocniejszych lig, wprowadzając na stałe w grono najlepszych kojarzące się od razu z piłką nożną kluby. W końcu skoro można gdzieś dominować, to kto by nie skorzystał? Na pewno pozytywną stroną takiego stanu rzeczy będzie pogoń za tytułem, co na pewno zobliguje potentatów do sypnięcia groszem na transfery, pensje, pozyskanie nowych sponsorów, którzy dadzą także coś od siebie. A pieniędzy w kobiecej piłce brakuje i wiadomo to nie od dziś, także każdy zastrzyk finansowy tylko wyjdzie na dobre. Kto na tym realnie ucierpi? W zasadzie patrząc tak samo długofalowo niemal każdy bez zaplecza w postaci wysokich dotacji, a nie oszukujmy się – choćby procentowy wpływ z kasy klubu, który zarabia męskim futbolem wniesie więcej w życie sekcji niż dotacja. Zatem jesteśmy świadkami powolnego podążania za wcześniej wypunktowanym trendem europejskim. Z pewnością przykładowo notujące choćby w tym sezonie awanse Lech Poznań, Wisła Płock, Wisła Kraków czy Raków Częstochowa wkrótce pociągną za sobą inne, typowo „ekstraklasowe” z brzmienia drużyny. A pozycją lub nawet życiem przypłacą to aktualnie istniejące tylko dzięki pomysłowi, inwestycjom oraz zaangażowaniu samego sztabu oraz piłkarek ekipy. Taka jest naturalna kolej rzeczy.

Podsumowując, GKS Katowice na ten moment na pewno może być dumny bardziej z występów Pań aniżeli drużyny, która miota się w Fortuna 1 Lidze. Takie sukcesy sprawiają, że apetyty innych rosną, a patrząc na bardzo krótką historię „GieKSy” droga wydaje się jeszcze prostsza niż można zakładać. Bo kto przez długie lata wyrobił sobie na razie pozycję tak silną, że może funkcjonować spokojnie, nie oglądając się na innych oraz potencjalnych konkurentów z kosztownymi projektami, których celem jest pokazanie także „girl power” ?
Na ten moment takich klubów naliczę na palcach jednej ręki. Sukces śląskiej ekipy z pewnością jest znamienity, ponieważ pokazuje, że Ekstraliga także może posiadać ekipy, które już dobrze znamy. Górnik Łęczna już zawalczył o „inny” rozwój piłki kobiecej, aktualne mistrzynie dołożyły cegiełkę. W czym ta inność ewolucji? By zachęcić tych, którzy mają możliwości do wejścia w ten biznes, zamiast dawać życie tworom, które albo funkcjonują dobrze raptem kilka lat i znikają z piłkarskiej mapy, albo są w katastrofalnej sytuacji zmuszane do fuzji z kimś większym lub całkowitego powierzenia licencji. Na razie marzeniem jest doprowadzić choćby kilka klubów do tego, by utrzymywały się same, bez pomocy z zewnątrz. Miną lata nim się to zmieni, ale się zmieni. A obecne mistrzynie i wicemistrzynie Polski pokazują, że można uczynić dumą klubu drużynę Pań, gdy Panowie nie dają sobie rady. Więc pora pójść o krok dalej i zawalczyć o dumę na pełnym dystansie.
2 Comments