Gospodynie nie były przesadnie gościnne w półfinałach Pucharu Szwecji, choć ani w Hisingen, ani w Södermalm nie mogą powiedzieć, że awans do decydującej rozgrywki przyszedł któremukolwiek z klubów łatwo. Podopieczne trenera Vilahamna rozpoczęły mecz przeciwko Kristianstad z ogromnym animuszem, ale pomimo jak najbardziej znaczącej przewagi w posiadaniu piłki, bardzo długo nie udawało im się stworzyć konkretnego zagrożenia pod bramką Meliny Loeck. A konsekwentnie realizujące swój meczowy plan przyjezdne ze Skanii cierpliwie poczekały na swój moment i to one skutecznie ukłuły po raz pierwszy, gdy Emmi Alanen zrobiła najlepszy możliwy użytek z kiksu Josefine Rybrink. Prowadzenie gości do przerwy mogło, a nawet powinno być jeszcze bardziej okazałe, ale bez bramkowych konsekwencji pozostał zarówno fatalny błąd Jennifer Falk, jak i kompletnie niepotrzebny faul Rybrink we własnej szesnastce, dzięki któremu przez szansą na podwyższenie wyniku stanęła Jordan Brewster. Jej strzał z jedenastu metrów zatrzymał się jednak na poprzeczce, a gospodynie wciąż pozostawały tym samym w grze o finał. I szansę tę wykorzystały w stu procentach, bo już w 54. minucie akcję Elin Rubensson oraz Hanny Wijk przytomnie sfinalizowała Anna Anvegård. Wynik remisowy oznaczał konieczność rozegrania dogrywki, ale w Hisingen mieli najwyraźniej inne plany i jeszcze w doliczonym czasie gry Stine Larsen zagwarantowała swojemu klubowi miejsce w majowym finale. I nawet jeśli złośliwi powiedzą, że był to trochę klasyczny gol z niczego, to jednak nie sposób nie pochwalić doświadczonej reprezentantki Danii za przytomność umysłu i perfekcyjne wykończenie akcji.
W drugim półfinale faworyzowane Hammarby zmierzyło się z Piteå i dość niespodziewanie potrzebowało aż dogrywki, aby pokonać mocno osłabioną w formacji defensywnej ekipę z Norrbotten. Wszystko zaczęło się zgodnie z planem, gdyż jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa Sara Kanutte skorzystała z dośrodkowania Jonny Andersson z narożnika boiska i pomimo asysty obrończyń Piteå bez większych problemów pokonała Samanthę Murphy. Fani z dalekiej Północy także doczekali się jednak na swoją chwilę radości, a wszystko zaczęło się od wygranej przez Katrinę Guillou przebitki, która zapoczątkowała – jak się miało za chwilę okazać – bramkową akcję gości. Świetną robotę wykonała podczas niej także Hanna Andersson, a dzieła dokończyła Anam Imo, uprzedzając w walce o piłkę zarówno Annę Tamminen, jak i ofiarnie powracającą za akcją Julię Roddar. Kolejne minuty to coraz większa przewaga Hammarby, ale w grze sztokholmianek zdecydowanie brakowało jednak elementu zaskoczenia rywalek, który pozwoliłby im na kreowanie większej ilości bramkowych okazji. Bo trzeba uczciwie przyznać, że oprócz kąśliwego strzału Cooney-Cross, a także jak zawsze niebezpiecznych dośrodkowań po stałych fragmentach, trudno było doszukać się czystych sytuacji na pokonanie amerykańskiej golkiperki Piteå. Dogrywka była już jednak całkowicie inną historią, a coraz bardziej zmęczone piłkarki gości nie były już w stanie skutecznie przeciwstawić się przeważającym siłom nacierających z jeszcze większą energią rywalek. Hammarby bez większych problemów wypunktował więc przeciwniczki, a w głównych rolach wystąpiły między innymi rezerwowe (!) dziś Matilda Vinberg oraz Madelen Janogy.
Finał Pucharu Szwecji zostanie rozegrany 18. maja, a my już dziś możemy nastawiać się na prawdziwie emocjonujące widowisko. Charakterystyczne trofeum po dwunastu miesiącach opuści gablotę w Malmö i uda się do innego wielkiego miasta. Za dokładnie dwa miesiące przekonamy się jednak, czy pozostanie ono na zachodnim wybrzeżu, czy może czeka je tym razem wyprowadzka do stolicy.