Całe szczęście, że swój pierwszy oficjalny mecz w tym roku kadra Petera Gerhardssona rozgrywała na kameralnym Marbella Football Centre, bo gdybyśmy znajdowali się na przykład na Gamla Ullevi, to być może niektórzy kibice spóźniliby się na decydujący fragment spotkania. Bo choć trudno w to uwierzyć, to Szwedki rozpoczęły od tak mocnego uderzenia, że jeszcze przed upływem trzeciej minuty gry udało im się wypracować bezpieczną, dwubramkową zaliczkę. I nawet jeśli gdzieś w środku wiedzieliśmy, że w rywalizacji z poważnym przeciwnikiem chińska defensywa potrafi posypać się niczym niedbale zbudowany domek z kart, to jednak chyba sami nie spodziewaliśmy się taśmowo kreowanych przez nasze zawodniczki kolejnych sytuacji bramkowych. A o te momentami było nawet łatwiej niż w pamiętnej, treningowej gierce w Gruzji, co bynajmniej nie wystawia urzędującym mistrzyniom Azji przesadnie dobrego świadectwa. Wrażenie mocno pogubionej sprawiała także strzegąca dostępu do chińskiej bramki 25-letnia golkiperka Yu Zhu, która pierwszą w miarę udaną interwencję zanotowała już po tym, kiedy trzeci raz przyszło jej wyjmować futbolówkę z siatki. A skoro u rywalek nie funkcjonowała ani bramkarka, ani obrończynie, to nietrudno domyślić się, że efekt końcowy takiego układu nie mógł być dla podopiecznych trenerki Qingxii Shui satysfakcjonujący. Tym bardziej, że Szwedki wcale nie musiały wznosić się na wyżyny swoich piłkarskich umiejętności, aby przejąć całkowitą kontrolę nad spotkaniem. Wystarczyło trochę mocniejszego pressingu, klasyczne, prostopadłe podania otwierające boczne sektory boiska, czy wreszcie kilka fizycznych wejść ze strony Rolfö, Blackstenius, czy Rubensson, a wynik na tablicy zmieniał się coraz wyraźniej na naszą korzyść.
Błędy i nieporadność przeciwniczek trzeba jednak umieć wykorzystać, a jeśli mecz przeciwko mimo wszystko przyzwoitemu rywalowi ustawia się pod siebie w trzy minuty, to bez względu na okoliczności, zasługuje to na naprawdę spory szacunek. Tym bardziej, że wspomniane już Blackstenius i Rolfö weszły w mecz na naprawdę wysokich obrotach, niezmiennie przejawiając dużą chęć do gry. Podobnymi słowami możemy opisać postawę duetu środkowych pomocniczek, gdyż w początkowej fazie gry zarówno Angeldal, jak i Rubensson w ogóle nie dały pograć swoim chińskim vis-a-vis. I nawet jeśli z upływem czasu obie nasze dyrygentki nieco spuściły nogę z gazu, wtapiając się tym samym w boiskowy tłum, to w decydujących – jak się miało później okazać – chwilach niezmiennie mogliśmy liczyć na nieocenione wsparcie z ich strony. Pierwszoplanową bohaterką pozytywną została jednak ustawiona po części z konieczności, a po części z potrzeby chwili na dziesiątce Madelen Janogy. Po zawodniczce Hammarby ani trochę nie było widać tego, że sezon w drużynie klubowej przyjdzie jej zainaugurować dopiero za sześć tygodni, dzięki czemu właściwie nie dało się odczuć, że po boisku nie biega tego dnia kontuzjowana Kosovare Asllani. Mało tego, popularna Madde współpracowała w kwadracie z Blackstenius, Rolfö oraz Kaneryd tak płynnie, jakby piłkarki te zagrały w takiej konfiguracji przynajmniej kilkadziesiąt meczów, a nie kilka jednostek treningowych. I nawet jeśli weźmiemy poprawkę na to, że chińska defensywa cały czas pozwalała na bardzo wiele, to imponująca nie tylko liczbami stricte ofensywnymi, ale również cennymi odbiorami i odpowiedzialnymi powrotami zawodniczka z Södermalm bez wątpienia zapisze ten wieczór na ogromny plus. Podobnie zresztą jak coraz odważniej rozpościerająca reprezentacyjne skrzydła Kaneryd, której wyłącznie nieco więcej szczęścia zabrakło do tego, aby zakończyć mecz z przynajmniej dwoma trafieniami na koncie.
O ile jednak z przodu zgadzało się nam sporo, o tyle w tyłach problemy miały dziś nie tylko nasze rywalki. Wiadomym jest, że jeśli skutecznie zamykasz mecz w niespełna piętnaście minut, to dalszą jego część gra się już trochę inaczej, ale nie było przypadku w tym, że selekcjoner Gerhardsson co i raz apelował do swoich obrończyń o koncentrację i większe zaangażowanie. Mistrzynie Azji rozstrzygały bowiem na swoją korzyść zdecydowanie zbyt wiele pojedynków główkowych, a zarówno Shenshen Wang, jak i Yu Yi Xiao często były pozostawione w newralgicznych sektorach bez należytej opieki. Najczęściej kończyło się to wszystko na strachu, ale jednak nad wspomnianą już niefrasobliwością nie da się przejść ot tak do porządku dziennego. Tym bardziej, że do tego wszystkiego dochodziły jeszcze rażące pomyłki w pozycjonowaniu i wyprowadzaniu piłki od szwedzkich obrończyń oraz niedokładne podania w poprzek boiska, co już w najbliższy wtorek może okazać się potencjalnie problematyczne. Swojego dnia nie miała także Jennifer Falk, która wprawdzie doskonale zachowała czujność przy sprytnie wykonanym przez Zhang rzucie wolnym, ale już podejmowane przez nią decyzje na przedpolu częściej wprowadzały w naszych szeregach chaos niż spokój. Kilka słów można byłoby napisać ponadto o dwóch szwedzkich debiutantkach, ale występ biegających na przeciwległych flankach formacji defensywnej Anny Sandberg i Hanny Lundkvist można po prostu określić jako przeciętny. Obie starały się zaznaczyć swoją obecność na boisku, a w przypadku zawodniczki madryckiego Atletico momentami całkiem przyzwoicie wyglądała także współpraca ze skrzydłową. Tych konkretów po obu stronach mogło jednak być trochę więcej, a dodatkowo nie możemy zapomnieć, że to właśnie Sandberg dopuściła do precyzyjnego dośrodkowania Mengwen Li, po którym to najlepsza wśród mistrzyń Azji Xiao strzeliła honorowego gola. Dodatkowym problemem szwedzkiej formacji obronnej może okazać się ponadto uraz Amandy Ilestedt, która już w doliczonym czasie gry nieprzyjemnie podkręciła kostkę po zderzeniu we własnej szesnastce z Falk. A my możemy jedynie domyślać się, że w tym właśnie momencie w Paryżu poleciało zapewne przynajmniej kilka mocnych przekleństw, gdyż w ostatnich tygodniach nad defensywą PSG wydaje się ciążyć jakieś fatum.
Tak, czy inaczej, reprezentacyjny rok 2023 rozpoczynamy od pewnego zwycięstwa, ale nie zapominajmy, że to nie o wynik chodziło dziś w pierwszej kolejności. Cieszymy się przede wszystkim niezmiennie rosnącą formą Madelen Janogy, solidną postawą naszych kluczowych zawodniczek w osobach Rolfö i Blackstenius, kolejnym golem po stałym fragmencie gry i przetestowaniem kilku ofensywnych wariantów, które z powodzeniem mogą przydać się nam na przykład w fazie grupowej australijsko-nowozelandzkiego mundialu. Kilka aspektów wciąż pozostaje do poprawy, a sprawy ani trochę nie ułatwia fakt, że przed arcytrudnym testem w Duisburgu szwedzki selekcjoner będzie miał potężny ból głowy z optymalnym zestawieniem formacji defensywnej. Jedna z przewidzianych do wyjściowej jedenastki piłkarek właśnie najpewniej na dobre się z tej roli wypisała, ale jeśli już się sprawdzać, to tylko z takimi rywalkami i tylko w potencjalnie niesprzyjających okolicznościach. Bo dokładnie na to samo musimy być w pełni przygotowani także na przełomie lipca i sierpnia. A póki co, w podróż do Niemiec udajemy się nie bez strat, ale mimo wszystko w dobrych nastrojach.