W obliczu przełożonych spotkań Realu Madryt oraz FC Barcelony, w przypadku wygranej Levante mogło nawet wyprzedzić zespół ze stolicy Hiszpanii. Na drugim biegunie tabeli było równie interesująco, gdyż Alaves w przypadku wygranej miało niemal niepowtarzalną okazję zaznać smaku bycia bezpiecznym w lidze.
Las Planas – Villarreal: Wygrany tego spotkania mógł czuć się bezpieczny o miejsce, gwarantujące utrzymanie. Zaś przegrane piłkarki musiały czekać na wynik wewnątrz strefy spadkowej. Emocje udzielały się na murawie, czego efektem pod koniec pierwszej połowy był wysyp żółtych kartoników, z czego w przypadku pomocniczki gościń, Bichu, zakończyło się opuszczeniem boiska. Jednak chwilę przed tym, na szczęście dla nich, udało się trafić z rzutu karnego za sprawą Guijarro. Po wznowieniu gospodynie przejęły inicjatywę i zdołały przejąć kontrolę. Najpierw wyrównała Uribe, a w Martin – Pozuelo dała gospodyniom prowadzenie. Gdy wydawało się, że wyżej pozycjonowane w tabeli Las Planas dowiezie rezultat do samego końca, ponownie o sobie przypomniała Guijarro, która pod koniec regulaminowego czasu gry wywalczyła dla swej ekipy jeden punkt.
Atletico Madryt – Real Betis: Bardzo dziwne spotkanie. Ale czasami też takie mamy przyjemność oglądać. Chodzi mi głównie o to, że mimo dominacji ze strony gospodyń miało się wrażenie, iż ogólnie na boisku wiele się nie dzieje. Strzały albo nie stwarzały zagrożenia, albo były udaremniane przez solidny punkt przyjezdnych, jakim okazała się bramkarka Thalmann. Stan też utrzymywał się aż do 85. minuty, kiedy to nieoczekiwanie po jednym z niewielu ataków Betis objął prowadzenie, a gola zdobyła Babajide. Dopiero strata bramki i to w tak późnej fazie starcia pozwoliła piłkarkom Atletico przełamać strzelecką niemoc. W przeciągu dwóch minut dwukrotnie na listę strzelczyń wpisała się Cardona, a asystowała jej Garcia. Niezwykle wymęczone trzy punkty finalnie pozostały w stolicy.
Athletic Bilbao – Sevilla: Jak się miało jednak okazać, wyżej wspomniany pojedynek nie był jednym tego typu w zakończonej w niedzielę kolejce. Różnica jednak jest taka, że mecz Athleticu z Sevillą nie przebiegał pod dyktando żadnej ze stron. Każda z ekip miała swoje lepsze i gorsze fragmenty, jednak niezmienny pozostawał sam rezultat, gdyż forma strzelecka piłkarek nie należała do najlepszych. Na pierwszego gola musieliśmy czekać jeszcze dłużej, niż w Madrycie. Dopiero w 90. minucie gospodynie na czoło wyprowadziła Jessica Martinez. Jeśli ktoś myślał wówczas, że to początek i koniec większych emocji, strasznie się pomylił. Chwilę gościniom zajęło wyrównanie, które przyszło za sprawą Clary Pinedo i ostatecznie zespołu podzieliły się punktami.
Alhama – Alaves: Wydawało się, że mimo sąsiadowania ze sobą w tabeli, faworytki z grubsza znamy. Alaves wyglądało w ostatnich tygodniach solidniej i wyrastało na kandydatki do zgarnięcia trzech punktów. A zamiast tego… wyszła jedynie większa kompromitacja. Alhama, która rzadko kiedy potrafi przejąć inicjatywę, dłuższymi fragmentami nie dawała szans rywalkom i już w 4. minucie wyszły na prowadzenie za sprawą Mariny Marti. Wynik ten utrzymał się do gwizdka, zapraszającego na przerwę. Po zmianie stron ponownie gospodynie doszły do głosu, tym razem dwukrotnie. Pewna w tym pomoc rywalek, bowiem na 2:0 do własnej bramki trafiła Elba Verges, a raptem dwie minuty później Marti skompletowała dublet. Beznadziejne wtedy gościnie stać było jedynie na trafienie honorowe, które padło łupem Carli Morery. Tym samym sytuacja na dole tabeli nie zmieniła się, jedynie dystans między stałymi bywalcami strefy spadkowej się zmniejszył.
Levante – Madrid CFF: Najważniejsza potyczka tej kolejki, Poziom, który zaprezentowały obie ekipy z pewnością zadowolił nawet najbardziej wymagających sympatyków. Mieliśmy okazję oglądać naprawdę mądrą wymianę ciosów. Pierwsze na prowadzenie wyszły gospodynie, gdy rzut karny na bramkę zamieniła Gonzalez. Po raptem pięciu minutach mieliśmy już 1:1. Swą okazję wykorzystała Gabi Nunes. Następne okazje nie przynosiły efektów i do przerwy zespoły wciąż pozostawały w impasie. Jednak żadna ze stron nie myślała nawet, by odpuścić walkę o pełną pulę. Stąd też nie dziwi, że druga połowa przebiegała w podobnym stylu. W 73. minucie sprawy w swoje ręce, a właściwie nogi, wzięła kapitan, Redondo Ferrer, która obsłużyła podaniem Alharillę i ponownie pozwoliła nieznacznym faworytkom zdobyć przewagę. Mimo ambitnych prób i starań, gościnie nie zdołały po raz drugi w tym spotkaniu doprowadzić do remisu. Levante wskakuje na pozycję wiceliderek.
Huelva – Tenerife: Po raz kolejny oglądaliśmy potwierdzenie pewnej reguły, która staje się powoli wizytówką Huelvy w obecnej kampanii. Najważniejszy bowiem czas, to czas doliczony. Trzeba otwarcie powiedzieć, że w niedzielę było to widać najdobitniej. Wcześniej gospodynie niemal nie istniały, czego efektem do przerwy rezultat 0:2. W przeciągu trzech minut dublet skompletowała pomocniczka Tenerife, Belgijka Jessica Blom. Druga połowa także nie sugerowała, jakoby Patrycja Balcerzak i spółka miały jeszcze powalczyć. Gdy zbliżaliśmy się do końca regulaminowego czasu gry, swą drogę, aby zbliżyć się do oponentek rozpoczął przegrywający zespół. W 93. minucie złapać kontakt pozwoliła Patricia Ojeda. Rzutem na taśmę, upragniony punkt dała Cristina Gey. Znów udało się zawodniczkom udowodnić, że gra się absolutnie do samego końca. Polka, która „wyjątkowo” w tej sytuacji sama nie wpisała się na listę strzelczyń, rozegrała cały mecz i otrzymała żółtą kartkę.
Tabela po 13. kolejce prezentuje się następująco: