UWCL : Znad przepaści do Europy
Publicystyka Świat UEFA Women's Champions League

UWCL : Znad przepaści do Europy

ume3
Remis na błocie, czyli dzień, który uratował Kristianstad (Fot. Bildbyrån)

 Był piąty dzień listopada roku 2016. Ligowy terminarz ułożył się tak, że w ostatniej kolejce sezonu dwie drużyny walczące o pozostanie w gronie dwunastu najlepszych zespołów w kraju, miały zmierzyć się w bezpośrednim starciu. Zarówno Kristianstad, jak i Umeå, borykały się wówczas także z wieloma problemami natury pozasportowej. Klub ze Skanii dwa razy z rzędu przystąpił do gry na najwyższym poziomie rozgrywkowym dzięki warunkowej licencji, której losy ważyły się zresztą do ostatniej chwili. W Västerbotten, gdzie dodatkowo mocno kręciła się trenerska karuzela, także się nie przelewało i w siedzibie siedmiokrotnego mistrza Szwecji wszyscy nastawiali się powoli na wielką wyprzedaż. Nie trzeba więc chyba podkreślać, że dla obu zainteresowanych stron w ostatniej kolejce stawką było zdecydowanie więcej niż trzy punkty. Także ze szwedzkiego podwórka znamy bowiem mnóstwo przykładów potwierdzających tezę, że gdy niepewny jutra klub spada z Damallsvenskan, to jego upadek nie kończy się zazwyczaj w drugiej lidze, a znacznie, znacznie niżej. I choć od tej reguły bywają chlubne wyjątki, to zapewne ani w Kristianstad, ani w Umeå nikt nie chciał sprawdzać tego na sobie. Pewnym symbolem był również fakt, że ten mecz o sportowy byt miał odbyć się na mocno wysłużonej murawie Vilans IP, nieprzypadkowo nazywanej największym klepiskiem w szwedzkim, profesjonalnym futbolu. Naprawdę trudno o bardziej trafną symbolikę.

Sytuacja przed ostatnią kolejką była dość prosta: gospodyniom do pełni szczęścia wystarczał remis, przyjezdne natomiast bezwzględnie potrzebowały zwycięstwa. Istniał także scenariusz, według którego przy remisie spadały oba kluby, ale zakładał on równocześnie wyjazdowe zwycięstwo Mallbacken nad Rosengård, a w taki obrót wydarzeń wierzył chyba tylko najbardziej optymistycznie nastawiony do życia jeden procent mieszkańców Sunne i okolic. Uprzedzając fakty, w Malmö sensacji ostatecznie nie było, więc decydująca batalia faktycznie odbyła się na arenie w Kristianstad. I rozpoczęła się ona całkiem przyjemnie dla miejscowych, gdyż już w 14. minucie napastniczka rodem z Wybrzeża Kości Słoniowej Ida Guehai wyprowadziła swoją drużynę na prowadzenie. Później jednak nad Skanią zaczął padać deszcz … najpierw delikatny, ale im dłużej trwał mecz, tym bardziej opady przybierały na sile. Nie trzeba oczywiście dodawać, że murawa na Vilans IP była absolutnie nieprzygotowana na taki obrót zdarzeń, w wyniku czego ostatnich dwadzieścia minut gry zdecydowanie bardziej niż piłkę nożną przypominało błotny futbol. A sytuacja obu klubów była o tyle dramatyczna, że nieco wcześniej Lina Hurtig do spółki z Jenny Hjohlman przypomniały sobie, że nieprzypadkowo nazywa się je przyszłością szwedzkiej kadry, dzięki czemu na tablicy wyników widniał rezultat 1-1. Wciąż w pełni satysfakcjonujący Kristianstad, ale jeden gol, choćby całkowicie przypadkowy, wywracał o sto osiemdziesiąt stopni sytuację w ligowej tabeli. Boisko absolutnie do gry się nie nadawało, ale mecz trwał w najlepsze. Umeå uzyskało optyczną przewagę, Kristianstad nastawiał się na kontry, ale na murawie i tak rządził przypadek, bo w takich warunkach trudno było o jakiekolwiek przemyślane zagrania zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Mijały jednak kolejne minuty, a ani Hurtig, ani Rita Chikwelu, ani żadna inna zawodniczka gości nie potrafiła po raz drugi wepchnąć futbolówki do siatki Stiny Lykke Petersen. Kałuża zatrzymała wprawdzie także jedną z bardzo dobrze zapowiadających się akcji gospodyń, ale tym akurat we wschodniej Skanii przejmowano się najmniej. Najistotniejsze było bowiem to, że wynik 1-1 utrzymał się do chwili, w którym pani Tess Olofsson zdecydowała się zakończyć spotkanie, oznajmiając w ten sposób światu, że Kristianstad zachował ligowy byt. Obrazek leżących w błocie piłkarek obu zespołów na długo utkwił w pamięci wszystkim, którzy tego popołudnia mieli przyjemność być świadkami niesamowicie dramatycznych wydarzeń na Vilans IP.

Dziś, w przededniu debiutu drużyny z Kristianstad w europejskich pucharach, wspominam tamte chwile nieprzypadkowo. Wielu kibicom różnych dyscyplin sportu, choć nie tylko im, doskonale znane jest bowiem zjawisko efektu motyla. Nikt oczywiście nie jest w stanie sprawdzić, jak wyglądałaby piłkarska mapa Szwecji A.D. 2021, gdyby wtedy, w meczu na błocie, to Umeå osiągnęło satysfakcjonujący dla siebie wynik. Coś jednak podpowiada mi, że szczególnie losy Kristianstad potoczyłyby się jednak zdecydowanie inaczej. Degradacja do niższej ligi byłaby niewątpliwie ciosem dla klubu, który i tak balansował już na krawędzi i choć oczywiście nie ma takiej tragedii, po której nie dałoby się  podnieść, to jednak ciężko wyobrazić sobie, aby w tej alternatywnej rzeczywistości klub ze wschodniej Skanii właśnie szykowałby się do walki w eliminacjach Ligi Mistrzyń. I choć sam awans do Europy wywalczyła rzecz jasna drużyna, która w poprzednim sezonie zakończyła ligowe rozgrywki na najniższym stopniu podium, to nie mniejsze słowa uznania należą się tym, które kilka lat wcześniej nie pozwoliły temu klubowi upaść. Wiele z tych osób do dziś znajduje się zresztą w Kristianstad, z trenerką Elisabet Gunnarsdottir oraz jej islandzkim sztabem na czele. Wśród piłkarek do tego grona zalicza się oczywiście wychowanka Alice Nilsson, a także Mia Carlsson, Therese Ivarsson, Sif Atladottir, czy Brett Maron. One w tym klubie przeżyły naprawdę wiele i gdy jutro wyjdą na murawę nowej Areny Kristianstad, to właśnie dla nich będzie to największą nagrodą. Bo chyba nikt nie zasłużył bardziej na celebrowanie najbardziej doniosłej chwili w historii klubu niż osoby, które były z nim także w chwilach największej próby. Dodajmy przy tym, że zdecydowanie niełatwej.

Drużyna duńskiego Brøndby, która przywita Kristianstad w piłkarskiej Europie, nie jest oczywiście dla nas wielką tajemnicą. Doskonale znamy umiejętności i klasę sportową Nanny Christensen, czy Julie Tavlo-Petersson, Samarę Ortiz pamiętamy ze wspólnych występów ze szwedzkimi piłkarkami w madryckim Realu (choć w meczach oficjalnych wiele się tam nie nagrała), Beatrice Persson jeszcze wiosną oglądaliśmy w barwach Vittsjö, a transfer utalentowanej Mille Gejl do Häcken zdecydowanie nas ucieszył, gdyż to właśnie ta zawodniczka była w ostatnich miesiącach jedną z kluczowych postaci klubu z przedmieść Kopenhagi. Pamiętamy również, że Brøndby ma doświadczenie w eliminowaniu z rozgrywek niespodziewanych szwedzkich pucharowiczów, o czym nie tak dawno przekonali się w Piteå. Szanse na awans do kolejnej fazy wydają się być jednak wyrównane. Owszem, podopieczne Elisabet Gunnarsdottir w tym roku nie są już taką rewelacją, jak było to jeszcze dwanaście miesięcy temu. Dość powiedzieć, że z trzynastu ligowych spotkań na swoją korzyść rozstrzygnęły zaledwie pięć, a z krajowym pucharem pożegnały się na etapie fazy grupowej. Ubiegłorocznej formy mocno szukają przede wszystkim Therese Åsland i Jutta Rantala, a wspomniana już Alice Nilsson wciąż dochodzi do siebie po kontuzji. Klasą dla siebie pozostaje jednak dwudziestoletnia, ofensywna broń w osobie Sveindis Jane Jonsdottir, a duet Rybrink – Carlsson jako pierwszy w kraju potrafił zagrać na zero z tyłu przeciwko rozpędzonemu Rosengård. Piłkarskich emocji nie powinno więc jutro zabraknąć, ale bez względu na końcowy rezultat – choć oczywiście gorąco wierzymy w zwycięstwo – Kristianstad już wygrał. Chociażby tym, że jutro zaprosi swoje duńskie rywalki nie na Vilans IP, a na nowoczesny, pierwszoligowy stadion z bezpieczną, hybrydową murawą, na otwarcie którego pofatygował się zresztą osobiście Peter Gerhardsson. To już jest wielkie zwycięstwo tych, którzy byli z tym klubem na dobre i na złe. To dla nich jutrzejsze popołudnie będzie chwilą smakującą szczególnie wyjątkowo i aż ciekawe ile osób z tego grona choć przez ułamek sekundy przypomni sobie, jak daleką drogę trzeba było przejść, aby znaleźć się w dokładnie tym miejscu. Na szczęście, przeszłość pozostanie już tylko wspomnieniem, a teraźniejszość maluje się w całkiem ciekawych barwach. A skoro tak, to życzymy Pomarańczowej Armii z Kritianstad dobrej zabawy i mamy nadzieję, że widzimy się w kolejnej rundzie!

Szwedzka Piłka

Jared Burzynski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!