Bardzo rzadko, ale jednak zdarzają się takie dni, gdy zaglądają tutaj osoby, których ani trochę nie interesuje przebieg ostatnich derbów Skanii, polityka transferowa Linköping, czy nastroje towarzyszące kolejnemu El Gnällico. I choć najczęściej wpadają tu tylko na chwilę, to każda taka wizyta niezmiernie cieszy. Jest ona bowiem niezbitym dowodem na to, że piłka nożna w szwedzkim wydaniu jak najbardziej potrafi zainspirować. Zdecydowanie najczęściej dzieje się to oczywiście pod wpływem występów seniorskiej reprezentacji kraju, która zawsze – tak to się już w futbolu składa – jest jego główną wizytówką. A my mamy to szczęście, że z tej swojej wizytówki od pewnego czasu możemy być naprawdę dumni. Od kiedy? Cóż, datę graniczną wskazać nietrudno, ale dziś nie będziemy bynajmniej wracać pamięcią do przeszłości. A to dlatego, że rzeczy najważniejsze dzieją się właśnie tu i teraz. Aż chciałoby się napisać, że na naszych oczach, ale mocno skomplikowana sytuacja epidemiczna na świecie sprawiła, że turniej olimpijski obserwujemy nie z wysokości trybun, lecz z odległości niemal dziesięciu tysięcy kilometrów. Jeśli jednak wierzyć zapewnieniom Hedvig Lindahl, to doping setek tysięcy gardeł doskonale słychać w Tokio, Rifu i Saitamie. Już jutro, a mówiąc bardziej precyzyjnym w nocy z czwartku na piątek, gorące wsparcie i strumień pozytywnej energii przyda się jednak bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Dosłownie za chwilę możemy bowiem stać się świadkami chwili tak historycznej, że aż trochę strach pisać o tym wprost, aby przypadkiem nie zapeszyć. Chwili tak wyjątkowej, że jeśli liczycie sobie mniej niż czterdzieści lat, to na pewno nie mieliście jeszcze okazji przeżyć czegoś podobnego. I nie ma w tych słowach ani krzty patosu, ani krzty przesady.
Na samym początku nie bez przyczyny wspomniałem o nowych sympatykach szwedzkiego futbolu, póki co tego w wydaniu reprezentacyjnym, gdyż wyjątkowo to właśnie im chciałbym zadedykować ten wpis. Skoro podczas tokijskich Igrzysk zainspirowała Was szwedzka kadra, to zapewne z chęcią poznacie bohaterki oraz bohaterów japońskich boisk nieco bliżej, aby jeszcze bardziej się z tą grupą identyfikować i nie mieć tym samym absolutnie żadnych wątpliwości za kogo trzymać kciuki w piątkowym finale. Bo Szwecja w wersji 2021 to ekipa, którą naprawdę da się lubić i to z tysiąca różnych powodów.
- Zacznijmy może od podstaw: piłkarska reprezentacja Szwecji to po prostu (Dam)landslaget, ewentualnie Blågult. Zdecydowanie nie Tre Kronor, bo używając tej nazwy najpewniej zostaniecie wzięci za kibiców hokeja.
- Po krótkim namyśle, z tym hokejem to może nawet nie taka zła opcja. Jako fani tej dyscypliny sportu bylibyście zapewne ekspertami od potyczek szwedzko – kanadyjskich o najwyższe cele. Podobne doświadczenia mają zresztą fani curlingu, oni również zarwali już wiele nocy, aby śledzić pasjonującą rywalizację z Kanadą.
- Co innego piłka nożna, tutaj finał pomiędzy dwoma wspomnianymi nacjami przytrafił się nam po raz pierwszy.
- Nie oznacza to jednak, że reprezentantki Szwecji i Kanady w ogóle nie miały okazji, aby ze sobą porywalizować. Wręcz przeciwnie, oficjalnych potyczek między tymi drużynami naliczono już 23, a ich bilans przedstawia się całkiem zachęcająco (14, zwycięstw, 4 remisy, 5 porażek).
- W ostatnich latach były to jednak zazwyczaj naprawdę ciężkie boje, które kończyły się albo bezbramkowymi remisami, albo zwycięstwami 1-0 jednej ze stron.
- A skoro tak, to zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, jutro powinniśmy obejrzeć więcej goli.
- Jeżeli emocje przeciągną się nam aż to rzutów karnych, to możemy chyba być względnie spokojni. Kilka Kanadyjek zdążyło się już bowiem nabawić kompleksu szwedzkiej bramkarki.
- I to pomimo faktu, że jedyną serię jedenastek przeciwko Kanadzie przegraliśmy. Działo się to jednak na turnieju towarzyskim i była to … kontrolowana porażka (kmwtw).
- Jeśli jutro finał okaże się zwycięski, doceńmy sprawczość słów Hanny Glas. To ona jako pierwsza głośno powiedziała, że szwedzka kadra jedzie do Japonii po pełną pulę.
- Nie było to jednak przesadnie wielkim zaskoczeniem. Jeśli bowiem masz w sobie tyle siły, żeby wrócić do gry na najwyższym poziomie po trzykrotnym urazie więzadeł krzyżowych, to żadne Amerykanki z Australijkami ci nie straszne.
- Kanadyjki oczywiście tym bardziej.
- Straszne, zdaniem niektórych, były komplety strojów o bliżej niezidentyfikowanym kolorze, w których szwedzka kadra zainaugurowała Igrzyska. Dla samych zainteresowanych nigdy nie był to jednak problem.
- Bo jak żartowały Olivia Schough z Sofią Jakobsson, przynajmniej nie ma ryzyka, że w tych strojach nie dojrzysz koleżanki na dobrej pozycji.
- Poza wszystkim, stroje te mają jedną, niezaprzeczalną zaletę: doskonale sprawdzą się po zmroku jako kamizelki odblaskowe. A powoli idzie jesień, więc szybko to docenimy.
- Nazwisko selekcjonera reprezentacji Szwecji czytamy /jerardson/.
- Warto o tym pamiętać nie tylko z szacunku do Trenera Roku 2019 w Szwecji, ale również dlatego, że sam zainteresowany mocno docenia prawidłową wymowę.
- Przekonali się o tym chociażby moderatorzy konferencji prasowych podczas francuskiego mundialu.
- Największą pasją Petera Gerhardssona jest muzyka, a zebrana przez niego w piwnicy kolekcja płyt winylowych robi wrażenie nie mniejsze niż aktualna dyspozycja szwedzkiej kadry.
- To właśnie przy muzyce – najczęściej z kraju rywala – rodzą się konkretne pomysły na najbliższy mecz. Za rozpracowanie Kanady odpowiedzialny jest na przykład Neil Young.
- Gdyby zatem coś poszło nie tak, już wiecie, do kogo zgłaszać ewentualne żale i pretensje.
- Numerem jeden podczas wieczornego relaksu trenera wciąż pozostaje podczas tegorocznych Igrzysk twórczość japońskiego bandu LOVEBITES.
- Same piłkarki również mają swoje muzyczne preferencje, choć ich świętowaniu zdecydowanie najczęściej towarzyszą hity eurowizyjne.
- W tym roku na szczycie playlisty znajduje się Euphoria z repertuaru Loreen.
- I niech będzie to zapowiedzią euforii, która już za chwilę ogarnie nas wszystkich.
- Za skład playlisty, co może być w jakimś stopniu zaskoczeniem, nie odpowiada wyłącznie Olivia Schough. Za to za słynne choreografie w autokarze już jak najbardziej.
- Pięć lat temu, po awansie do finału IO, reprezentantki Szwecji postanowiły wykonać tatuaże z długością i szerokością geograficzną miasta Rio de Janeiro.
- Z nieformalnej obietnicy wywiązała się dokładnie jedna piłkarka. Zgadniecie która?
- Jeśli powiedzieliście, że Caroline Seger, to gratulacje – macie rację!
- Tym razem, w przypadku zwycięskiego finału, skuteczność ma być już zdecydowanie większa. Lista zawodniczek, które zadeklarowały ozdobienie swoich ciał cyferkami oznaczającymi współrzędne geograficzne Tokio, robi się z dnia na dzień coraz dłuższa.
- I nie brakuje na niej tych, dla których byłby to pierwszy tatuaż.
- No cóż, będziemy trzymać za słowo.
- Ale po pierwsze i najważniejsze: niech w ogóle będzie ku temu okazja. Chociażby z tego powodu trzeba wygrać z tą Kanadą.
- A jeśli już uda się zwyciężyć, to spory wkład w ten sukces będzie mieć niewątpliwie Stina Blackstenius, która na przestrzeni ostatniego półrocza z prawdopodobnie najbardziej nieskutecznej napastniczki świata stała się sami-widzicie-kim.
- Choć zwycięstwo może nieść za sobą także dalece poważniejsze konsekwencje. Hedvig Lindahl, która nie tak dawno wspominała, że ani myśli o końcu kariery reprezentacyjnej, w przypadku złota IO może zmienić zdanie.
- Tak przynajmniej wynika z ostatnich deklaracji, ale mamy oczywiście nadzieję, że perspektywa pobicia rekordu Elisabeth Leidinge ostatecznie okaże się silniejsza.
- Bo pojechać na mundial po czterdziestce – to byłoby coś! Jak dotąd udało się to tylko nielicznym i naprawdę wyjątkowym osobistościom świata futbolu.
- Mundialem zaczniemy jednak przejmować się od jutra. A dziś wysyłamy pozytywną energię w kierunku Tokio.
- No dobrze, jeszcze kilka dni na świętowanie, o mundialu zaczniemy myśleć za tydzień.
- A póki co HEJA SVERIGE i pamiętajcie, że Finlandia to nie Skandynawia. To ostatnie akurat kompletnie bez związku z meczem i Igrzyskami, ale każda okazja na dodatkową edukację jest dobra i należy z niej korzystać.