Jeżeli są tu ludzie, którym odpowiada połączenie brytyjskiego charakteru i śródziemnomorskiego słońca, to Malta wydaje się być dla nich wręcz idealnym miejscem na spędzenie wolnego czasu. Jeżeli jednak szukamy rywala, który miałby na pięć miesięcy przed wielkim turniejem przetestować naszą piłkarską kadrę, to w Valletcie i okolicach raczej go nie znajdziemy. Nie ma się co oszukiwać: podopieczne trenera Marka Gatta to na chwilę obecną zespół dopiero uczący się futbolu i nie ma ani trochę przypadku w tym, że w zakończonych właśnie eliminacjach EURO 2022 zdarzyło im się zainkasować szesnaście goli w dwumeczu z Danią. I choć ambicji i woli walki młodym Maltankom odmówić nijak nie można, to w rywalizacji na profesjonalnym poziomie potrzebna jest jeszcze konkretna, piłkarska jakość. A tej naszym dzisiejszym przeciwniczkom najzwyczajniej w świecie brakuje.
Z drugiej jednak strony, nie da się przejść obojętnie obok faktu, że kadra Petera Gerhardssona rozpieściła nas tak bardzo, że przed dzisiejszą batalią na Hibernians Stadium nie brakowało głosów nawołujących do próby pobicia historycznego rekordu strzeleckiego. Do wyrównania pamiętnego wyniku z potyczki z Azerbejdżanem było ostatecznie bardzo, bardzo daleko, ale przywołane tu przedmeczowe nastawienie doskonale określa klimat, jaki panuje obecnie wokół szwedzkiej reprezentacji. I jeśli porównamy go z nastrojami, które towarzyszyły nam chociażby przed holenderskim EURO, to nietrudno zauważyć, że różnice odczuwalne są na każdym kroku. Dzisiejszy mecz z wiadomych przyczyn nie będzie przedmiotem burzliwych, wielogodzinnych analiz, ale i z niego jak najbardziej da się wyciągnąć kilka pozytywów. Być może niekoniecznie w perspektywie japońskich Igrzysk, czy angielskiego EURO 2022 (tam rywalki będą raczej biegały w innej lidze), ale zawsze.
Jedną z zawodniczek, które na pewno mogą zapisać dzisiejszy występ po stronie plusów jest bez wątpienia Johanna Kaneryd. Filigranowa skrzydłowa, która zimą zamieniła Malmö na Göteborg, zadebiutowała w wyjściowej jedenastce najważniejszej drużyny w kraju i zrobiła to w stylu, którego absolutnie nie musi się wstydzić. Do pełni szczęścia zabrakło jej jedynie liczb, ale – zupełnie jak w meczu przeciwko Austrii – fortuna znów ani myślała się do niej uśmiechnąć. Podobnie zresztą jak do Liny Hurtig, która dostała od selekcjonera niespełna trzydzieści minut i w tym okresie mogła pokusić się nawet o hat-tricka. Dwukrotnie przeszkodziła jej jednak poprzeczka, a raz rozpaczliwie interweniująca maltańska defensorka. Nie ma jednak wątpliwości, że zawodniczka Juventusu podczas lutowego zgrupowania zdała test z występów na dziewiątce, co jeszcze bardziej rozszerza Gerhardssonowi pole działania w perspektywie kolejnych turniejów. Ze swojej postawy zadowolona może być ponadto Hanna Bennison, która przed ponad godzinę była dziś mózgiem szwedzkiej ofensywy. Osiemnastolatka z Rosengård pokazała, że po jesiennych problemach zdrowotnych nie ma już u niej śladu, co cieszy z pewnością nie tylko selekcjonera kadry, ale także Jonasa Eidevalla. Wszak dwumecz, którego stawką będzie ćwierćfinał piłkarskiej Ligi Mistrzyń zbliża się wielkimi krokami. Obok wspomnianej Bennison zagrają w nim zresztą także miedzy innymi Mimmi Larsson oraz Nathalie Björn, które wzięły bezpośredni udział w akcji ustalającej ostatecznie wynik dzisiejszej batalii. Napastniczka wicemistrza Szwecji została w sposób nieprzepisowy zatrzymana w polu karnym, a jej koleżanka z formacji defensywnej popisała się skutecznym strzałem z dwunastu jardów.
Dla porządku zerknijmy jeszcze na licznik goli zdobywanych po stałych fragmentach, który przeskakiwał dziś dwukrotnie. Oprócz wspomnianego już rzutu karnego, bramkę przyniosła nam także jedna wrzutka z narożnika boiska. Futbolówkę w maltańską szesnastkę posłała wówczas Olivia Schough, a własną bramkarkę strzałem głową pokonała naciskana przez przeważające siły reprezentacji Szwecji Charlene Zammit. Pół-żartem można jednak powiedzieć, że mając na uwadze liczbę wywalczonych dziś rzutów rożnych, powinny one przełożyć się na znacznie bardziej okazałą strzelecką kanonadę. Inna sprawa, że rozmiary zwycięstwa absolutnie nie były dziś kwestią najważniejszą, choć oczywiście kilka pytań można nawet po tak pewnie wygranym meczu postawić. I na pewno będziemy to robić, ale na bardziej ogólne dyskusje o przyszłości tej kadry przyjdzie czas w osobnym wpisie. Póki co zamykamy jednak pierwsze w tym roku zgrupowanie z bilansem dwóch zwycięstw i gorąco liczymy na to, że wiosna będzie dla nas zdecydowanie bardziej łaskawa, szczególnie w zakresie planowania i logistyki. Opcja last minute czasami doskonale sprawdza się w biurach podróży, ale w piłkarskim kalendarzu zdecydowanie bardziej pożądane są jednak ład i porządek.
Jared Burzynski