Gdy rok temu klub z Uppsali sensacyjnie awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej, nie brakowało opinii, że drużyna prowadzona przez Jonasa Valfridssona zafunduje nam na boiskach Damallsvenskan powtórkę z Kalmaru i Kungsbacki. Takie podejście do tematu nie wynikało bynajmniej z niechęci do nieoczywistego beniaminka, lecz z analizy kilku niezaprzeczalnych faktów. A te przedstawiały się tak, że wywalczony w iście hollywódzkim stylu awans zaskoczył nawet zarząd klubu z Uppsali, który konsekwentnie budował kadrę z myślą o występach na drugim poziomie rozgrywek w sezonie 2020. Niesamowita i zakończona ostatecznie pełnym sukcesem pogoń w wieńczącym ligowe zmagania meczu przeciwko faworyzowanemu Hammarby sprawiła jednak, że rzeczywistość wyprzedziła w tym przypadku marzenia, a od debiutu na pierwszoligowym froncie Uppsalę nagle zaczęły dzielić miesiące, a nie lata. Ta przyjemna skądinąd zmiana niosła jednak za sobą również wiele dylematów. Wszak już na koniec letniego okienka udało się w zasadzie zamknąć kadrę na następny sezon, a pierwotny plan zakładał, że skompletowany z największą starannością młody i niezwykle ambitny skład spróbuje włączyć się do walki o awans z Elitettan. W zaistniałej sytuacji trzeba jednak było stanąć przed niezwykle trudnym wyborem: czy wzmacniać kadrę nieco bardziej uznanymi nazwiskami, ryzykując przy tym spore turbulencje ekonomiczne, czy może dać drugoligowym piłkarkom szansę, aby już teraz rywalizowały z całą krajową elitą. Jak wiemy, zwyciężyła zdecydowanie bardziej rozsądna opcja numer dwa, a historie Limhamn Bunkeflo czy Kungsbacki z pewnością służyły włodarzom klubu z Uppsali za przestrogę podczas podejmowania decyzji. Wyobraźnię kibiców w Uppland w jakimś stopniu rozbudził oczywiście transfer Emmy Holmgren, ale pochodząca zresztą z Uppsali 22-letnia bramkarka była jedyną zawodniczką tej klasy, która zimą zasiliła szeregi beniaminka.
Pobieżna ocena faktów skłaniała nas ku tezie, że drużyna trenera Valfridssona będzie na pierwszoligowym polu bitwy skazana na rolę klasycznego dostarczyciela punktów. Jasne, może raz podczas całego sezonu uda jej się sprawić jakąś głośną sensację, ale to jest absolutne maksimum, na jakie stać w tych okolicznościach Uppsalę. Jakie więc było nasze zaskoczenie, gdy beniaminek najpierw odprawił na własnym boisku Djurgården (dwukrotnie odrabiając w tym meczu straty!), a następnie przejechał się po Umeå, po drodze wyrywając jeszcze bezcenny punkt z rąk Växjö. Cztery mecze, siedem oczek i lokata w górnej połówce tabeli – takiego wejście w nową rzeczywistość nie spodziewał się w Uppsali absolutnie nikt! Hurraoptymistom, którzy błyskawicznie uwierzyli w kontynuowanie pierwszoligowej przygody także i w przyszłym roku, nie bez przyczyny przypominano jednak, że do spokojnego utrzymania trzeba będzie wywalczyć nieco ponad dwadzieścia punktów. A pomimo startu zdecydowanie powyżej oczekiwań, realizacja tego celu wciąż wydawała się niezwykle odległą perspektywą. I rzeczywiście: choć Uppsali zdarzały się jeszcze pojedyncze przebłyski (jak chociażby wyjazdowe zwycięstwo nad zawsze groźną Eskilstuną), to strefa spadkowa najpierw zaczęła się niebezpiecznie przybliżać, a w końcu wchłonęła debiutującą na boiskach Damallsvenskan drużynę. I choć na półmetku rozgrywek Uppsala miała na swoim koncie więcej punktów niż Kalmar i Kungsbacka łącznie uzbierały przez cały sezon, runda jesienna brutalnie zweryfikowała pragnienia sprawienia kolejnej sensacji. Osiem porażek w ośmiu kolejnych meczach oznaczało, że budowana z myślą o Elitettan kadra za chwilę wróci tam, gdzie jej miejsce.
Czy będziemy za Uppsalą tęsknić i niecierpliwie wyczekiwać jej powrotu do krajowej elity? Na tak postawione pytanie trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Z jednej bowiem strony im dłużej trwał sezon, tym bardziej klarowne stawało się, że piłkarki grające swoje domowe mecze w charakterystycznych, różowych koszulkach w wielu aspektach piłkarskiego rzemiosła wyraźnie odstają od swoich ligowych rywalek. Nie możemy jednak przy tym zapominać, że to właśnie dzięki pierwszoligowej przygodzie Uppsali mogliśmy poznać skalę talentu Cornelii Kapocs czy Mariki Bergman Lundin – dwóch poważnych kandydatek do tytułu Odkrycia Roku na boiskach Damallsvenskan. A swoje dobre momenty miały przecież także niewiele tylko starsza od wspomnianego duetu Cassandra Korhonen oraz spisująca się zdecydowanie najlepiej w roli superrezerwowej Beata Olsson. Swoją bramkarską klasę potwierdziła ponadto Holmgren, która wprawdzie nie dokonała cudu w postaci uratowania pierwszej ligi dla Uppsali, ale swoimi kapitalnymi interwencjami w wielu meczach dosłownie utrzymywała swoją drużynę w grze. Jest raczej przesądzone, że po degradacji w klubie nie pozostaną wszystkie liderki, ale wciąż żywa jest nadzieja, że na Studenternas IP również w kolejnym sezonie przyjdzie nam oglądać wiele piłkarek, które tego lata nabierały bezcennego doświadczenia, dzielnie rywalizując na pierwszoligowym froncie. A utrzymanie w kadrze takich nazwisk jak Strömblad, Nyberg czy Olai może okazać się kluczowe w ewentualnej walce o ponowny awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Nawiasem mówiąc, na dzień dzisiejszy wydaje się, że Uppsala nie będzie w niej pozbawiona argumentów, a mając na uwadze jaki los spotkał w ostatnich latach kilku innych spadkowiczów, możemy pokusić się o stwierdzenie, że obrana w Uppland taktyka okazała się jedyną słuszną. A skoro tak, to z największą przyjemnością przywitamy ulepszoną wersję Uppsali w szeregach Damallsvenskan na sezon 2022. I kto wie, być może jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wówczas drużyna ta nie będzie już oczywistym kandydatem do spadku. Póki co wypada jednak pożegnać się klasycznym hej då i życzyć wiele sił na najbliższe miesiące. Każdy spadek, nawet ten po części spodziewany, jest bowiem zawsze dla klubu nie lada wyzwaniem. W Uppsali potrafili już jednak wychodzić nie z takich opresji, więc czemu akurat tym razem miałoby się nie udać?
Jared Burzynski