Wiosną 1984 piłkarska reprezentacja Szwecji wygrała swój jedyny jak dotąd wielki turniej w seniorskim futbolu. 38 lat i trzy miesiące później kadra prowadzona przed Petera Gerhardssona stanie przed szansą, aby raz jeszcze sięgnąć na angielskiej ziemi po tytuł najlepszej drużyny Europy. Dzisiejsze zwycięstwo nad Islandią oznacza bowiem tyle, że bez względu na wynik grudniowego meczu ze Słowacją, szwedzka kadra na kolejkę przed końcem eliminacji zapewniła sobie awans na EURO 2022, a przy okazji pierwsze miejsce w kwalifikacyjnej grupie F. Co jednak najważniejsze, sukces ten osiągnięty został w naprawdę niezłym stylu, który na pewien czas pozwoli nam zapomnieć o niedawnych męczarniach w Reykjaviku.
Kolejną dobrą informacją jest to, że w zaproponowanym dziś przez Petera Gerhardssona składzie bez zarzutu funkcjonował każdy element. Bardzo stabilnie między słupkami szwedzkiej bramki zaprezentowała się Jennifer Falk, choć przed meczem nie brakowało tych, którzy mieli poważne wątpliwości co do właśnie takiego wyboru selekcjonera. Golkiperka Göteborga rozwiała je jednak w najlepszy możliwy sposób, popełniając przez dziewięćdziesiąt minut gry zaledwie jeden drobny błąd, który zresztą sama błyskawicznie naprawiła. A o tym, jak wiele znaczy pewna bramkarka, mogą coś powiedzieć Islandki, którym Sandra Sigurdardottir niestety ewidentnie dziś nie pomagała, raz po raz wypluwając przed siebie futbolówkę nawet w pozornie łatwych sytuacjach. Wróćmy jednak do szwedzkiej kadry, a konkretniej do czwórki defensorek, które na murawie Gamla Ullevi odegrały przepiękny koncert gry obronnej. Magdalena Eriksson wygrywała niemal wszystkie ważne przebitki i wraz z Lindą Sembrant zbudowała na środku zaporę, której niesamowicie dynamiczna przecież Elin Metta Jensen nie potrafiła w żaden sposób sforsować. Defensorka Chelsea swoim występem dała kolejny argument, aby na koniec roku to właśnie w jej ręce powędrowała Diamentowa Piłka, ale przecież już w latach 2017 oraz 2019 Eriksson również w pełni zasługiwała na tę nagrodę. Do trzech razy sztuka? Niewykluczone, gdyż dokonania kapitanki Chelsea coraz częściej doceniane są także przez tak zwane media głównego nurtu. W tych ostatnich pierwszoplanowymi postaciami nie są jeszcze Jonna Andersson i Hanna Glas, ale obie boczne obrończynie jak najbardziej możemy dopisać do grona tych, które za mecz przeciwko Islandii powinny otrzymać najwyższe możliwe noty. W ich grze działało dziś wszystko; począwszy od zadań stricte defensywnych, dzięki czemu zdecydowanie bardziej bezbarwny niż przed miesiącem występ zanotowała chociażby Sveindis Jane Jonsdottir, a skończywszy na wzorowej współpracy ze skrzydłowymi, która raz po raz powodowała olbrzymi popłoch w islandzkich szeregach.
Pochwalną wyliczankę moglibyśmy kontynuować w najlepsze, bo przecież na przykład rozgrywająca dziś mecz numer 208 w reprezentacyjnej koszulce Caroline Seger całkowicie przyćmiła w środku pola islandzką gwiazdę Lyonu Sarę Björk Gunnarsdottir. Trudno powiedzieć, czy pomocniczkę Rosengård zachwyciłoby porównanie do odkurzacza, ale na murawie wyglądało to tak, że Seger bezbłędnie czyściła niemal każdą akcję zaczepną gości, skutecznie odbierając im resztki energii oraz chęci do gry. W podobnych superlatywach moglibyśmy pisać o partnerującej jej w drugiej linii Nathalie Björn, która do tego miała swój udział przy golu na 1-0. I nawet jeśli któraś ze Szwedek nie zagrała akurat meczu życia, jak chociażby Anna Anvegård, to i tak zdarzały się jej zagrania, po których ręce mimowolnie składały się do oklasków. W przypadku snajperki z Malmö było to między innymi prostopadłe podanie wykluczające z akcji trzy reprezentantki Islandii, po którym Sofia Jakobsson mogła podwyższyć wynik na 3-0. Wtedy gola zdobyć się nie udało, ale na szczęście w dwóch innych sytuacjach podopieczne Petera Gerhardssona znalazły sposób na pokonanie Sandry Sigurdardottir.
Trafienie numer jeden to 25. minuta i katastrofalny w skutkach błąd liderki islandzkiej defensywy Glodis Perli Viggosdottir. Stoperka Rosengård próbowała wybić piłkę po centrze Nathalie Björn, ale uczyniła to tak niefortunnie, że futbolówka spadła akurat tam, gdzie znajdowała się podłączająca się do akcji z prawego skrzydła Sofia Jakobsson. Piłkarka madryckiego Realu z nieoczekiwanego prezentu postanowiła skorzystać i w taki właśnie sposób po raz drugi wpisała się na listę strzelczyń w kluczowym meczu eliminacyjnym. Gol na 2-0 to już klasyczny kontratak, kolejna asysta do kolekcji Kosovare Asllani i przede wszystkim strzał marzeń Olivii Schough w samo okienko islandzkiej bramki. O ile w kilku poprzednich sytuacjach mieliśmy pełne prawo kwestionować postawę Sigurdardottir, o tyle wydaje się, że z wybronieniem bomby skrzydłowej Djurgården problem miałaby każda golkiperka świata. A sama Schough, po ostatnim gwizdku Francuzki Stephanie Frappart, była jedną z najszczęśliwszych osób na murawie Gamla Ullevi i nawet trudno się temu dziwić. Jeszcze kilka miesięcy temu zawodniczka sztokholmskiego klubu była przecież stosunkowo daleko nie tylko od wyjściowej jedenastki, ale w ogóle od kadry, a październikowe zgrupowanie i dwa naprawdę udane występy przeciwko Łotwie i Islandii sprawiły, że na dobre udało jej się powrócić do grona walczących o miejsce w samolocie do Tokio. Nie możemy bowiem zapominać, że przed angielskim EURO czekają nas jeszcze Igrzyska w Japonii, na których także spróbujemy odegrać jakąś bardziej znaczącą rolę. Na zastanawianie się nad czekającymi nas wielkimi imprezami przyjdzie jednak jeszcze czas, a póki co warto przynajmniej jeden dzień podelektować się odniesionym w naprawdę dobrym stylu zwycięstwem. I choć awans był oczywistym obowiązkiem, to nie sposób zaprzeczyć, że akurat dziś mamy co świętować i żal byłoby z tej okazji nie skorzystać.