Bez zwycięstwa, bez gola, ale z przebłyskami naprawdę dobrej gry – tak w największym skrócie wyglądał pierwszy tegoroczny mecz kadry Petera Gerhardssona. Tych pozytywnych momentów nie było jednak aż tyle, aby na dystansie dziewięćdziesięciu minut stawić czoła wciąż aktualnym mistrzyniom olimpijskim z Niemiec, które wielkiego spotkania może nie zagrały, ale kolejny raz udowodniły wszystkim, dlaczego niezmiennie zaliczają się do ścisłego, piłkarskiego topu.
W zasadzie od pierwszego gwizdka to Niemki były na stadionie nieopodal Faro stroną zdecydowanie bardziej aktywną i to one już w początkowym kwadransie stworzyły sobie dwie naprawdę dogodne okazje do strzelenia gola. W obu przypadkach zabrakło im jednak wykończenia; najpierw – po kapitalnej, zespołowej akcji, zainicjowanej przez Dzsenifer Marozsan – nieczysto w piłkę trafiła Magull, a chwilę później słupek szwedzkiej bramki ustrzeliła Svenja Huth. Podopieczne Martiny Voss nie zrażały się jednak takim obrotem sprawy i w 34. minucie spotkania ich starania zostały ostatecznie wynagrodzone. Dośrodkowanie z lewego skrzydła przecięła wprawdzie Fridolina Rolfö, ale uczyniła to tak niefortunnie, że wybita przez nią futbolówka znalazła się pod nogami Huth. Była napastniczka Turbine Poczdam bez namysłu uderzyła w kierunku bramki, a rykoszet pozbawił Zecirę Musovic resztek szans na skuteczną interwencję. Trzeba zatem przyznać, że był to nieco szczęśliwy gol, ale w niczym nie zmieniało to faktu, że Niemki, po okresie zdecydowanej przewagi, znalazły się na całkowicie zasłużonym prowadzeniu.
Druga połowa była już zdecydowanie lepsza w wykonaniu naszych piłkarek, choć to rywalki na samym jej początku były bardzo bliskie podwyższenia wyniku. Alexandra Popp, widząc stosunkowo ryzykowne ustawienie Musovic, zdecydowała się na strzał z dystansu, który zatrzymał się dopiero na poprzeczce szwedzkiej bramki. I trzeba obiektywnie zauważyć, że tym razem to do nas mocno uśmiechnęła się fortuna, gdyż w przypadku nieco bardziej precyzyjnego uderzenia, zastępująca dziś przeziębioną Hedvig Lindahl golkiperka Rosengård, musiałaby po raz drugi wyciągać piłkę z siatki. Upływające minuty ewidentnie działały jednak na korzyść podopiecznych Gerhardssona, które na trudnej do gry murawie w Faro poczynały sobie coraz bardziej swobodnie. Na swój reprezentacyjny poziom wskoczyła wreszcie Kosovare Asllani, a na bokach obrony bardzo solidnie prezentował się ofensywnie usposobiony duet Andersson – Samuelsson. Ich wysiłki sprawiły, że w ostatnim kwadransie wreszcie na dobre zakotłowało się pod niemiecką bramką, ale broniąca dostępu do niej Merle Frohms bezbłędnie wywiązała się ze wszystkich swoich obowiązków. Inna sprawa, że w 86. minucie bramkarka Freiburga powinna stanąć przed najpoważniejszym tego popołudnia testem, ale ani sędzia główna, ani jej asystentka, nie zauważyły ewidentnego faulu Mariny Hegering na Sofii Jakobsson w niemieckiej szesnastce. Na nic zdały się energiczne protesty szwedzkiej ławki oraz długo wyrażających swoją dezaprobatę dla decyzji pani arbiter szwedzkich kibiców, gdyż w tym meczu rzutu karnego się nie doczekaliśmy. Podobnie zresztą jak wyrównującego gola.
Gdyby wystawiać noty za ostatnich dziesięć minut, każda ze szwedzkich piłkarek byłaby najprawdopodobniej zadowolona z otrzymanej oceny. Zryw w samej końcowce nastąpił jednak zdecydowanie zbyt późno, aby liczyć na korzystny wynik w starciu z tej klasy rywalem. Pomimo poniesionej porażki, z meczu z Niemkami na pewno możemy wyciągnąć jednak pewne pozytywy, a zebrany materiał będzie stanowił dla sztabu szkoleniowego niezwykle cenną wskazówkę. Indywidualnie na plus z pewnością wyrózniła się Jonna Andersson, która dzisiejszym występem potwierdziła, że mocno poprawiła wyprowadzenie i rozegranie piłki. Bardzo solidnie w swoim debiucie w wyjściowej jedenastce zaprezentowała się Hanna Bennison, a bohaterką kompletną (czyli pozytywną i negatywną) była dziś jej koleżanka z formacji Caroline Seger. Kapitanka Rosengård zapisywała na swoim koncie zarówno kluczowe podania, jak i niebezpieczne straty, choć te ostatnie były w dużej mierze efektem bezbłędnego antycypowania gry przez niemiecką drugą linię. Dobrą zmiane na prawej flance defensywy dała ponadto rekonwalescentka Jessica Samuelsson, która zaprezentowała się na tej pozycji zdecydowanie bardziej wyraziście niż Hanna Glas, po której widać z kolei brak regularnych występów w drużynie klubowej. A co możemy zapisać po stronie minusów? Z pewnością brak jakości na pozycji numer dziewięć, gdzie zbyt mało konkretów pokazała zarówno Stina Blackstenius, jak i Mimmi Larsson. Na więcej liczyliśmy także ze strony Fridoliny Rolfö, która – podobnie jak jej była koleżanka z Linköping – starała się szukać gry, ale pomimo tego pozostawała długimi fragmentami poza nią. Okazja do poprawki nadarzy się jednak bardzo szybko, gdyż już w sobotę czeka nas kolejne trudne wyzwanie podczas portugalskiego zgrupowania. Bo o to, że rywalki z Danii poprzeczkę zawieszą równie wysoko jak Niemki, możemy być całkowicie spokojni.
Jared Burzynski