https://youtu.be/YeDl5Zb7Utk
Szwajcaria na pewno przetestuje nas defensywnie. Jako drużyna prezentują bardzo podobny styl do reprezentacji USA i też mają w składzie kilka piłkarek, na które trzeba zwrócić szczególną uwagę. Dlatego będziemy musiały zagrać zespołowo, zwracać uwagę na detale, dobrze się uzupełniać i podejmować tylko właściwe decyzje. To niezwykle ważne w starciu z takim przeciwnikiem – tak jeszcze przed pierwszym gwizdkiem argentyńskiej sędzi rysowała obraz dzisiejszego meczu Kosovare Asllani. Bogatsi o dziewięćdziesiąt minut boiskowych przeżyć możemy natomiast powiedzieć tak: jeśli to faktycznie miała być próba generalna przed Amerykankami, to na miejscu mistrzyń świata zaczęlibyśmy się powoli obawiać. Bo kadra Petera Gerhardssona, a przynajmniej kilka grających w niej zawodniczek, otarło się na Estadio Algarve o perfekcję.
Dobrze zaczęło się dziać w zasadzie od samego początku, a groźny strzał Elin Rubensson z dystansu okazał się piękną zapowiedzią niezwykle udanego dla szwedzkich piłkarek wieczoru. Na pierwszego gola w siatce Gaelle Thalmann też nie trzeba było zresztą czekać przesadnie długo, gdyż już w siódmej minucie Asllani dośrodkowała spod linii końcowej, a Mimmi Larsson wykorzystała zastanawiającą bierność pary szwajcarskich stoperek i strzałem głową wyprowadziła swój zespół na prowadzenie. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że cała ta bramkowa akcja rozpoczęła się od rozgrywającej dopiero swój drugi mecz w narodowych barwach Madelen Janogy, która w kluczowym momencie najpierw odzyskała futbolówkę, a następnie wygrała ważną przebitkę z Bühler, umożliwiając w ten sposób duetowi z Linköping kontynuowanie natarcia. Inna sprawa, że na pochwały za swój dzisiejszy występ zasłużyła dziś cała szwedzka ofensywa i choć momentami brakowało jeszcze trochę dokładności przy rozrzucaniu piłek na skrzydła, to zarówno wysoki pressing, jak i ilość kombinacji w ataku pozycyjnym naprawdę mogły robić wrażenie. I rzeczywiście robiły, gdyż do mniej więcej dwudziestej minuty Helwetki sprawiały wrażenie kompletnie zdezorientowanych, a gra toczyła się właściwie na jedną bramkę.
Pierwszy godny uwagi atak Szwajcarki wyprowadziły w 26. minucie i … od razu przyniósł im on efekt w postaci gola wyrównującego. Kapitalnym przeglądem pola wykazała się w tej sytuacji Ramona Bachmann, gdyż to jej kilkudziesięciometrowy przerzut do Reuteler otworzył podopiecznym Nilsa Nielsena drogę do bramki Hedvig Lindahl. Wykończenie efektownej, zespołowej akcji przez Anę-Marię Crnogorcevic było już wyłącznie formalnością, ale z korzystnego (mając na uwadze obraz gry) rezultatu Helwetki nie cieszyły się długo. Raz jeszcze próbkę swych nieprzeciętnych umiejętności pokazała nam Asllani, która tym razem piętą posłała futbolówkę w kierunku swojej nowej klubowej koleżanki, a Mimmi Larsson – tym razem na raty – ponownie pokonała Thalmann. Wynik 2-1 okazał się tym, przy którym oba zespoły udały się do szatni, choć gdyby prowadzenie Szwedek było nieco wyższe, nikt nie mógłby zgłaszać co do tego pretensji. Wszak sama tylko Asllani miała przed przerwą aż trzy okazje, aby umieścić piłkę w szwajcarskiej bramce. Niestety, za każdym razem do pełni szczęścia brakowało jej centymetrów i niemal bezbłędnego występu pomocniczka Linköping wciąż nie mogła okrasić golem.
Na szczęście mecze piłkarskie trwają 90, a nie 45 minut, a po przerwie Asllani uderzyła już tak precyzyjnie, że Szwajcarki mogły tylko przyglądać się temu strzałowi i z podziwem bić brawo. Oczywiście, przy tym golu również nie popisała się defensywa naszych dzisiejszych rywalek (Brunner i Mauron nie miały prawa przepuścić podania Hanny Glas oraz pozostawić Asllani bez ścisłego krycia), ale w niczym nie ujmuje to klasie naszej najlepszej dziesiątki, która właśnie teraz zdaje się rozgrywać najlepsze mecze w całej swojej reprezentacyjnej karierze. Tradycyjnie obecnych na Estadio Algarve szwedzkich kibiców cieszyć mogła jednak nie tylko kapitalna dyspozycja duetu Asllani – Rubensson, ale i zdobyty po długiej przerwie gol po stałym fragmencie, który na dodatek był efektem nie improwizacji, a umiejętnie odrobionego zadania treningowego. Z narożnika dośrodkowała Eriksson, piłkę na piąty metr zgrała Carlsson, a Larsson – choć uderzyła nie do końca czysto – skompletowała pierwszego w narodowych barwach hat-tricka, najprawdopodobniej zapewniając sobie w ten sposób miejsce w 23-osobowej kadrze na mundial. Cóż, właśnie tak najlepiej wykorzystuje się szansę otrzymaną od selekcjonera.
Chrapkę na kolejne gole miała dziś zresztą nie tylko była napastniczka Eskilstuny, ale w ostatnim kwadransie nie udało się już podwyższyć i tak pewnego prowadzenia. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że – podobnie jak po meczu w Viborgu – za ten występ należą się szwedzkim piłkarkom naprawdę wysokie noty. Klasą dla siebie była przywoływana tu wielokrotnie Asllani, ze swoich zadań rewelacyjnie wywiązywała się Rubensson, a Larsson zrobiła trzysta procent tego, czego zazwyczaj wymaga się od snajperek. Bardzo obiecująco wyglądało ponadto prawe skrzydło (Glas – Janogy), eksploatowane nieco bardziej i z lepszym efektem niż Carlsson oraz Schough na przeciwległej flance, a Eriksson znów udowodniła, że przyznanie jej w tym roku Diamentowej Piłki z pewnością nie byłoby nadużyciem. Jasne, bramkową akcję Szwajcarek oraz kilka innych, newralgicznych momentów z dzisiejszego meczu z pewnością trzeba będzie dokładnie przeanalizować, ale ci, którzy podczas kadencji Pii Sundhage utrzymywali, że z tej grupy zawodniczek nie da się wycisnąć więcej, kolejny raz przekonali się jak bardzo daleka od prawdy była ta opinia. A nie zapominajmy, że obecny selekcjoner, w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, nie może skorzystać na przykład z niezastąpionej Lotty Schelin. Możemy być jednak pewni, że najlepsza strzelczyni w historii szwedzkiej kadry także oglądała dzisiejsze popisy swoich koleżanek z uśmiechem na ustach, gdyż na taką reprezentację Szwecji patrzy się po prostu z niekłamaną przyjemnością. Dlatego też cieszymy się, że najbliższa okazja, aby zobaczyć ją ponownie w akcji, nadarzy się już za niespełna 48 godzin. Wyjściowa jedenastka będzie diametralnie inna, ale cel pozostaje ten sam: rozegrać dobre spotkanie. Rywal nieobliczalny i dawno niewidziany – Portugalia.
Jared Burzynski