Bezbramkowy remis w Kapsztadzie nie jest być może wynikiem marzeń, ale – jak zresztą zapowiadała przed meczem Caroline Seger – nie wynik był dziś najważniejszy. Styczniowe zgrupowanie w RPA od początku miało bowiem przede wszystkim charakter szkoleniowy, a kończące je starcie z wicemistrzyniami Afryki stanowiło swego rodzaju podsumowanie tego, co przez ostatnie dni udało się wypracować. Analizując pierwszy w tym roku mecz szwedzkiej kadry warto więc mieć ten drobny szczegół na uwadze, choć oczywiście nie da się przejść zupełnie obojętnie obok faktu, że nie wszystko wyglądało dziś tak, jak życzyłby sobie tego sam Peter Gerhardsson.
Szczególnie w pierwszej połowie gra szwedzkich piłkarek wyglądała stosunkowo płynnie, a dokładne, prostopadłe podania wiele razy skutecznie rozerwały południowoafrykańską defensywę. O ile jednak do mniej więcej dwudziestego metra przed bramką Andile Dlamini wszystko udawało się realizować według wcześniej nakreślonego planu, o tyle na wysokości pola karnego zaczynały się prawdziwe problemy. Były one na tyle realne, że tak naprawdę jedyną dogodną okazję do otwarcia wyniku miała przed przerwą doskonale obsłużona przez Caroline Seger Stina Blackstenius. Poza tym, tuż przed gwizdkiem oznaczającym koniec pierwszej połowy Szwedkom należał się rzut karny po starciu Bambanani Mbane z Kosovare Asllani, ale prowadząca dzisiejsze spotkanie Letticia Viana nie dopatrzyła się w tamtej sytuacji przewinienia zawodniczki z RPA. Do szatni obie ekipy udały się zatem przy bezbramkowym remisie, który – mając na uwadze obraz gry – zdecydowanie bardziej satysfakcjonował zespół prowadzony przez Desiree Ellis.
Druga połowa była już zdecydowania bardziej wyrównana, a swoich szans doczekały się w niej także piłkarki z Afryki. Co ciekawe, te najlepsze udało im się wykreować już po zejściu z boiska dynamicznej jak zawsze Thembi Kgatlany; najpierw debiutującą w szwedzkiej bramce Cajsę Andersson efektownym wolejem próbowała pokonać Linda Motlhalo, a w ostatnich minutach groźnie z rzutu wolnego uderzała Jermaine Seoposenwe. Obu strzałom ostatecznie zabrakło jednak precyzji, choć od pełni szczęścia kibiców na stadionie w Kapsztadzie dzieliło zaledwie kilkadziesiąt centymetrów. Po drugiej stronie boiska jeszcze bliższa powodzenia była Hanna Glas, ale uderzenie z dystansu defensorki PSG zatrzymało się ostatecznie na poprzeczce. W doliczonym czasie gry raz jeszcze mocno zakotłowało się w szesnastce Dlamini, ale w przeciwieństwie do nieoficjalnego sparingu sprzed tygodnia, tym razem seria szwedzkich rzutów rożnych bramkowego efektu nie przyniosła i musieliśmy pogodzić się z faktem, że pierwszy w tym roku mecz kadry Petera Gerhardssona zakończył się mało satysfakcjonującym nas wynikiem 0-0.
Zanim jednak zaczniemy wyciągać z dzisiejszego meczu zbyt pochopne wnioski, musimy zwrócić uwagę na termin, w jakim został on rozegrany. Styczeń to dla zawodniczek występujących na co dzień w Damallsvenskan dopiero początek okresu przygotowawczego, co szczególnie w drugiej połowie było aż nadto widoczne. Kto wie, być może na innym etapie sezonu udałoby się zamienić na zwycięskiego gola jeden z szybkich ataków, które po stratach piłkarek z RPA w strefie środkowej można było bezkarnie wyprowadzać, ale dziś futbolówka nie zawsze chciała słuchać Olivii Schough, Julii Roddar, czy kolejnej debiutantki – Madelen Janogy (ta ostatnia i tak mocno postraszyła Dlamini strzałem głową z niełatwej pozycji). Być może to jedno, decydujące i otwierające drogę do bramki podanie udałoby się wykonać Fridolinie Rolfö, Elin Rubensson lub Linie Hurtig, ale z powodu mniej lub bardziej poważnych urazów żadna z nich zagrać w Kapsztadzie nie mogła. Najważniejsze mecze czekają nas jednak dopiero za pięć miesięcy i to właśnie wtedy motoryka i technika mają być na najwyższym możliwym poziomie. Oczywiście, dziś bez wątpienia dało się zagrać zdecydowanie bardziej efektywnie, ale jeśli wnioski wyciągnięte z bezbramkowej potyczki z RPA mają zaowocować we Francji, to … chyba jesteśmy w stanie taki układ zaakceptować.
Jared Burzynski
Szwedzka Piłka