Zaledwie pół roku temu, tuż przed startem sezonu, głośno zastanawialiśmy się, czy debiutująca na najwyższym szczeblu rozgrywek drużyna z Kalmar ma szansę stać się trzecim – obok pięknego, renesansowego zamku oraz zawartej na nim ponad 600 lat temu Unii trzech państw skandynawskich – symbolem tego urokliwego, nadbałtyckiego miasteczka. Od tamtych chwil minęło dokładnie sześć miesięcy i choć do końca sezonu jeszcze daleko, już wiemy, że tak się nie stanie. Oficjalny wyrok podpisany zostanie dopiero za kilka dni (lub jutro, jeśli swojego najbliższego meczu nie przegra Hammarby), ale w Småland już mogą powoli przygotowywać się do powrotu na zaplecze Damallsvenskan. Przygoda z wielką piłką okazała się nadzwyczaj krótka, a zderzenie z najlepszymi zespołami w kraju – niezwykle bolesne.
Czy będziemy tęsknić za pierwszoligowymi relacjami z Kalmar? Mówiąc szczerze – nie bardzo. Prawda jest bowiem taka, że ani pod wodzą Jonasa Walfridssona, ani za kadencji Maritna Sjöstranda, beniaminek nie przypominał drużyny gotowej do rywalizacji na tym poziomie. Jasne, dziesiątkujące kadrę kontuzje nie pomagały żadnemu z wymienionych panów, ale wydaje się, że nawet ze zdrowymi Amandą Fredriksson czy Idą Strömblad (obie chętnie obejrzelibyśmy w przyszłości na boiskach Damallsvenskan!) misja utrzymania ekstraklasy dla Kalmar zakończyłaby się niepowodzeniem. Pojedyncze przebłyski, a takie miewały przecież chociażby Pratt, Gunther, Nilsén, czy Haugstad, to zdecydowanie zbyt mało, aby w dzisiejszych czasach utrzymać się na pierwszoligowej powierzchni. Doświadczone Aivi Luik oraz Ifeoma Dieke robiły, co mogły, aby wspomóc swoje znacznie młodsze koleżanki w nierównej walce, ale tego zespołu w tej formule na więcej stać zwyczajnie nie było.
Dzisiejszy mecz, który w zasadzie przesądził o losie Kalmar, był w pewnym sensie doskonałym podsumowaniem całego sezonu w wykonaniu klubu znad Bałtyku. Najpierw, w odstępie 120 sekund, Linę Lundqvist dwukrotnie pokonała Amanda Edgren, a dziesięć minut później – po asyście Ogonny Chukwudi – poprawiła jeszcze Rita Chikwelu. Upłynął zaledwie kwadrans, a tak naprawdę można było się rozejść; mecz na Arenie Kristianstad był już rozstrzygnięty. Przyjezdne próbowały jeszcze się odgryźć (bezskutecznie, bo dwustuprocentową sytuację zmarnowała szybko zmieniona przez trenera Sjöstranda Fanny Nilsson), ale decydujący fragment meczu znów przespały. Który to już raz w tym sezonie? Nie sposób policzyć, ale było tego zdecydowanie zbyt dużo, aby marzyć o odegraniu na boiskach Damallsvenskan jakiejkolwiek pozytywnej roli.
Sporo było o Kalmar, ale na koniec warto docenić postawę Kristianstad. Ekipa Elisabet Gunnarsdottir znów zwyciężyła, a co równie istotne, zrobiła to na swoich warunkach. Trzy szybkie gole błyskawicznie ustawiły mecz, a w końcówce zniechęcone rywalki dobiła jeszcze piętnastoletnia Evelina Duljan, dla której był to pierwsze trafienie w ekstraklasie. Za tydzień piłkarkom ze wschodniej Skanii tak łatwo już nie będzie, ale sam fakt, że w drugiej połowie września pojadą na derby z Rosengård jako drużyna wciąż licząca się w walce nawet o mistrzostwo, już jest ich ogromnym sukcesem. W Malmö będzie zatem można zagrać bez presji, a mając w pamięci wiosenne starcie obu ekip doskonale wiemy, że przedwcześnie skreślać Kristianstad absolutnie nie wolno. Miała być ciekawa, ligowa jesień? No to jest!
Jared Burzynski
Sobotni wynik:
Kristianstad – Kalmar 4-0 (Edgren 5., 7., Chikwelu 17., Duljan 86.)