Powrót króla!
Ligi Świat

Powrót króla!

W zapowiedzi tego meczu pisałem, że dla piłkarek z Linköping jest on ostatnią szansą na to, aby w tym składzie dały one sobie i swoim kibicom trochę powodów do radości. Już za niewiele ponad dwa tygodnie w klubie z Östergötland pojawi się nowy trener, nowa filozofia, mniejsza lub większa rewolucja nie ominie także szatni, a dobiegająca powoli końca runda wiosenna była jak dotąd dla obrończyń tytułu pasmem kolejnych upokorzeń. Jasne, przed letnią przerwą Linköping rozegra jeszcze dwa ligowe mecze, ale nawet dwucyfrowe zwycięstwo nad trapionym wszelkimi możliwymi nieszczęściami tego świata beniaminkiem z Kalmar z pewnością nie będzie czymś, co którakolwiek z obecnych zawodniczek LFC będzie z rozrzewnieniem wspominać po latach. Mecz na Malmö IP był więc jedyną okazją, aby spróbować poprawić sobie humory i choć trochę nawiązać do nie tak odległych przecież lepszych czasów.

Już pierwsze minuty pokazały, że drużyna Henrika Jensena nie przyjechała do stolicy Skanii prosić o najniższy wymiar kary. Duński szkoleniowiec najwyraźniej wyciągnął odpowiednie wnioski z przegranego nieco ponad miesiąc temu meczu w Pucharze Szwecji, a jego podopieczne konsekwentnie realizowały nakreślony przez pierwszym gwizdkiem Pernilli Larsson plan. Asllani i Lennartsson wykonywały tytaniczną pracę w środku pola, a wysoki pressing już na połowie gospodyń sprawiał, że zespół Jonasa Eidevalla nijak nie potrafił odnaleźć swojego rytmu. Na nic zdał się powrót do wyjściowej jedenastki Ali Riley i Caroline Seger, gdyż Rosengård – jeśli już w ogóle zagrażał bramce Matildy Haglund – to raczej po indywidualnych błędach obrończyń z Linköping niż po misternie utkanych, zespołowych akcjach. Te ostatnie nadspodziewanie odważnie przeprowadzały za to przyjezdne i jedna z nich pozwoliła im w 43. minucie uciszyć stadion w Skanii. Sørensen zagrała klepkę z Dowie, z pierwszym strzałem poradziła sobie jeszcze Musovic, ale wobec dobitki Filippy Angeldahl była już całkowicie bezradna.

Dziesięciokrotne mistrzynie Szwecji na straconego gola zareagowały jednak w najlepszy możliwy sposób, natychmiast rzucając się do odrabiania strat. Na przedpolu bramki Haglund wreszcie zaczęło robić się gorąco, a gdy w doliczonym do pierwszej połowy czasie Mittag obiła słupek bramki Linköping, wydawało się, że wyrównanie jest tu tylko kwestią czasu. Gościom udało się jednak dowieźć korzystny wynik do przerwy, a po niej czekał nas jeszcze jeden zwrot akcji. Zamiast oczekiwanej nawałnicy ze strony Rosengård oglądaliśmy bowiem wyrównane starcie dwóch klasowych zespołów, a jeśli ktoś w ogóle dochodził do sytuacji strzeleckich, to były to piłkarki z Östergötland. Henrik Jensen mógł triumfować, gdyż można było odnieść wrażenie, że znów udało mu się wytrącić z rąk ekipy z Malmö wszystkie atuty, ale na jego nieszczęście po boisku biegała ubrana w białą koszulkę rodaczka. Wystarczył jeden moment nieuwagi, aby Sanne Troelsgaard skorzystała z kawałka wolnej przestrzeni i posłała kilkudziesięciometrowe podanie w kierunku Mittag, a ta uprzedziła wychodzącą z bramki Haglund i w najmniej oczekiwanym momencie doprowadziła do remisu. Do końca pozostawały jeszcze dwa kwadranse i to gospodynie ponownie znalazły się na fali.

Ten mecz dostarczał nam jednak tak wiele niesamowitych wrażeń, że wciąż możliwe było w nim absolutnie każde rozstrzygnięcie. Prawdą jest, że z minuty na minutę to Rosengård uzyskiwał coraz większą przewagę, ale w bramce Linköping wspaniały mecz rozgrywała ta, do której nawet we własnym klubie jeszcze miesiąc temu nie mieli zbyt wielkiego zaufania (bo jak inaczej odczytywać informację o poszukiwaniu nowej golkiperki dosłownie chwilę po tym jak do końca roku wypadła z gry Hilda Carlén). Matilda Haglund bezbłędnie poradziła sobie ze strzałami Mittag oraz Landeki, a próbujące swoich firmowych rajdów Troelsgaard i Riley raz po raz były wybijane z uderzenia przez Arnth lub Oskarsson. W pewnym momencie zaczęliśmy nawet myśleć, że sprawiedliwy chyba z przebiegu gry remis utrzyma się do końcowego gwizdka, ale wtedy Natasha Dowie zrobiła coś, czego nie tylko ona sama, ale wszyscy kibice Linköping na pewno długo nie zapomną. Pamiętacie bramki, które Marta strzelała w meczach przeciwko Kristianstad, Frankfurtowi, czy reprezentacji USA? Z pewnością, gdyż jedną z podstawowych prawd futbolu jest to, że takich chwil piłkarskiej magii się nie zapomina. Dziś wieczorem, na starym, ale niezwykle urokliwym Malmö IP byliśmy świadkami właśnie takiego momentu! Natasha Dowie zdecydowała się na indywidualny rajd, przestawiła, a następnie ograła opiekującą się nią Simone Boye i z niemal zerowego kąta umieściła futbolówkę w siatce Rosengård! Oczywiście, będąc do końca precyzyjnym, trzeba odnotować, że finalnie piłkę do bramki wbiła sobie Zecira Musovic i to na jej konto powinien ostatecznie trafić ów gol, ale zagranie byłej reprezentantki Anglii niewątpliwie było z gatunku tych, które przypominają nam dlaczego pokochaliśmy akurat tę dyscyplinę sportu.

W ostatnich minutach mieliśmy jeszcze ostre wejście Viggosdottir, próbę z dystansu w wykonaniu Wieder (znów niezwykle pewna Haglund) i pretensje piłkarek z Linköping o to, że ich rywalki nie oddały piłki zgodnie z duchem fair play w sytuacji, gdy na murawie leżała Lennartsson. Gdy wybrzmiał ostatni gwizdek Pernilli Larsson, to wszystko przestało się jednak mieć aż takie znaczenie. Jeśli dzisiejszy mecz rzeczywiście miał być dla obrończyń tytułu egzaminem piłkarskiej dojrzałości, to trzeba przyznać, że zdały go one z wyróżnieniem. Oczywiście, wydarzenia ostatnich godzin nie zatrzymają pewnych przemian, które latem czekają klub znad Stångån, ale miło było znów – po długiej przerwie – zobaczyć w akcji tę drużynę, która swego czasu niemal co tydzień dostarczała nam tyle pozytywnych emocji. Mistrzu, jak dobrze, że znów jesteś z nami!

Poniedziałkowy wynik:

5

 

Jared Burzynski 

Szwedzka Piłka

 

Dawid Gordecki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

error: Content is protected !!