Radość Agaty Guściory ze zdobycia mistrzostwa Polski w barwach Górnika Łęczna i podziękowania szczególnie dla babci, która nie tylko kibicuje, ale i modli się za sukcesy swojej wnuczki.
– Czy po zdobyciu mistrzostwa Polski był szampan, confetti czy coś innego?
– Szampan był, ale przede wszystkim była ogromna radość.
– Jak po zdobyciu najwyższego tytułu dla drużyny czuje się Agata Guściora?
– Mistrzowsko, ale jeszcze niespełniona. Mam to, czego chciałam, czyli mistrzostwa Polski w barwach Górnika, ale do pełni szczęścia brakuję Pucharu Polski. To jedno z moich marzeń – dublet z Górnikiem Łęczna.
– Jaką była droga do mistrzostwa?
– Pracowita, momentami zwyczajnie trudna i kręta. Miałyśmy słaby początek sezonu, bo już na wstępie zgubiłyśmy punkty, potem kolejne potknięcie i sprawa mocno się skomplikowała, ale najbardziej chyba martwiła nasza gra, która nie była przekonywająca. Zwycięstwo wyjazdowe nad Medykiem było punktem zwrotnym i od tamtej pory byłyśmy nie do zatrzymania. Zdarzały się słabsze mecze, to normalne, ale mimo to razem zawsze schodziłyśmy z boiska zwycięskie.
– Czy cały sezon grałaś w pierwszym składzie? Czy ktoś szczególnie zasłużył się do zdobycia tytułu?
– Kilka pierwszych meczów sezonu decyzją trenera zaczynałam na ławce. Spędziłam w tym klubie dobrych kilka lat i wiele znakomitych piłkarek grało w Górniku. Dzisiaj z perspektywy czasu wiem, że jesteśmy Mistrzem Polski bo stworzyłyśmy Zespół, jedną całość. Niezależnie jaki to klub i jacy piłkarze. Zawsze chodzi o to samo.
– Co dalej z tobą? Liga Mistrzyń? Wyjazd Agaty za granicę?
– Jeszcze mamy pracę do wykonania. Liga się nie skończyła, a teraz chcemy wygrać Puchar Polski. W tym momencie to jest najważniejsze i na tym się skupiam.
– Krótkie przypomnienie, jak zostałaś piłkarką? Pierwsze kroki w futbolu. Komu najwięcej zawdzięczasz osiągnięcie sukcesu, bycia w mistrzowskiej drużynie?
– Na piłkę byłam skazana od małego. Pochodzę ze wsi a moi sąsiedzi to byli sami chłopcy, więc całe dnie spędzałam z nimi. A przecież młodzi chłopcy grają w piłkę więc i ja z nimi. Pierwsze kroki stawiałam w męskim zespole LKS Wierzchowiska, potem w lubelskim Widoku, z którego trafiłam do Górnika Łęczna.
Tak naprawdę najwięcej zawdzięczam samej sobie, bo kiedy ja zaczynałam grać w piłkę, to był tak dziwny widok. Dziewczyny kopiącej piłkę, że niektórzy nawet się z tego śmiali, co dla młodej osoby nie jest motywujące, ale mi gra w piłkę dawała radość, dlatego nigdy z niej nie zrezygnowałam. Poza rodzicami, którzy wozili mnie na treningi i nie zabraniali mi tego, za co im dziękuje ogromnie jestem wdzięczna. Także moim dziadkom a szczególnie babci. Nikt mnie tak nie dopinguje i nie cieszy się z moich sukcesów jak ona. Codziennie się za mnie modli i myślę, że też dlatego jestem tu gdzie jestem.
Jacek Piotrowski
1 Comment